Fantasy bez zadęcia. „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” – recenzja filmu

-

Dungeons & Dragons pewnie kojarzy się wam z kultowym RPG-iem. Wydana po raz pierwszy w 1974 roku fabularna gra fantasy pozwala graczom wcielić się w niemal dowolną postać, stworzyć drużynę, a następnie wyruszyć w epicką podróż. Na przestrzeni lat publikowano coraz nowsze edycje D&D, ale trzon rozgrywki się nie zmieniał.

Dziś jednak nie będę pisać o grze a o filmie, który powstał na jej podstawie i niedawno trafił do polskich kin. Zwiastuny Dungeons & Dragons: Złodziejskiego honoru dawały do zrozumienia, że nie jest to produkcja całkowicie na serio. Owszem, bohaterowie zmierzą się z realnymi – w rozumieniu fantastycznego świata – problemami, ale ich przygodę okraszono dużą ilością humoru.

D20 na inicjatywę

Jeśli mieliście kiedykolwiek okazję rozegrać RPG-ową sesję w świecie Faerunu, konstrukcja fabuły omawianego filmu ani trochę was nie zaskoczy. Bard Edgin Darvis i jego towarzyszka, barbarzynka Holga Kilgore, wydostają się z więzienia i ruszają w znajome strony, by odnaleźć dawnych przyjaciół oraz córkę pieśniarza. U celu okazuje się jednak, że ekipa sprzed lat się rozpadła, a odzyskanie dziecka wcale nie będzie łatwe. Po raz kolejny umknąwszy śmierci, Edgin i Holga obmyślają plan i przystępują do jego realizacji. Oczywiście nie działają sami! Jak powiedział ongiś pan Piotr Fronczewski w Baldur’s Gate: „Przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę” – i właśnie kompletowanie towarzyszy będzie pierwszym zadaniem protagonistów.

Twórcy Dungeons & Dragons: Złodziejskiego honoru nie tracą czasu na długą ekspozycję, dochodząc do wniosku, że widz albo orientuje się w realiach świata przedstawionego, albo zorientuje się w nich w miarę rozwoju fabuły, albo przymknie oko na kilka niedopowiedzeń. Nie wyjaśniają szczegółowo, kim są Czerwoni Magowie i dlaczego nikt ich nie lubi, czemu Neverwinter to ważne w tym uniwersum miasto, o co tak w ogóle chodzi z pieśniarzami ani czy zmiennokształtni druidzi mogą się przemienić w sowoniedźwiedzia (według zasad nie mogą, ale hej, wyglądają świetnie). Rzucają kilka ogólników – i to musi nam wystarczyć.

złodziejski honor
materiały promujące film „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor”  reż. Jonathan Goldstein, John Francis Daley – Paramount Pictures/Hasbro Studios/Entertainment One/Wizards of the Coast
Cztery wesela i Star Trek

W moim odczuciu, Dungeons & Dragons: Złodziejski honor bardzo dobrze oddaje atmosferę panującą w trakcie RPG-owej rozgrywki. Postaci spotykają się w różnych okolicznościach, „ten zły” wydaje się niemożliwy, a przynajmniej bardzo trudny, do pokonania. Rzuty nie zawsze wychodzą (dla jasności, w filmie nikt kośćmi nie rzuca, ale w niektórych scenach da się wyczuć pewną niepewność, oczekiwanie – jakby na wynik właśnie), więc trzeba improwizować. Fajnie wypada także element humorystyczny: nie brakuje tu zabawnych (ewentualnie sucharowatych) dialogów czy absurdalnych sytuacji, co jeszcze bardziej upodabnia produkcję do wizualizacji sesji RPG rozgrywanej pomiędzy dobrymi znajomymi.

Dungeons & Dragons: Złodziejski honor zwraca uwagę również obsadą. Prawdę mówiąc, w filmie opartym na grze RPG nie spodziewałam się zobaczyć Hugh Granta (Cztery wesela i pogrzeb, Dziennik Bridget Jones, Notting Hill) – co z tego, że w roli drugoplanowej. Na ekranie widzimy też, między innymi, Chrisa Pine’a (Pamiętnik księżniczki 2, Star Trek, Wonder Woman), Michelle Rodriguez jak zawsze grającej twardą, kopiącą zadki babkę, stawiającą rodzinę na pierwszym miejscu „wink, wink” (Avatar, Maczeta, seria Szybcy i wściekli), Justice’a Smitha (Jurassic World: Upadłe królestwo, Papierowe miasta, Pokolenie), Sophię Lillis (To, To: Rozdział 2) czy Rege-Jeana Page’a (Bridgertonowie, Gray Man, Zabójcze maszyny).

Trafienie krytyczne

Idąc do kina na Dungeons & Dragons: Złodziejski honor, liczyłam, że będę się dobrze bawić i ani trochę się nie zawiodłam. Zakładam, iż jakieś smaczki mi umknęły, bo nie należę do grona aktywnych RPG-owiczek, niemniej fabuła nie wymaga znajomości wszystkich faktów ze świata stworzonego przez Wizards of The Coast (jak wspomniałam, najważniejsze informacje są jakoś przemycone w filmie). Na ekranie dzieje się dość, by utrzymać uwagę widza, a jednocześnie nie przytłoczyć go zbyt dużą ilością akcji. To produkcja bez zadęcia, stawiająca na luźne przedstawienie obranego tematu, raczej nie biorąca samej siebie na serio. Naprawdę warto się wybrać, choćby po to, żeby obcować z ultymatywną jednostką typu chonker. ^^

złodziejski honor
plakat promujący film „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” Paramount Pictures/Hasbro Studios/Entertainment One/Wizards of the Coast

 

 

Tytuł oryginalny: Dungeons & Dragons: Honor Among Thieves

Reżyseria: Jonathan Goldstein, John Francis Daley

Rok premiery: 2023

Czas trwania: 2 godziny 14 minut

 

 


podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Filmowa adaptacja kultowego RPG traktuje samą siebie z przymrużeniem oka i, moim zdaniem, dzięki temu podejściu może podbić niejedno serce.
Klaudia Ciurka
Klaudia Ciurkahttps://moje-czytadla.blogspot.com/
Książkoholiczka stawiająca pierwsze kroki w świecie gier wideo i planszówek. Seriale ogląda rzadko, ale od anime nie stroni. Kociara i herbatoholiczka z wyboru, okularnica z konieczności.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Filmowa adaptacja kultowego RPG traktuje samą siebie z przymrużeniem oka i, moim zdaniem, dzięki temu podejściu może podbić niejedno serce.Fantasy bez zadęcia. „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor” – recenzja filmu