Fani ekranizacji książek Stephena Kinga nie mają na co narzekać. Niedawno w kinach ukazał się remake Smętarza dla zwierzaków oraz druga odsłona wyczekiwanego To, niebawem będzie można wybrać się na Doktora Sen. Tymczasem Netflix postanowił sięgnąć po coś mniej klasycznego z kolekcji Mistrza, opowiadanie W wysokiej trawie napisane wspólnie z synem Joe Hillem.
Kilka słów o pierwowzorze
Opowiadanie, bo trudno tekst mający czterdzieści stron określić mianem powieści, zostało wydane w 2013 roku. Niestety w naszym kraju nie jest dostępna w papierowej wersji. Ja zapoznałam się z nią w formie audiobooka, który trwa niespełna dwie godziny, można przeczytać także e-book.
Kingowski styl, wzbogacony o sprawne pióro Hilla, znany z jego najpopularniejszych powieści, jest doskonale widoczny. I chociaż w drugiej części robi się niesmacznie i krwawo, to chciałoby się by ten świat był bardziej rozbudowany, pełniejszy.
Przejdźmy do ekranizacji
Twórcy filmu myśleli chyba podobnie. Na krześle reżysera zasiadł, odpowiedzialny za Cube, Vincenzo Natali, a fabuła została wzbogacona o nowe wątki.
Parę głównych bohaterów, Becky i Cala, poznajemy gdy zatrzymują się na poboczu, aby zrobić sobie małą przerwę, ponieważ dziewczyna jest w ciąży i niezbyt dobrze znosi długą podróż. Po jednej stronie mają stary kościół, na parkingu stoi także kilka zakurzonych aut, a po drugiej wielkie pole trawy przewyższającej wzrostem człowieka. Gdzieś stamtąd dobywa się głos małego chłopca o imieniu Tobin, który rzekomo się zgubił. Rodzeństwo nie jest w stanie zostawić dziecka w potrzebie, wchodzą więc w ślad za nim w gąszcz. I o ile w książce już w tym momencie rozpoczynamy całą zabawę, w filmie jest to jedynie obiecujący przedsmak tego co może się jeszcze wydarzyć. A dzieje się naprawdę dużo. Ekranizacja stara się rozwinąć historię rodziny Tobina, w dość zaskakujący sposób wprowadzony zostaje także wątek ojca dziecka Becky. To działa na korzyść całej historii, jednak później coś zaczyna się psuć.
„Będziemy powtarzać ten sam błąd”*
Mniej więcej do połowy prodkcji możemy zachwycać się nietypowym pomysłem, tym jak stopniowo wzrasta napięcie, unikalną atmosferą, co jest zasługą reżysera, wykorzystującego doświadczenie z pracy nad wcześniejszymi projektami. Dobrze zrealizowany dźwięk dodatkowo wzmacnia uczucia wyobcowania, zagubienia i grozy, a bohaterowie w obliczu nietypowej sytuacji ujawniają mroczne strony swoich charakterów. Natomiast ciekawe ujęcia niekiedy trochę psuje rzucające się w oczy i niepotrzebne CGI.
Niestety w drugiej połowie obrazu ilość wątków i dziwnych sytuacji drastycznie się zwiększa. Mamy wrażenie, że ciągła bieganina i poszukiwanie wyjścia z pułapki nigdy się nie skończą, a podejmowane przez bohaterów decyzje są coraz mniej racjonalne. Scenariusz rozchodzi się w szwach, postaci tracą na wiarygodności, i tylko Patrick Wilson jako Ross radzi sobie w tej sytuacji. Ponadto bardzo raziły mnie momenty, w których twórcy starali się przenieść z opowiadania kilka scen, a te ze względu na duże zmiany w stosunku do pierwowzoru niepotrzebnie komplikują fabułę, dezorientują widza, przez co całość sprawia wrażenie niepasujących do siebie epizodów.
To oglądać, czy nie oglądać?
Ta ekranizacja na początku obiecuje bardzo wiele, ale z niewielu z tych zapewnień jest w stanie się wywiązać. Jeśli liczycie na rozwiązanie wszystkich zagadek, to na koniec filmu będziecie raczej rozczarowani. Jednak, mimo wszystkich postawionych tu zarzutów polecam obejrzeć W wysokiej trawie choćby ze względu na nietypowe podejście do lęku przed zgubieniem się na niezmierzonym polu trawy przewyższającej wzrostem dorosłego człowieka. A mając za sobą świetny, klimatyczny wstęp, w drugiej połowie możemy być skłonni do wybaczenia twórcom kilku potknięć.
Tytuł: W wysokiej trawie
Reżyseria: Vincenzo Natali
Rok: 2019
Czas: 1h 41 minut
*cytat z filmu