W końcu dziewiętnastego wieku na kamienistej wysepce Flannan Island u szkockich wybrzeży Wielkiej Brytanii wybudowano latarnię morską o nazwie Eilean Mor. Jej zadaniem było poprawienie bezpieczeństwa żeglugi wokół Hebrydów i zachodniego wybrzeża Szkocji. Załoga tejże latarni zawsze składała się z trzech osób. Miało dać to pewność marynarzom, że ostrzegawczy snop światła o mocy stu czterdziestu tysięcy świec nigdy nie zagaśnie.
„15 grudnia 1900 roku: sztorm ustał, morze spokojne, Bóg ma nas w swojej opiece” – ten dokonany przez Jamesa Ducata wpis do księgi raportów był ostatnim, nie wskazywał jednak na nadchodzącą tragedię. Latarnik wraz ze swoimi współpracownikami zniknął bez śladu. Ciał nigdy nie znaleziono, a okoliczności i miejsce zdarzenia – samotna, skalista wysepka – zaczęły pobudzać wyobraźnię. Powstało wiele spekulacji tłumaczących to tajemnicze wydarzenie. Pozornie nadprzyrodzona historia znalazła stałe miejsce w popkulturze. Pierwsze oficjalne wzmianki o tym wypadku pojawiły się w 1912 roku w balladzie Wilfrida Gibsona zatytułowanej Flannan Isle. Kolejna wersja wydarzeń mówiła, że jeden z latarników zamordował dwóch pozostałych, po czym – targany wyrzutami sumienia – rzucił się do morza. Byli też tacy, którzy twierdzili, że zaginionych porwał potwór morski albo statek obcych.
Swoją wersję zdarzeń postanowił przedstawić również reżyser Kristoffer Nyholm w filmie Bez śladu. Opierając się na potwierdzonych do tej pory informacjach i własnej wyobraźni, zamierzał zamienić tajemniczą legendę w thriller psychologiczny. Jak wyszło? Przekonacie się, czytając poniższą recenzję.
Zwykły początek
Historia rozpoczyna się 7 grudnia 1900 roku, kiedy strażnicy James Ducat (Gerard Butler), Thomas Marshall (Peter Mullan) i Donald MacArthur (Connor Swindells) obejmują zmianę w latarni morskiej na położonej u wybrzeży Szkocji wyspie Eilan Mor. Kilka dni po ich przybyciu rozpętuje się ogromny sztorm, po którym, następnego ranka latarnicy znajdują rozbitą szalupę ratunkową wraz z nieprzytomnym mężczyzną i zamkniętą, drewnianą skrzynią. Załoga decyduje się zejść po skałach, by pomóc rozbitkowi. Przez niedopowiedzenia dochodzi to szamotaniny a nowoprzybyły zostaje zabity. Tajemniczy kufer natomiast okazuje się być wypełniony sztabami złota. Jaką cenę przyjdzie zapłacić latarnikom za utrzymanie mrocznej tajemniczy morderstwa? Czy będą mogli zaufać sobie nawzajem? Dokonują oni bowiem wyboru, który zmieni ich życie na zawsze i uwięzi w sieci chciwości i paranoi.
Izolacja to wróg zdrowia psychicznego
Uczucie klaustrofobii i zamknięcia to wrażenie, które towarzyszy widzowi już od pierwszych minut filmu. Świetnie wykonane zdjęcia wzmacniają odbiór surowości i alienacji wyspy Flannana. Widz od początku czuje, że nic w tej historii nie jest takie, jakie wydaje się na początku. I chociaż sama akcja rozpoczyna się powoli i bez pośpiechu, to jednak napięcie rośnie z każdą minutą seansu, a przytłaczające odosobnienie powoduje wręcz dyskomfort oglądających.
Akcji w tym filmie jest niewiele. Niestety cała historia została streszczona w kilkuminutowym trailerze, tak że oglądając go przed seansem, z łatwością domyślicie się reszty. Wielbiciele wielowątkowości i szybkich zmian w fabule będą zawiedzeni. Momentami wiało wręcz nudą.
Kristoffer Nyholm położył nacisk na psychologiczne podłoże całego dzieła. Jako baczni widzowie obserwujemy powolne zmiany w zachowaniu członków załogi, z których każdy przeżywa wydarzenia w inny sposób. Poszczególne incydenty i wybory latarników zamieniają bowiem zwykłą historię w tragedię z chciwością rodzącą śmierć i śmiercią rodzącą szaleństwo. Tutaj duży plus dla odtwórców ról. Każda postać zagrana jest inaczej, każda w zależności od sytuacji budzi u widza naprzemiennie sympatię, litość i nienawiść.
Koniec zrobiony na siłę?
Wychodzę z założenia, że film pomimo braku zwrotów akcji, przy dobrym klimacie jest w stanie zdobyć przychylność widza. I tak było przez ponad połowę seansu w przypadku Bez śladu. Niestety, końcówka okazała się zupełnie bez pomysłu i polotu, a całe napięcie, które narastało u widza, uciekło niczym powietrze z dziurawego balonu. PUFFFF… i nic więcej. Wykonanie mało realistyczne, pozostawiające spory niedosyt. Czyżby reżyserowi zabrakło pomysłu?
Szkoda, bo samo filmowe ujęcie teorii narosłych wokół tajemniczej latarni morskiej miało dobre podstawy, by stać się kinowym hitem. A wyszło jak zawsze.
Tytuł oryginalny: Keepers
Reżyseria: Kristoffer Nyholm
Rok powstania: 2018
Czas trwania: 1 godzina 41 minut