Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmu

-

Kosmiczny Mecz: Nowa Era miał zjednać sobie co najmniej dwa pokolenia widzów. Jednak ich upodobania są na tyle odmienne, że to zadanie musiało być naprawdę trudne. Czy się udało?

Oryginalny Kosmiczny Mecz ukazał się 25 lat temu i trzeba przyznać, iż pod wieloma względami jest znakiem swoich czasów. Ponadto jego sukces był tak duży, że nie bez powodu późniejsze próby stworzenia kontynuacji nie dochodziły do skutku. Teraz zaś niemal każdy podchodzi do Nowej Ery ze sporym dystansem. Jednak nowy Kosmiczny mecz także skrojono pod aktualnych odbiorców i fakt, że nie mamy do czynienia z klasyczną kontynuacją, stanowi jej największą zaletę, jak i wadę.  

Różnica pokoleniowa = różne oczekiwania

XXI wiek to nie tylko era rozwoju gier wideo, Internetu, branży rozrywkowej, ale i świadomości odbiorcy. Otóż mając przed sobą popkulturowe morze, konsumenci wiedzą już, co im się podoba i gdzie tego szukać, więc firmy muszą walczyć o uwagę klienta. Natomiast w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia tych możliwości było mniej, więc producenci mogli kreować gust ludzi w znacznie łatwiejszy sposób. 

Połączenie w 1996 roku dwóch popularnych marek – kreskówek Looney Tunes i ligi NBA sprawiło, że oryginał został tak dobrze odebrany. Oczywiście one nadal funkcjonują i cieszą się zainteresowaniem fanów, lecz już nie każdy musi kojarzyć Królika Bugsa czy Michaela Jordana, a już na pewno nie młode pokolenie, które urodziło się w latach dwutysięcznych i ma zupełnie innych idoli oraz pasje. 

Uświadomienie sobie tych różnic i próba dopasowania się to jedno z zadań, przed jakimi zostali postawieni LeBron James i scenarzyści, którzy chcieli stworzyć coś innego, a zarazem oddać hołd oryginalnemu filmowi. Dlatego nowy Kosmiczny Mecz jest bardzo samoświadomym soft rebootem i to wpływa zdecydowanie pozytywnie na jego odbiór.

Ty nigdy nie pozwalasz mi być sobą *

Przewodni pomysł na fabułę jest taki, że Warner Bros stworzył oprogramowanie Warner 3000, które jest w stanie przenosić aktora do marek cieszących się największą popularnością i tworzyć produkcje z jego udziałem, co zwiększy ich dochody. Trzeba przyznać, że jest to dość ciekawy pomysł, gdyż wyśmiewa fakt powstawania wielu kontynuacji filmowych franczyz tylko dla łatwego zarobku, co oznacza, że scenariusz żartuje także z siebie. Jednak obecnego zawodnika Los Angeles Lakers interesuje tylko koszykówka i nie zamierza brać udziału w przedsięwzięciu Warnera, co nie podoba się ani włodarzom WB, ani jego marzącym o karierze w gamedevie synowi, Dominikowi.

Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Kosmiczny Mecz: Nowa Era”

Aby nakłonić czterokrotnego mistrza NBA do zmiany zdania, wykreowana przez sztuczną inteligencję postać, Al-G Rhythm wciąga do wirtualnego świata (Serwerwersum) młodego chłopaka i daje mu szansę na spełnienie marzeń. LeBron jest jednak świadomy, że złoczyńca chcę uwięzić bohaterów i aby uratować siebie oraz swojego potomka, musi wygrać mecz w grze wideo stworzoną przez Doma. Graczom może ona przypominać produkcje z serii NBA Jam, bo są tu dodatkowe umiejętności i punkty przyznawane za styl zagrania czy wygranie bitwy raperskiej.

A warto podkreślić, że fabuła ma w tym filmie drugorzędne znaczenie. Co więcej, sam antagonista nie jest specjalnie charyzmatyczny, więc nawet fikcyjni pracownicy Warner Bros nie traktują go poważnie. Dlatego nic dziwnego, że jedynym zajęciem, jakie mu pozostało, jest manipulowanie umysłem młodego człowieka. 

Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Kosmiczny Mecz: Nowa Era”

Moim zdaniem pierwsze 40 minut, podczas których LeBron zostaje wrzucony do animowanego świata i kilku filmów należących do Warnera to kawał świetnej zabawy i najlepsza część tej produkcji. Naprawdę jestem pełen podziwu, jak kreatywnie i inteligentnie wykorzystano fragmenty Matrixa, Mad Maxa czy Wonder Woman 1984, by zwerbować do składu Babcię, Króliczkę Lolę czy Strusia Pędziwiatra (choć zastąpienie Pepe Le Swąda, Yosemite Samem w Casablance, czy oglądanie Speedy Gonzalesa w slow motion tak dobrze już nie wypadło), oraz jak celne okazały się żarty z niektórych wydarzeń z ligi NBA. 

Sportowcy jako aktorzy, to się nigdy nie udaje! **

Tempo i atrakcyjność znacznie spadają, kiedy drużyna Tune Squad przygotowuje się do meczu pod okiem LeBrona lub ten próbuje trenować swojego syna i prawić mu morały. Z drugiej strony wtedy zaczynamy rozumieć, dlaczego młody Dom chce uciec od ojca na obóz gamingowy. W filmie jest kilka takich scen, które mają być pełne napięcia, ale niemal żadna nie wzbudza emocji.

LeBron posiada spory dystans i potrafi żartować z samego siebie. Niestety, kiedy stara się wcielić w rolę przywódcy, to gołym okiem widać, że nie ma tyle charyzmy co Michael Jordan, aby skutecznie wpłynąć na drużynę. Dlatego ucieszyłem się, gdy zawodnik Lakersów pozwolił bohaterom Zwariowanych Melodii grać po swojemu i w tym celu przekazał trenerską pałeczkę Królikowi Bugsowi i jego energia naprawdę podziałała na zawodników Tune Squad.  

Bugs, czy to naprawdę ty?

Od strony wizualnej jest natomiast nierówno, bo o ile animowane sekwencje wyglądają świetnie i mogłyby egzystować jako samodzielne produkcje, o tyle przeniesione z błahego powodu do 3D postacie Looney Tunes, choć bogate w detale, wyglądają nieco upiornie, jakby się urwały z serii Five Nights at Freddy’s.

Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Kosmiczny Mecz Nowa Era”

Niestety tego samego nie mogę napisać o zawodnikach Goon Squad, gdyż ich design jest znacznie prostszy i, podobnie jak cały mecz, przypomina kreskówkową, nieco plastikową stylistykę znaną z takich gier jak Fortnite czy Knockout City, co nie każdemu musi przypaść do gustu.

Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Kosmiczny Mecz: Nowa Era”

Większego wrażenia nie robi także ścieżka dźwiękowa, lecz głównie dlatego, że nie odgrywa w tym filmie istotnej roli. Abstrahując już od tego, co było modne w latach dziewięćdziesiątych, to w oryginalnym Kosmicznym Meczu piosenki były tak dopasowane, by stanowiły uzupełnienie scen, w których się pojawiały. Tymczasem mimo obecności znanych nazwisk jak John Legend czy Jonas Brothers, w Nowej Erze licencjonowany soundtrack brzmi, jakby był bezpłciowym tworem stworzonym na potrzeby reklamy i nie starał się współgrać z filmem.

Po części to zasługa sporej ilości efektów dźwiękowych, przez które muzyka została wyraźnie przyciszona i łatwo ją przegapić. Z kolei utwory stworzone stricte do filmu, choć na etapie montażu zostały lepiej dopasowane, wydają się dość przewidywalne i zasłużenie są jedynie elementem tła.

Celny rzut czy kompletne pudło?

Kosmiczny Mecz: Nowa Era teoretycznie jest kierowany do dzieci, lecz ewidentnie docelowymi odbiorcami są fani oryginału i rodzice, którzy, podobnie jak główny bohater, sprzeciwiają się pasjom swoich pociech, dlatego to na nich może zrobić wrażenie przewodnie motto.

Aczkolwiek myślę, że bardziej będą się zachwycać, że w polskiej wersji językowej Królik Bugs ponownie mówi głosem Roberta Rozmusa, który powrócił do tej roli po 11 latach przerwy. Niektórzy mogą się zastanawiać, dlaczego niejednokrotnie aktor brzmi zupełnie inaczej, lecz dzięki temu jeden z kultowych bohaterów Looney Tunes sprawia wrażenie dojrzalszego i chociażby dla tego występu warto tę produkcję obejrzeć z rodzimym dubbingiem.

Natomiast w przypadku młodego pokolenia, jakąkolwiek frajdę z tego filmu będą czerpały osoby z przedziału wiekowego 9–14 lat, które są wychowane na korzystającej z ikon popkultury grze Fortnite. Jednak o ile nawiązania do Batmana, Harry’ego Pottera czy Scooby’-Doo mogą ich ucieszyć, o tyle obecność Maski czy Ricka i Morty’ego spotka się ze zdziwieniem lub obojętnością.

Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Kosmiczny Mecz: Nowa Era”

Dlatego uważam, że Kosmiczny Mecz: Nowa Era sprawdzi się jako pretekst do otworzenia paczki popcornu i oderwania od rzeczywistości, lecz raczej nie obrośnie takim kultem jak poprzednik. 

Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmuTytuł oryginalny: Space Jam: A New Legacy

Reżyseria: Malcolm D.Lee

Rok premiery: 2021

Czas trwania: 1 godzina 55 minut


Przypis:

*  cytat z filmu Kosmiczny Mecz: Nowa Era

** cytat z filmu Kosmiczny Mecz: Nowa Era

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Miałem świadomość, że „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” będzie zupełnie innym filmem od tego z Michaelem Jordanem. Jednak nie ukrywam, że oglądając kolejne zwiastuny, miałem wrażenie, iż nie ma on wiele wspólnego z oryginałem i nie powinien ukazywać się pod tytułem “Kosmiczny Mecz”. Tymczasem okazało się, że to produkcja, która mimo kilku istotnych zmian, zachowała swój rozrywkowy charakter i dostarcza wiele dobrej zabawy.
Grzegorz Cyga
Grzegorz Cyga
Ten człowiek cały czas gra. Na komputerze, na konsolach PlayStation i na nerwach sąsiadów z racji, że jego bronią w realnym świecie jest gitara elektryczna.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Miałem świadomość, że „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” będzie zupełnie innym filmem od tego z Michaelem Jordanem. Jednak nie ukrywam, że oglądając kolejne zwiastuny, miałem wrażenie, iż nie ma on wiele wspólnego z oryginałem i nie powinien ukazywać się pod tytułem “Kosmiczny Mecz”. Tymczasem okazało się, że to produkcja, która mimo kilku istotnych zmian, zachowała swój rozrywkowy charakter i dostarcza wiele dobrej zabawy.Zbzikowany festiwal popkultury. „Kosmiczny Mecz: Nowa Era” – recenzja filmu