Wschodzące gwiazdy o gwiazdach odległych. „Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021” – recenzja książki

-

[…] kiedy tu wszedłem, oglądałeś pan moje obrazy, jesteś tedy miłośnikiem sztuk pięknych: wszystkie moje obrazy są stare, pędzla dawnych mistrzów, każdy obraz ma metrykę; bo teraźniejszego malarstwa nie lubię.
– I słusznie. Ma ono jedną zasadniczą wadę: nie zdążyło się jeszcze zestarzeć.
– Czy zechciałby pan obejrzeć kilka rzeźb […]? Jak pan widzisz, artyści to zagraniczni. Francuskich nie szacuję wysoko.
– Masz pan prawo być wobec nich niesprawiedliwym, boć to pańscy rodacy.

A. Dumas, Hrabia Monte Christo

Wyznanie

Choć Hrabia Danglars to łajdak i prostak, nie bez wstydu przyznaję, iż zgadzam się z nim w tej jednej kwestii: choć ja przenoszę ją na literaturę. Z wielkim oporem podchodzę zawsze do twórczości młodych pisarzy i pisarek, a gdy do tego dochodzi polskie pochodzenie… Wiem, że to bardzo niepoprawne podejście dla recenzenta, ale staram się walczyć z tą traumą kiedy tylko mam okazję. A taka właśnie się nadarzyła, dzięki Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej, choć nigdy o niej wcześniej nie słyszałem. Szerzej znana stała się dzięki konkursowi na opowiadanie science fiction, zorganizowanym dla twórców przed debiutem książkowym. Pomysł świetny, przyznaję, wykonanie także przyciąga oko. Ponad czterystustronicowy tomik o podtytule Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021 zawiera także dzieła bardziej znanych pisarzy gatunku oraz dwa felietony, ale całość robi naprawdę bardzo pozytywne pierwsze wrażenie.

Co prawda po skończonej lekturze ewoluowało ono nieco. Gdybym jednak chciał wskazać przyczyny ostatecznego odbioru tego zbioru, prawdopodobnie byłbym w pewnym stopniu „niesprawiedliwy”. Jak można we wspólnej recenzji podsumować tak wielu autorów, nie krzywdząc przy tym nikogo? Postanowiłem więc poeksperymentować trochę i pokrótce opisać każde z opowiadań w osobnym akapicie. Choćby parę zdań ogólnych wrażeń będzie lepsze niż całkowite pominięcie, prawda? Najwyżej pierwszy i ostatni raz zabawię się w nauczyciela i ocenię te „rozprawki”.

Pominę przy tym wzniosłe przedmowy autorstwa dr. hab. Grzegorza Brony, byłego prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej, oraz dr. Marcina Kowalczyka, literaturoznawcy. Panowie doktorzy, z całym szacunkiem, jeśli nie mogliście się zdecydować, kto jest lepszy do napisania wprowadzenia, trzeba było całkiem z niego zrezygnować.

M. Kłodawski, Mistrz Marionetek

Czystej krwi paranoja, przelana na papier. Oczywiście w pozytywnym dla czytelnika znaczeniu: badania nad zwierzętami prowadzą do odkrycia pewnego pasożyta, wpływającego na mózg… Rzecz jasna, nie przenosi się na ludzi, da się go powstrzymać i tak dalej. Niby same oczywistości, a jednak fabuła zaskakuje zarówno płynnością, jak i zwrotami akcji, choć środkowy akt był nieco przydługi. Nawet nadużywaną obecność Rosjan mogę wytłumaczyć miejscem wydarzeń – wszystko ma swoją przyczynę, działania głównego bohatera (czemu musi być Polakiem?) są logiczne i trzymają w napięciu. Szóstka.

M. Manicki, Kulisy lotu ptaka w kosmos

Jeden z wielu banałów gatunku, podany w ciekawy, lecz kompletnie niezjadliwy sposób. Ogromny statek kolonizacyjny, po blisko tysiącu lat podróży międzygwiezdnej, dociera wreszcie na docelową planetę. Jednak gdy pasażerowie wybudzają się z hibernacji, ze zgrozą zauważają, że ta już jest zamieszkana. Zamiast więc wykorzystać wiedzę i umiejętności zdobyte na szkoleniach, bądź skorzystać po prostu z chłodnej logiki, wpadają w panikę. Gwiezdni podróżnicy zachowują się niczym pseudokibice na meczu futbolowym. Nawet po tym, gdy pojawia się pomoc i oferuje gotowe (w zasadzie jedyne) wyjście z tego impasu. Kapitan statku popełnia samobójstwo (bo jest Japończynkiem, oczywiście) wicekapitan nie ma żadnych zdolności przywódczych, a pierwszy oficer stwierdza dumnie: albo będzie po mojemu, albo w ogóle: mniejsza czy większość przeżyje. Bohaterowie i miejsce do siebie nie pasują. Trzy na szynach.

G. Rogaczewski, Góra Mroku

Wypadek. Chyba na stacji górniczej, ale nie jestem pewien. Nic nie wybuchło, tylko przez bazę przeszła zmiana przestrzeni, niszcząc wszystko w środku i zabijając załogę… Ale jeden członek ekipy przeżył, ponieważ wbiegł w próżnię, gdzie spokojnie sobie zamarzł. Bo wiecie, jest półandroidem, więc szybko wraca do siebie. W skrócie: nie dość, że nie mam pojęcia o co tu chodzi, to jeszcze w połowie lektury zasnąłem. A szkoda, bo zapowiadało się naprawdę nieźle: grupa dochodzeniowa bada dziwne wydarzenie, zbiera ślady, przesłuchuje świadków… Tylko bardzo szybko science zaczyna przeważać nad fiction, a taki szary zjadacz chleba jak ja, zaczyna się w tym gubić. Finału nie rozumiem i przyznaję się do tego bez wstydu. Dwója.

A. Groth, Emmanuel

Thriller mający korzenie w teorii spiskowej, która co prawda jeszcze nie powstała, ale patrząc na rozwój technologii, nie będziemy czekać na nią długo. Gdyby tylko nie ta ogromna dziura fabularna, ujawniająca się w finale… Haker po wyrokach otrzymuje propozycję nie do odrzucenia: ma pomóc grupie „technologicznych entuzjastów” w stworzeniu samowystarczalnego, niekontrolowanego, cyfrowego Boga. Podpięty do sieci kamer i satelitów obserwowałby uczynki wszystkich; dobrych nagradzał, a złych – karał. Co się może nie udać? Okazuje się, że sporo, ale nie to jest rdzeniem opowiadania. Wchodzimy tu na bardzo grząskie bagno religii, filozofii, socjologii i psychologii, nie zabraknie oczywiście żądzy władzy i rządowych konspiracji. Z chęcią przeczytałbym kontynuację, a to najlepsza pochwała. Piątka z plusem.

D. Dobrzyńska, Pamięć Arki

Początkowy ból głowy szybko ustąpi miejsca zachwytowi: wystarczy zauważyć, iż jedynym problemem jest tu konstrukcja opowiadania. Główna bohaterka, wraz ze współtowarzyszami, należy do ekipy odwiedzającej stare statki kosmiczne – wynoszą z nich co się da i szybko zabierają nogi za pas, bo zardzewiałe systemy obronne tylko czekają na ofiary. Fabularnie wiemy niewiele, ale w pełni wystarczająco, by zrozumieć sytuację, miejsce i motywację protagonistki. Przygoda szybko zamienia się w horror, gdzieś tam, na horyzoncie, migocze nawet puenta. Gdyby tylko można było bez problemu odróżnić retrospekcje od aktualnych wydarzeń… Chociaż linijka przerwy, nie proszę przecież o zbyt wiele. Mam nadzieję, iż to błąd podczas korekty. Szkoda, ponieważ potrafi całkowicie wybić z „rytmu” historii. Czwórka.

B. Biedrzcki, Ciemna strona pamięci

Znowu ci Rosjanie: i to na dodatek tak stereotypowi, jak to tylko możliwe. Wszyscy są towarzyszami i używają w bezpośrednich zwrotach tak zwanego otczestwa (Michale Pawłowiczu), a dyrektor lotów kosmicznych przeprowadza odprawę przy butelce wódki. No i oczywiście, wśród tej stricte mononarodowej załogi kosmicznego promu, trafia się Polak. Na dodatek zakochany… No trzymajcie mnie, bo nie zdzierżę tych wszechobecnych klisz. Główny wątek tajemnicy ratuje nieco to opowiadanie, ale szalone manewry promu (których nie powstydziłby się Bruce Willis w Armaggedonie) odbierają tej wyprawie resztki przyziemności. Alternatywna rzeczywistość, gdzie Polska ma własną obsadę na stacji kosmicznej, naprawdę nie pomaga. Dwója.

W. Gunia, Ciemność jest ogromna i cierpliwa

Tak w dużym skrócie: to naprawdę niezły tekst. Zaciekawił mnie już od pierwszych zdań, trzymał w napięciu przez kolejne strony i zostawił z poczuciem, że „chcę więcej”. Paradoksalnie, właśnie ten niedosyt po zakończeniu lektury staje się największą wadą całego opowiadania, które jest jednym wielkim wstępem do większej historii. Otóż dwójka skazańców odpracowuje swój wyrok jako kosmiczni górnicy, namierzając drogocenne asteroidy. Podróż mija na naprawdę ciekawych rozmowach i przekomarzaniu się ze sztuczną inteligencją statku, aż tu nagle bohaterowie natrafiają na relikt obcej cywilizacji… Po dość sporym zwrocie akcji oraz pseudonaukowym wyjaśnieniu głównej fabuły, ta urywa się tak nagle, jak zaczęła. Mimo wszystko, jestem ciekaw, co byłoby dalej. Czwórka z minusem.

M. Lasik, Nie patrz w dół

Prawdopodobnie najlepsze opowiadanie w całej tej antologii. Nieinwazyjny wstęp, zarzucający przynętę tajemnicy, spodziewany zwrot akcji jako zasłona dymna prawdziwej tragedii i wreszcie pokrętna droga do finału – satysfakcjonującego, choć wciąż fabularnie otwartego. A sam temat przecież nie wyróżnia się niczym szczególnym: ot kolejna wersja przyszłości, gdzie ludzie porzucili powierzchnię planety i zamieszkali na podniebnych, samowystarczalnych stacjach. Tylko… kto je zbudował? Co czeka mieszkańców, gdy dotrą do próżni? Święte teksty pozostawione przez zamierzchłych bogów mogą okazać się kruche w zderzeniu z prawdą odkrytą przez protagonistkę. A to tylko podsyca zainteresowanie czytelnika, aż do ostatniej strony. Szóstka z plusem.

M. Przybyłek, Wywiad

Istnieje spora szansa, iż tekst ten znalazł się w tym tomiku, ponieważ jury konkursowe doceniło humor oraz samokrytykę ego autora. To jedna z interpretacji tego opowiadania, niestety całkowicie inna od mojej. Albo może po prostu nie rozumiem geniuszu twórcy, który tworzy tekst o samym sobie, rozmawiającym z przedstawicielem obcej cywilizacji? A potem (przepraszam za spoiler) zostaje wybrany na reprezentanta ludzkości jako „imperator”? Ktoś tu ma naprawdę duże mniemanie o sobie, a na dodatek spore pokłady czerstwego humoru. Ostatnie, czego szukałem w historii science- fiction, to śmieszki heheszki z prezydenta Dudy, skupienie uwagi na damskich pośladkach, oraz zwrotu „coś niewyraźnie wyglądasz, weź Rutinoscorbin”. Pała.

A. Zimniak, Wirus który pokochał

Całkiem przewrotny tytuł, biorąc pod uwagę dość mroczną puentę tej naprawdę nietypowej historii. Otóż ten tekst to monolog wirusa, który opanował umysł losowego człowieka, a teraz zwierza się dziennikarce z planów podbicia planety. Wszystko w porządku, narracja jest prowadzona w ciekawy sposób, widzimy powolne ukazywanie się prawdziwej, morderczej natury pasożyta. Pominę tu naukowe bzdurki typu „kontakt z bakteriami na Wenus przez metabiosferę”, choć nie ukrywam, ta drzazga boli mój logiczny umysł. Czego nie mogę wybaczyć, to rodowodu nowego władcy świata: jak sam twierdzi, jego ojcem był chiński naukowiec o nazwisku Wu. Naprawdę, nie dało się wymyślić nic bardziej oryginalnego i nie żerować na pandemicznej sensacji? Wstyd. Trója.

Ł. Fiema, Przedświt

Opowiadanie bardzo krótkie (objętościowo zajmuje zaledwie cztery strony), a mam wrażenie iż zawiera w sobie więcej treści niż niektóre historie w tym tomie. Choć na pierwszy rzut oka można tego nie zauważyć, bo blisko dziewięćdziesiąt procent tekstu to opisy przyrody. Eliza Orzeszkowa byłaby dumna. Ale wypływa z nich tyle emocji, iż momentami czułem się „wciągnięty” do wykreowanego przez autora świata: krainy pełnej niewiadomych, gdzie przybyli pierwsi ludzcy podróżnicy, świadomi swych błędów i przepełnieni nadzieją. Po skończonej lekturze spojrzałem nocą w gwiazdy i uświadomiłem sobie, jak dawno tego nie robiłem. Piątka.

M. Kładź–Kocot, I śmierć utraci swoją władzę

Mamy tu następujące wątki: nieśmiertelności jako choroby wyniszczającej społeczeństwo, dobrowolnych mutacji, ludzi nieodczuwających bólu, narodzin androidów, powstawania nowych religii, przypadkowego stworzenia urządzenia zdolnego do kreowania nowych światów lub nawet spoglądania w przyszłość. Wszystko to zostało spojone rozważaniami natury filozoficznej, wobec czego nie trzyma się „razem” zbyt szczelnie. Mam wrażenie, iż z tego dość przydługiego opowiadania dałoby radę wyciągnąć kilka mniejszych, a treść tylko by na tym zyskała. Nie znaczy to, że sam oryginał jest zły: po prostu chaos spowodowany kolejnymi wątkami nie pozwala na głębsze zastanowienie się nad fabułą. Czwórka.

K. Muzyka, Czy surowce kosmiczne wypada podawać z przyprawą? oraz M. Mazur, Od Twardowskiego do Twardowsky’ego – Polacy w kosmosie

Dwa ostatnie teksty znalazły się we wspólnym akapicie z jednego prostego powodu: to nie są opowiadania, lecz felietony. Bardzo inteligentnie i ciekawie napisane, dowiedziałem się z nich dużo interesujących rzeczy – zarówno historycznych ciekawostek o Polakach współpracujących przy programach kosmicznych, jak i geologicznych aspektach zakładania kopalń na asteroidach. Mimo wszystko jednak, z całym szacunkiem dla twórców oraz ich pracy, to nie jest dobre miejsce na wasze dzieła. Zdecydowanie bardziej pasowałaby choćby do National Geographic. Oceny brak: praca nie na temat.

Sam coś napisz, jak jesteś taki mądry!

Fundacja zapowiada kolejne edycje konkursu, szczerze zapraszam więc chętnych do udziału. Być może ja też spróbuję i dopiero wtedy w pełni zrozumiem ogrom trudności piętrzących się przed początkującym pisarzem? Bo moje dość krytyczne podejście do recenzowanej tu antologii nie zmienia faktu, że każdy z zamieszczonych w niej tekstów zasłużył na przeczytanie. A ich twórcy – na docenienie ich pracy. Bo niezależnie od mojego stronniczego osądu, wykonali kawał dobrej roboty.

Wschodzące gwiazdy o gwiazdach odległych. „Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021” – recenzja książki

 

Tytuł: Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021

Autor: Dzieła zebrane

Liczba stron: 440

Wydawnictwo: IX

ISBN: 978-83-962463-4-9

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Świetny pomysł, ładnie wykonany i z naprawdę ciekawą zawartością. Czekam na wyniki kolejnej edycji.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Świetny pomysł, ładnie wykonany i z naprawdę ciekawą zawartością. Czekam na wyniki kolejnej edycji.Wschodzące gwiazdy o gwiazdach odległych. „Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021” – recenzja książki