Gra planszowa potrafi rozkręcić domówkę. Jeśli jej tematyka sprawia, że jest to tytuł dla dorosłych, to tym lepiej komponuje się ona z alkoholem i salwami śmiechu. Mało tego, Dylemat wagonika zmusza do burzliwych dyskusji, dzięki czemu pokój będzie wypełniony dobrą zabawą.
Ściskając w ręku kamyk zielony
Podczas rozgrywki jeden z graczy wciela się w rolę Karola Kolejarza, który musi podjąć decyzję czy skierować pociąg na lewy lub prawy tor. W czym leży problem? Ano w tym, że na trakcji mogą być: mama kaczka ze swoimi kaczątkami, wąż strażacki używany do gaszenia pożaru w szpitalu dziecięcym czy też impreza zorganizowana z okazji twoich urodzin. Lepiej nie robić ich nie niszczyć? Tak, ale obok nich mogą stać: sztuczna inteligencja, która pewnego dnia zniewoli ludzkość, stado nazistowskich welocirapotorów, a także wiecznie głodny kanibal. Rozpędzona maszyna zawsze zabije zarówno dobrych, jak i tych ze skrzywionym kręgosłupem moralnym. Rolą maszynisty jest wybranie mniejszego zła, a pozostali gracze muszą go przekonać, aby kolej nie przemieściła się po ich stronie planszy.
Pierwszą klasą
Dylemat wagonika zapakowano w niepozorne pudełko z mocnego kartonu, dzięki czemu zawartość jest dobrze chroniona. Ponadto, rozmiar opakowania gwarantuje wygodny transport gry od imprezy do imprezy, bo zmieści się w każdym plecaku i większości torebek (po uprzednim wyjęciu kosmetyczki, sekatora i snopowiązałki). Dodatkowo, wśród komponentów znalazły się znaczniki śmierci, Karola Kolejarza (raczej standardowe, czyli pod względem jakości: poprawne) oraz rozwidlenie torów. Do tego ostatniego można mieć zastrzeżenia, ponieważ jest to nieduża kartka, której grubość na myśl przywodzi ulotkę. Wyłożenie na środek stołu takiego papierka wygląda wręcz niepoważnie, patrząc na pozostałe elementy tytułu wydanego przez Rebel. Wykorzystanie mocniejszego materiału mogłoby podnieść wagę, jak i cenę całości, ale wartość na pewno nie wzrosłaby na tyle, aby odpychać potencjalnych klientów. Po prostu szkoda, że to nie wygląda lepiej.
Doznania wzrokowe poprawia widok pięciuset kart. Fani Cyanide & Happiness na pewno rozpłyną się z zachwytu i znajomość tej kreskówki może być głównym powodem kupna, jednak kolejną zaletą jest mnogość kartoników, gwarantująca olbrzymią regrywalność. Dodatkowo, karty leżą głównie na stole, a w dłoniach znajdują się jedynie przez chwilę, dzięki czemu nie zniszczą się za bardzo, co podnosi żywotność gry.
Instrukcja jest małą broszurą i liczy zaledwie cztery strony, a wytłumaczenie zasad nowoprzybyłym zajmie dosłownie kilka minut, co z pewnością można zaliczyć in plus. Przystępne reguły są ogromnym atutem gry imprezowej i pod tym kątem Dylemat wagonika na pewno nie zawodzi.
Nie sikaj, gdy pociąg stoi na stacji
Kanał na YouTube z filmami Cyanide & Happiness ma ponad dziesięć milionów subskrypcji. Najpopularniejszy tam materiał liczy sześćdziesiąt jeden milionów wyświetleń. Jeśli nie słyszałeś wcześniej o tych rzeczach, to ewidentnie ominęło cię coś dużego. Nadrobienie zajmie chwilę, bo część produkcji nie ma nawet minuty, a potrafi rozbawić.
Śmiech jest właśnie największą siłą omawianej karcianki. Wykładanie kartoników na blat i czytanie na głos, co przedstawiają, oraz analizowanie rysunków już zapewniają zabawę, niczym Karty Dżentelmenów. Oczywiście gracze nie będą się śmiać nad stołem do rozpuku, ale chichotanie na pewno się pojawi. Największą frajdę gwarantuje natomiast moment licytacji, bo po wyłożeniu kart nieskazitelnych postaci (tych dobrych) oraz plugawych (tych złych) i dołożeniu modyfikatorów (na przykład: Każde zdanie zaczyna od: „Nie jestem rasistą, ale…” czy też: Dręczy cię od podstawówki) następuje próba przekonania maszynisty, aby pojechał torem przeciwników. Krzyki, walka na argumenty, nadinterpretacja i usilne przeciągnięcie na swoją stronę będą na porządku dziennym. Moment namawiania (jak i rozkładania kart) działa najlepiej, gdy gracze się znają, bo wiedzą, co bardziej trafi do Karola Kolejarza. Ktoś kocha swoją babcię, więc zapewne skieruje pociąg na równoległy tor i tak dalej, ale z odpowiednią dozą kreatywności i tak sytuację nie uzna się za zaprzepaszczoną. Chyba że gracze będą mieć do wyboru naprawdę nietrafione karty – wtedy runda okaże się przegraną. W jeździe pociągiem ważne jest także szczęście, a mimo nadciągającej śmierci, humory z pewnością wszystkim dopiszą, bo gra buduje luźną i pełną komizmu atmosferę.
Jechać na gapę?
Ponad sto złotych za nieduże pudełko niektórym wyda się sporym wydatkiem, jednak należy mieć na uwadze, że w grze jest pięćset kart. Porównując choćby tę liczbę z podobnymi tytułami, i analizując ich ceny, można dojść do wniosku, iż tytuł od wydawnictwa Rebel jest kosztem na odpowiednim poziomie, biorąc pod uwagę kwotę kontra ilość elementów. Ponadto, karcianka ma licencję Cyanide & Happiness, a to też ma wpływ na jej cenę.
Tor-tury
Dylemat wagonika jest grą planszową, która integruje i rozkręca imprezę poprzez decydowanie, kto ma umrzeć. Brzmi jak fajna zabawa? Fani filmów od Roba DenBleykera, Krisa Wilsona, Dave’a McElfatricka i dawniej Matta Melvina z pewnością stwierdzą, że tak! Jeśli poczucie humoru prezentowane w ich produkcjach nie trafia do kogoś, to może on siedzieć nad blatem ze skwaszoną miną, jednak największy wpływ na atmosferę mają gracze, którzy wczują się w przekonywanie maszynisty. Piętnastominutowa rozgrywka, zaproszenie do stołu aż trzynastu graczy i masa ciekawych ilustracji i opisów urozmaicą domówkę. Zwłaszcza, że pokuszono się o odniesienia do Polski, przez co polscy planszówkowicze mogą poczuć się docenieni.
Liczba graczy: 3-13
Wiek: 18+
Czas rozgrywki: 30-90 minut
Wydawnictwo: Rebel
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel, więcej o grze przeczytacie tutaj: