Ryzykowny postęp? „Przedksiężycowi” – recenzja trylogii

-

Wśród polskich twórców i twórczyń prozy fantastycznej z pewnością wyróżnia się literatura Anny Kańtoch, o czym świadczyć może chociażby mnogość nominacji do Nagrody im. Janusza A. Zajdla czy też sama liczba zdobytych statuetek. Jest również pisarką, nie obawiającą się eksperymentować z różnymi gatunkami – na swoim koncie ma bowiem powieści fantasy (w tym z nurtu realizmu magicznego), science fiction czy obyczajowe. A większość z nich łączy atmosfera tajemnicy, wielkiej zagadki, ale także pewnego emocjonalnego ciężaru, który bohaterowie i bohaterki niosą na ramionach niby wielotonowe odważniki przyczepione im do pleców przez los. Nawet przeżywanym przez nich radościom zawsze towarzyszy oczekiwanie na katastrofę, porażkę czy ból. W Przedksiężycowych nie jest inaczej.
Utopia czy jednak dystopia?

Kańtoch powołała do istnienia prawie samowystarczalne nieco steampunkowe miasto, odkrywające przed mieszkańcami kontrolujące je mechanizmy działania – wszystkie instalacje, zamiast wewnątrz budynków, znajdują się na zewnątrz, a samo ich wykonanie podniesiono do rangi technologicznej sztuki. Tutaj nikt nie pracuje, nie musi zdobywać jedzenia – od tego są maszyny albo robotyczni skazańcy/niewolnicy uwięzieni w sztucznych ciałach, zmuszeni do wykonywania podstawowych prac dbania o domostwo. Najważniejszym zadaniem genetycznie zaprojektowanych albo zmienianych w procesie genozmian mieszkańców Lunapolis jest samodoskonalenie, wytwarzanie coraz lepszych inwencji czy dzieł sztuki. A wszystko to w imię postępu oraz przetrwania kolejnego Skoku, czasowego przesunięcia ku wspanialszej przyszłości, przybliżenia się do bliżej niejasnego oraz niesprecyzowanego Przebudzenia. Na pierwszy rzut oka mamy zatem do czynienia z miastem idealnym, zasiedlonym przez doskonałych ludzi, dążących do perfekcji w tym, co robią, a zwłaszcza – czym są. To właśnie z tego ostatniego rozwinęła się sztuka genetycznej inżynierii pozwalająca rodzicom zamawiać jak najlepsze dzieci, dając im tym samym szansę na doczekanie Przebudzenia. Taka wizja brzmi wspaniale, prawda? Nie ma przecież lepszych warunków do życia niż miejsce, w którym nie trzeba zarabiać na jedzenie czy mieszkanie, a można po prostu oddać się swoim pasjom oraz twórczości. Istna utopia.

Pytanie – czy na pewno jest właśnie tak, a nie inaczej. Sęk bowiem w tym, że nie wszyscy okażą się godni, aby dotrwać do Przebudzenia. Część pozostanie w tyle, skazana na egzystencję w niedoskonałej, butwiejącej kopii miasta. O tym, kto przejdzie dalej, decydują tytułowi Przedksiężycowi, jednak jaki jest klucz doboru tych, którzy zostaną zabrani w przyszłość, a nie porzuceni w rozpadającej się, chaotycznej przeszłości – również nie wiadomo. Dość szybko na powierzchni wizerunku Lunapolis zaczynamy zauważać rysy oraz pęknięcia oraz zadawać sobie pytania, jak mogą funkcjonować osoby, kiedy wisi nad nimi nieustająca groźba pozostania w tyle? I rzeczywiście – kolejne rozdziały, kolejne części tej opowieści pokazują nam rzeczywistość wcale nie wypełnioną pięknem, sztuką oraz wynalazkami, a przemocą, zniewoleniem czy społeczną degrengoladą.

 (Nie)Wykorzystane szanse

Trylogię otwiera opowieść o kosmonautach, którzy skuszeni wizją zysku, postanawiają zejść na dziwną planetę i sprawdzić, czy nie znajdą tam czegoś wartego sprzedania. Tym samym poznajemy jednego z narratorów powieści – Daniela. Następnie głos zostanie oddany Finnenowi i to całkiem dosłownie, ten fragment pisany jest bowiem w pierwszej osobie, pokazuje on nam również, że cała przedstawiona dalej historia to wspomnienia tego bohatera, a zatem rekonstrukcja przywoływanych w trzech tomach wydarzeń. Autorka jednak nie zdecydowała się w pełni wykorzystać płynących z tego faktu możliwości stworzenia nierzetelnego narratora, ograniczonego jedynie do własnych przemyśleń, doświadczeń i wiedzy. Dlatego też w kolejnych rozdziałach narrację podejmą również inne postaci, prezentując nie tylko wydarzenia widziane z ich perspektywy, ale również dając wgląd w ich życie emocjonalne. Chociaż w trzecim tomie pojawia się wytłumaczenie takiego wyboru, to obecność przeżyć wewnętrznych nieco podważa zasadność takiej konstrukcji tekstu głównego.

Sposób tworzenia opisów Kańtoch jest dość charakterystyczny – pełen detali, nieraz poetyckiego oddania przestrzeni, z dużą uwagą przywoływanych i znajdujących się w pomieszczeniach dzieł sztuki. Nie inaczej wyglądają Przedksiężycowi – wyobraźnia autorki zachwyca, a Lunapolis wydaje się nie tyle wyobrażonym konstruktem, a odmalowywanym ze szczegółami obrazem. Świat przedstawiony w powieści jest fascynujący, dopracowany, a wytworzone w jego ramach społeczności wyraźnie operują na zasadach dla siebie swoistych, wypracowanych zgodnie z historycznymi i kulturowymi przemianami, jakie je dotknęły. Ta cecha pisarstwa Kańtoch ma również nieco mniej przyjemną stronę – autorka miewa tendencję do redundantnego podawania tych samych informacji, co sprawia, że nieprzepadającym za podobną manierą czytelnikom miejscami trudno poznaje się jej książki. Sama należę do takiej grupy odbiorców, a opowiadając znajomej o swoich wrażeniach z lektury, żeby lepiej zobrazować swoje doświadczenie, z pełną świadomością nadużycia określiłam Przedksiężycowych jako fantastyczne Nad Niemnem. Nawet pomimo zastosowania w całej trylogii krótkich, zwartych rozdziałów, trudno Kańtoch miejscami uniknąć zbyt gęstych opisów, a w niektórych fragmentach, zwłaszcza tomu pierwszego, zdarzają się wspomniane przed chwilą niepotrzebne powtórzenia. Nie odbiera to jednak niesamowitości powołanego w powieściach świata.

Długa droga przez wszechświat

Przedksiężycowi to ambitny projekt Anny Kańtoch, wymagający nie tylko wymyślenia jakiejś, bliżej nieokreślonej rasy obcych, ale stworzenia całej ich kultury, technologii oraz zwyczajów. Temu zadaniu autorka podołała, jak zawsze, śpiewająco. Powoli prowadzi czytelnika przez zupełnie nieznany mu świat, co pewien czas odkrywając nowe jego strony, ukazując moralne zepsucie pozornie idealnej, dążącej ku doskonałości cywilizacji. Cała trylogia angażuje intelektualnie i poznawczo, z wielką satysfakcją śledzimy kolejne rozwiązania oraz poczynania bohaterów. Miejscami jednak drażni nieco zbyt gęsty opis, powtarzane informacje, ale również i zblazowani protagoniści.

Ryzykowny postęp? „Przedksiężycowi” – recenzja trylogii

Tytuł:  Przedksiężycowi. Tom 1

Autor: Anna Kańtoch

Wydawnictwo: Powergraph

Liczba stron: 432

ISBN: 978-83-61187-74-5

 

Ryzykowny postęp? „Przedksiężycowi” – recenzja trylogii

Tytuł:  Przedksiężycowi. Tom 2

Autor: Anna Kańtoch

Wydawnictwo: Powergraph

Liczba stron: 490

ISBN: 978-83-62980-20-8

 

Ryzykowny postęp? „Przedksiężycowi” – recenzja trylogii

Tytuł:  Przedksiężycowi. Tom 3

Autor: Anna Kańtoch

Wydawnictwo: Powergraph

Liczba stron: 342

ISBN: 978-83-64384-01-1

Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu