Przeprosiny przyjęte, Kapitanie […]. „Vader. Mroczne Wizje” – recenzja komiksu

-

Ach, pamiętam to poruszenie w sieci, kiedy ukazała się okładka pierwszego zeszytu antologii Mroczne Wizje. Czytelnikowi w Polsce, który nie miał łatwego dostępu do tego komiksu, ciężko było wyrobić sobie zdanie na temat dość… specyficznego obrazu. Darth Vader, Mroczny Lord Sithów, siedzi na czymś, co można uznać za kosmicznego konia, ze swoim mieczem świetlnym i tarczą z symbolem Imperium w rękach. „Znowu coś głupiego wymyślili w tym Disneyu. Gwiezdne Wojny to się skończyły na Imperium Kontratakuje” grzmiały głosy „prawdziwych fanów”. Jednakże będąc po lekturze wszystkich pięciu odcinków, i to w rodzimym języku, muszę przyznać, że ta historia umożliwiła mi spojrzenie na postać Lorda Vadera z innej perspektywy.
Strach prowadzi do gniewu

Pamiętam, że za dzieciaka, odziana w czarną zbroję postać z czerwonym mieczem świetlnym potrafiła we mnie wzbudzić szczery strach. W filmach Vader nigdy nie biegał. Zawsze parł przed siebie powolnym i miarowym krokiem, w podobny sposób osiągał swoje cele. Stanowiło to ciekawy sposób na ukazanie jego potęgi. Nie spieszył się. I tak wiedział, że cię dopadnie. Kiedy zrobiłem się starszy, a prequele już ujrzały światło dzienne, Vader stał się jedną z moich ulubionych postaci w historii kina i chyba najbardziej ulubionym antagonistą. Był wielowarstwowy, wiecznie skonfliktowany i choć Anakin Skywalker w wykonaniu Haydena Chistensena spotkał się z chłodnym przyjęciem, scenarzystom udało się wiarygodnie wyjaśnić, dlaczego Mroczny Lord Sithów stał się takim, jakim znamy go z epizodów IV-VI. Jednakże zacząłem zauważać, że wraz z upływem lat, Darth Vader przestał wzbudzać we mnie strach. W „korytarzowej scenie” z Łotra Jeden przechodziły mnie ciarki, ale wynikały one raczej z ekscytacji. Świadomość, że to tylko fikcyjna postać, która nie istnieje, odebrała mu możliwość wzbudzania tych bardziej „pierwotnych” emocji, odczuwanych przez młodszego mnie. Mroczne Wizje postarały się jednak pokazać mi, jak Mrocznego Lorda traktowały inne postaci z uniwersum: te niebędące w stanie mu dorównać siłą, pozostające poza kręgiem głównych bohaterów Oryginalnej Trylogii.

Warto od razu zaznaczyć, że w przeciwieństwie do głównej komiksowej serii, również stworzonej w Domu Pomysłów, i pomimo tego, że Mroczne Wizje skupiają się wokół samego Vadera, rzadko kiedy możemy go zobaczyć na panelach. Za narrację w każdym z numerów są odpowiedzialne mało znaczące, w kontekście całego uniwersum, postaci czwarto- jak nie piątoplanowe. I to z perspektywy tych bohaterów obserwujemy całość wydarzeń z poszczególnych zeszytów. Młody chłopiec, którego planeta została zdewastowana przez gigantyczną bestię, ma okazję zobaczyć walkę „demona” z tymże potworem. Komandor Tylux, przeżywający załamanie nerwowe na samo wspomnienie inspekcji przeprowadzanej przez samego Sitha we własnej osobie. Pilot Rebelii, sparaliżowany przez strach podczas walki kosmicznej, przemytnik z jakiegoś zapyziałego baru. I na sam koniec chyba najbardziej specyficzna z pięciu postaci: asystentka medyczna, która zadurzyła się w Mrocznym Lordzie i snuła fantazje o ich pięknym związku… Tak…

Gniew do nienawiści

Z opisu „głównych” bohaterów każdego z zeszytów łatwo wywnioskować, że opowiedziane przez nich historie będą utrzymane w bardzo odmiennym tonie. Tym bardziej stanowią one ciekawą gratkę dla fanów, którzy czytają je ze świadomością tego, co zostało opowiedziane w filmach, grach i innych mediach. Dla wielu postaci wewnątrz uniwersum Vader był zagadką. Pojawił się u boku Imperatora, stał się jego prawą ręką. Stąd ukazanie tego, jaki wzbudzał strach nie tylko u swoich wrogów, ale również podwładnych, dodaje kolejną warstwę do istoty tego antagonisty. Owszem, na koniec Powrotu Jedi widzimy, jak się nawraca ku światłu, jednak takie opowieści dobrze rozbudowują tę prawdziwie mroczną stronę Sitha. Tym bardziej wybija się zeszyt trzeci, prezentujący wręcz erotyczną fascynację postacią w czarnej zbroi. Prawdę mówiąc, przesycony groteską i absurdalnymi wizjami, wzbudził we mnie największy niepokój, a samo zakończenie było bardzo „Vaderowe”, przez co szczerze polecam przeczytanie chociażby tylko tej części.

Historie zostały napisane przez jednego człowieka, Dennisa Halluma, ale każda trafiła w ręce innego ilustratora, i można to łatwo wyłapać po pewnych smaczkach i wykorzystanych paletach barw. Pierwsza, w której mamy okazję ujrzeć okładkowego konia, ma bardzo bajkową kolorystykę, co też dobrze spina się z narracją młodego chłopca i jego opowieścią: walką czarnego Rycerza z gigantyczną bestią, starciem dobra ze złem. Chociaż my, jako czytelnicy, wiemy, że była to po prostu batalia pomiędzy złem i… innym złem. Inny numer natomiast trzyma się bardzo stonowanych i zimnych kolorów, mających budować atmosferę strachu i przerażenia, odczuwanych przez protagonistę uciekającego przed Vaderem. Jest to interesujący zabieg, dobrze oddający naturę każdej z historii, a jednocześnie podkreślający, że czytamy tutaj wycięte z kontekstu fragmenty wydarzeń z odległej galaktyki.

Nienawiść prowadzi do cierpienia

Muszę przyznać, że książeczkę pochłonąłem w bardzo krótkim czasie i, jak to bywa w przypadku takich krótkich wydań, odczuwałem pewien niedosyt. Każda z opowieści pozostawiła mi coś ciekawego do przemyślenia, ale często chciałem się dowiedzieć, co mogłoby stać się dalej. Czy byłyby jakieś konsekwencje tego, co właśnie zobaczyłem. Oczywiście, tak jak już wcześniej zaznaczyłem, wszystko jest tutaj wycięte z kontekstu. Nie ma znaczenia, na jakiej planecie rozgrywały się dane wydarzenia ani czy któraś z postaci przeżyła spotkanie z Mrocznym Lordem. Nie zmienia to jednak faktu, że czytania jest tutaj mało i kilka dodatkowych zeszytów pewnie zaspokoiłoby ten głód.

Mógłbym się również przyczepić do jakości tłumaczenia: w kilku miejscach trafiłem na drobne literówki oraz dziwną próbę „uniegrzecznienia” pewnych określeń. Po angielsku słowo „rebel” jest bardzo neutralne i to, czy ma być odebrane pozytywnie czy też nie, można wywnioskować z tonu. Ale silenie się po polsku na „rebelucha”, żeby pokazać, że bohater nie przepada za sojuszem, a jednocześnie utrzymać liczbę słów w dymku… Wydaje mi się, że dałoby się to rozwiązać lepiej.

Niemniej szczerze polecę tę antologię każdemu fanowi Gwiezdnych Wojen, a w szczególności samego Lorda Vadera. Dostaniecie tutaj pięć ciekawych i przede wszystkim świetnie zilustrowanych historii, które pokażą znaną postać z zupełnie nowej perspektywy. Jednakże, jeśli miałby to być wasz pierwszy komiks z tego uniwersum, sugeruję wstrzymać się z zakupem i sięgnąć po coś z głównego nurtu.

mroczne wizje

 

Tytuł: Vader. Mroczne Wizje

Autor: Dennis „Hopeless” Hallum

Liczba stron: 128

Wydawnictwo: Egmont

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

„Vader. Mroczne Wizje” to kawał świetnie zilustrowanego komiksu i ciekawych historii, dodających nowej głębi dobrze znanej postaci. Kilka drobnych potknięć w jakości tłumaczenia nie odebrało frajdy z czytania, jednakże trzeba wyraźnie zaznaczyć, że zeszyt jest adresowany do fanów Mrocznego Lorda i uniwersum.
Bartłomiej Szary
Bartłomiej Szary
Gdyby nie został informatykiem, najprawdopodobniej zmieniłby imię na Ben i wyjechał na pustynną planetę. Chętnie chłonie wszystko co gwiezdnowojenne i marvelowe. Kolekcjoner gier (planszowych i wideo) oraz zestawów Lego z logiem Star Wars. Prywatnie, adopcyjny ojciec dwójki kociaków.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Vader. Mroczne Wizje” to kawał świetnie zilustrowanego komiksu i ciekawych historii, dodających nowej głębi dobrze znanej postaci. Kilka drobnych potknięć w jakości tłumaczenia nie odebrało frajdy z czytania, jednakże trzeba wyraźnie zaznaczyć, że zeszyt jest adresowany do fanów Mrocznego Lorda i uniwersum.Przeprosiny przyjęte, Kapitanie [...]. „Vader. Mroczne Wizje” – recenzja komiksu