Zdążyć przed stworzeniem boga. „Krew imperium” – recenzja książki

-

Pragnienie władzy absolutnej jest niebezpiecznym marzeniem. Jeszcze gorzej, gdy ktoś zaczyna dążyć do jego urzeczywistnienia. Nie pozostaje wtedy nic innego niż zebrać wszystkie dostępne siły i przygotować się na walkę. Historia zna przecież zbyt wiele przykładów tego, jak tragicznie może zakończyć się oddanie panowania w ręce fanatyka.

Krew imperium zamyka najnowszą trylogię Briana McClellana osadzoną w świecie magów prochowych. Bohaterowie nie mogą dopuścić, by Ka-Sedial zdobył wszystkie kamienie bogów, a tym samym zyskał moc, pozwalającą stać się istotą wyższą. Taniel Dwa Strzały i Ka-Poel już raz zmierzyli się z takim bytem. Każdy, kto poczuł jego przytłaczającą energię, zdaje sobie sprawę z tego, iż nie można dopuścić do stworzenia kolejnego boga – tym bardziej tak okrutnego jak dynizyjski czarownik.

McClellan po raz kolejny przedstawia czytelnikowi wiele postaci, a tym samym sporo punktów widzenia. Dzięki takiemu rozwiązaniu można jednocześnie obserwować poczynania Vlory Krzemień na linii frontu, Bena Styke’a, który wraz z garstką Szalonych Lansjerów oraz Ka-Poel wyruszył do stolicy Dynizu, oraz szpiega Michela Bravisa, próbującego ustalić, dlaczego znikają przedstawiciele narodu Palo i dokąd trafiają.

Protagoniści jak żywi

Jak przy każdej poprzedniej powieści McClellana, również w Krwi imperium znajdziemy świetnie wykreowanych bohaterów. Autor jasno określił ich cele i pragnienia, a przy tym nie zapomniał o wadach. Jedni są porywczy i niecierpliwi, drudzy skryci i ostrożni, a jeszcze inni rozdarci wewnętrznie pomiędzy skrajnościami czającymi się w ich sercach. Do tego wszystkiego rozwijają się i zmieniają, uczą na błędach i wyciągają wnioski z wydarzeń z przeszłości. McClellanowi z pewnością nie można odmówić talentu do tworzenia postaci z krwi i kości. Oczywiście przy trylogii Bogowie krwi i prochu pomaga fakt, że właściwie wszystkich ważniejszych bohaterów czytelnik poznał już w poprzednich powieściach autora. Dzięki temu łatwiej jest wczuć się w losy konkretniej postaci i dopingować, by udało jej się osiągnąć zamierzony cel.

Również systemy magiczne należą do mocnej strony pozycji. W Bogach krwi i prochu mamy aż trzy typy posługujących się mocą: magów prochowych, Uprzywilejowanych oraz Kościane Oczy. To na umiejętnościach tych ostatnich skupia się autor w tym cyklu. Źródło ich siły jest też najbardziej przerażające ze wszystkich wymienionych. Jak można się domyślać po nazwie, magowie prochowi czerpią swoją moc z prochu strzelniczego, Uprzywilejowani sięgają do tak zwanego Nieświata i korzystają z żywiołów, Kościane Oczy natomiast potrzebują krwi. Potrafią oni sterować człowiekiem, nagiąć go do swojej woli, wzmocnić lub wręcz odwrotnie – całkowicie wyniszczyć. To przez nich zostali też stworzeni elitarni wojownicy Dynizu, nazywani ludźmi-smokami.

W Krwi imperium tak naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Autor napakował te prawie osiemset stron powieści akcją, rozterkami bohaterów, scenami walk oraz intrygami politycznymi. Bardzo ciekawe jest obserwowanie Michela Bravisa, który po raz kolejny przyjmuje nową tożsamość, starającego się odkryć tajemnicę zniknięć Palo. Śledzenie sposobu myślenia i działania najlepszego szpiega Taniela daje sporo satysfakcji. Bohater często o mały włos unika wykrycia, przez co czytelnik siedzi jak na szpilkach, czekając w napięciu na to, co stanie się dalej.

Pozostaje czekać…

Krew imperium z pewnością stanowi dobre zamknięcie całej trylogii. Może jedynie samo zakończenie wydało mi się trochę zbyt sielankowe, ale z drugiej strony bohaterom należała się choć chwila wytchnienia. Jestem bardzo ciekawa czy autor powróci jeszcze do świata magów prochowych w swojej kolejnej powieści. Z żalem stwierdzam, że moi ulubieni bohaterowie zrobili się już chyba za starzy, by stać w centrum następnych burzliwych wydarzeń, jednak z chęcią zobaczę ich chociaż w roli postaci pobocznych, pociągających za sznurki gdzieś z cienia. Mogę z całą pewnością napisać, że Brian McClellan jest jednym z najbardziej lubianych przeze mnie autorów fantasy i bez wątpienia obronił ten tytuł również Krwią imperium. Zanim sięgnięcie jednak po trylogię Bogowie krwi i prochu, polecam zapoznać się najpierw z jego pierwszą serią: Trylogią magów prochowych. Dzięki znajomości wcześniejszych wydarzeń, znacznie przyjemniej będzie czytało się jego kolejne powieści.

Zdążyć przed stworzeniem boga. „Krew imperium” – recenzja książkiTytuł: Krew imperium

Autor: Brian McClellan

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Ilość stron: 792

ISBN: 978-83-7964-571-8

Więcej informacji znajdziecie TUTAJ

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Brian McClellan jak zawsze świetnie zamyka wszelkie wątki, rozpoczęte we wcześniejszych tomach trylogii. Napakowana akcją powieść nie daje nawet chwili, by się nudzić. Jeśli nie znajdujemy się akurat w środku bitwy, podążamy krok w krok za szpiegiem i obserwujemy rozciągane coraz dalej nici politycznej intrygi. A to wszystko w towarzystwie znanych i lubianych postaci ze świata magów prochowych.
Joanna Posorska
Joanna Posorska
Wielka fanka koreańskich i japońskich dram. Uzależniona od anime z potężnymi protagonistami. Miłośniczka kawy, kotów i gier planszowych.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Brian McClellan jak zawsze świetnie zamyka wszelkie wątki, rozpoczęte we wcześniejszych tomach trylogii. Napakowana akcją powieść nie daje nawet chwili, by się nudzić. Jeśli nie znajdujemy się akurat w środku bitwy, podążamy krok w krok za szpiegiem i obserwujemy rozciągane coraz dalej nici politycznej intrygi. A to wszystko w towarzystwie znanych i lubianych postaci ze świata magów prochowych.Zdążyć przed stworzeniem boga. „Krew imperium” – recenzja książki