Rozważania na temat kobiet fantastycznych II

-

Bycie kobietą w fantastyce, niezależnie czy to epickie fantasy, czy hard scifi, to dość ciężka praca. Ciężką pracą jest też napisanie ciekawej, złożonej bohaterki. Czyli obalamy mit silnej i niezależnej protagonistki płci żeńskiej©®.

Do literatury często sięgamy po to, żeby przeżyć coś, co na co dzień byłoby niemożliwe, żeby postawić się na miejscu kogoś zupełnie innego i spojrzeć na świat przez pryzmat doświadczeń tej osoby, zobaczyć wszystko z innej perspektywy. Dlatego dość dychotomicznym odkryciem była dla mnie realizacja, że moja przygoda z fantastyką wyłożona jest męskim punktem widzenia. Z jednej strony było to rzeczywiście odmienne, ale z drugiej tak naprawdę nie znałam innego – mężczyzna w fantastyce to był mój default. Oczywiście zdarzały się wyjątki pokroju Ursuli K. Le Guin czy Robin Hobb (a historii YA z młodziutkimi, wyjątkowymi jak płatki śniegu bohaterkami unikam, to nie mój kucyk i równie ciężko mi się z nimi utożsamia), ale ogromna większość zarówno autorów, jak i bohaterów z gatunku fantastyki należy do płci przeciwnej (i wcale nie mówię, że są złe, wręcz przeciwnie – ale nie o tym tu mowa).

Więcej literackich kobiet!

Podjęłam więc świadomą decyzję i staram się wyszukiwać powieści napisane przez kobiety lub przynajmniej utwory z kobiecymi postaciami w rolach głównych. Staram się nadrabiać zaległości z klasyków (jak cień Mordoru wisi nade mną bibliografia Sheri Tepper), jak i być na bieżąco z nowościami na rynku. Dzięki temu odkryłam N.K. Jemisin (before it was cool!), Kameron Hurley czy Yoona Ha Lee, nie wspominając już o całej masie komiksowych tytułów (Monstress, Pretty Deadly, Saga czy Ms. Marvel itd.). Postacie ukazane na kartach ich powieści są niesamowite, skomplikowane i różnorodne pod wieloma względami. To zabrzmi jak truizm, ale wreszcie poczułam bliskość do protagonistów, jakąś więź. (A Dianą Prince chcę być, bo kto by nie chciał rzucać czołgiem?).

Od tego momentu minął już kawał czasu, a ja często narzekam i podkreślam niedociągnięcia w kreacjach kobiecych postaci w filmach, książkach czy innych objawach fantastyki. Oczywiście praise where praise is due, jeśli coś mi się spodoba, to zachwalam wszystkim znajomym i krzyczę o tym pod niebiosa. I mam tylko jeden problem: silna, niezależna.

Głęboka jak kałuża

Bo od jednego nieszczęsnego typu postaci wszystko się zaczęło (sypać). Ten stereotypowy już obraz silnej, niezależnej kobiety (SNK) w fikcji literackiej pojawił się, spełnił pewną funkcję i wykoślawił lekko to, co chciał naprawić. To była reakcja (czy też odreagowanie) na trop damulki w tarapatach, ale także na tradycyjnego głównego bohatera – szczególnie w fantastyce, na tego białego, często pochmurnego, muskularnego, ultra-hetero mężczyzny, który samym spojrzeniem uwiedzie każdą, a przy jej śmierci nie uroni ani łzy. SNK™ to lustrzane odbicie takiego protagonisty. Taka babeczka jest seksowna i wyzwolona, każdemu skopie tyłek, przypali nawet wodę i też ciężko jej będzie pokazać emocje. I jedna, i druga strona medalu jest… nudna. Przewidywalna. Płytka jak kałuża podczas suszy. Do bólu sztampowa. Kate Beaton w swoich komiksach idealnie pokazuje też szkodliwość takich postaci. Nie pomagają one ani feministkom, ani nikomu, kto chciałby widzieć więcej różnorodności w mediach, które konsumuje. To łatwy i leniwy trik, którego używają niektórzy autorzy, by wprowadzić postać kobiecą bez jakiegokolwiek wysiłku czy, śmiem powiedzieć, pracy.

Najprostszym sposobem, jak pisze Sophia McDougall z New Statesman w artykule „I hate Strong Female Characters”, na sprawdzenie czy postać ma w sobie coś więcej niż tylko „siłę i niezależność”, a także na wykreowanie ciekawej, złożonej i interesującej protagonistki jest zadanie sobie pytania: „Jaka jest ta postać, co sobą reprezentuje”. Jeśli odpowiedź to jedynie: „Hmm, no… Jest silna! Widziałeś, jak skopała tamtego gościa?” to mamy problem.

Diana Cereniewicz
Diana Cereniewicz
Science fiction, boks, joga - to ulubieńce. Szczególnie science fiction, ale (często) zdarzają jej się też guilty pleasures w postaci filmów i seriali klasy c. Nie lubi spacerów w deszczu i smętnego gapienia się przez okno.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu