Po znakomitym pierwszym sezonie produkcji, czas na kontynuację przerażających i szalonych losów Jen i Judy. Tym razem role kobiet się odwracają, a ich przyjaźń zostaje wystawiona na kolejne próby. Czy uda im się je przetrwać? (Recenzja zawiera spoilery z pierwszego sezonu).
Powrót z zaświatów
Już nie żyjesz to czarna komedia będąca wyśmienitym połączeniem thrillera z zagrywkami fabularnymi rodem z telenoweli. Przyczynkiem do wszystkich wydarzeń w serialu jest tragiczna śmierć Teda, męża Jen (Christina Applegate), która w wyniku splotów nieprawdopodobnych wręcz wątków zaprzyjaźnia się i zamieszkuje z, jak się później okazuje, sprawczynią wypadku – Judy (Linda Cardellini). Poprzednia seria zakończyła się szokującym zabójstwem jej narzeczonego Steve’a Wooda (James Marsden) z rąk nowej przyjaciółki. Nie jest to natomiast zemsta, a kolejny nieszczęśliwy wypadek. Drugi sezon zapowiadał się więc jako rollercoaster pełen osobliwych zwrotów akcji i tak też się stało. Już w pierwszym odcinku doświadczamy rezurekcji na ekranie, która zaserwowała mi drobny atak serca, bowiem do gry wrócił James Marsden. Wcielił się w rolę brata bliźniaka Wooda – Bena. O ile w innych produkcjach tego typu zabieg przywrócenia aktora mógłby wydawać się tandetny i zbędny, w Już nie żyjesz, które w mistrzowski sposób bawi się konwencjami, to strzał w dziesiątkę.
Kunszt aktorski w każdym calu
Aktorki wcielające się w dwie główne postaci znałam wyłącznie z ich wystąpień w Świecie według Bundych (Applegate) i Ostrym dyżurze (Cardellini), a te nie zrobiły na mnie wyjątkowego wrażenia. Byłam więc mocno zdziwiona, kiedy w pierwszym sezonie Już nie żyjesz kobiety, odgrywając swoje role, zaserwowały mi godziny niczym niezmąconej rozrywki. Dialogi to jeden z najmocniejszych atutów serialu, a już zwłaszcza w wykonaniu tych bohaterek – nawet w najmniej skomplikowane rozmowy pomiędzy nimi wsłuchiwałam się z ogromną przyjemnością i ponownie doświadczyłam tego w trakcie seansu drugiej serii produkcji. Różnica jest jednak taka, że tym razem pierwsze skrzypce grała Christina Applegate – jej postać dostała więcej „czasu dla siebie”. Po oschłej i znerwicowanej furiatce przyszedł czas na pokazanie jej w nieco innym świetle – jako oddaną przyjaciółkę, osamotnioną matkę, być może gotową na wejście w nową, romantyczną relację. Również postaci drugoplanowe grały świetnie i na dobrą sprawę nie umiem wskazać w obsadzie żadnego słabego punktu. Wydaje mi się, że zasługą tak dobrze wykorzystanego warsztatu aktorskiego jest po prostu nośna i ciekawa fabuła, a za nią wielkie brawa należą się twórczyni – Liz Feldman.
Komediodramat w najlepszym wydaniu
Już nie żyjesz to komediowa odpowiedź na takie tytuły jak między innymi Wielkie kłamstewka – w upalnej Kalifornii kobiety na życiowym zakręcie wplątują się w dramatyczne w skutkach sytuacje. Oglądając tę produkcję, mimo momentów grozy, gdzieś z tyłu głowy mamy jednak świadomość, że główne bohaterki wyjdą z opałów obronną ręką, a jedynym wymiarem sprawiedliwości są one same dla siebie nawzajem. W zasadzie w każdym odcinku nowego sezonu dzieje się coś tak szalonego, że aż nie mającego racji bytu – lecz trzeba być Jen i Jud, żeby spotykały nas same nieprawdopodobne scenariusze. Ucieszyło mnie, że twórcy serialu pogłębili postaci oraz ich psychologię jednocześnie nie zwalniając tempa i nie rezygnując z telenowelowych zwrotów akcji.
Wątek, który ukontentował mnie na dobre, to homoseksualna relacja Judy z nową postacią – Michelle. Kobiety bardzo naturalnie rozpoczęły swój związek, bez zbędnych coming-outów czy tłumaczenia orientacji seksualnej głównej bohaterki, a tę do tej pory widzieliśmy wyłącznie z mężczyzną. Miło jest obserwować, jak daje się miejsce na ekranie mniejszościom, nie robiąc z tego wielkiego wydarzenia, pokazując, że są tak samo częścią „normalnego” świata, jak każdy inny.
Netflix nie dał jeszcze zielonego światła dla trzeciego sezonu, ale gdyby tak się nie stało, byłaby to wielka strata. Przede wszystkim ostatni odcinek zakończył się w niezwykle spektakularny sposób – twórcy w swoim stylu zatoczyli fabularne koło, serwując widzom finał zapowiadający kolejne szalone wydarzenia. Niepodjęcie dalszej produkcji byłoby również zmarnowaniem świeżego i pomysłowego komediodramatu pięknie oddającego pole do popisu utalentowanym aktorom, dotychczas znanym z mało ambitnych ról.