Od pewnego czasu, piekło zdaje się sukcesywnie zamarzać: firma Nintendo (a wraz z nią studio Game Freak) zaczyna dostrzegać pewną, mogłoby się wydawać, dość oczywistą kwestię. Choć dana marka skierowana jest do dzieci, te z czasem (zaskoczenie!) dorastają: nie znaczy to jednak, że z wiekem przestają być fanami swoich ulubionych kieszonkowych stworków.
Pomysł…
Próbę zmierzenia się z tym powszechnym problemem, zaprzątającym głowy przede wszystkim działów marketingu dużych firm, podjęto już przy mobilnym Pokemon GO, jednakże były to kroki bardzo delikatne. Mechaniką niby celujemy w młodzież, ale stylem graficznym staramy się zadowolić kilkulatków, kompletnie ignorując przy tym dorosłych. Kilka lat później nostalgiczny cios wyprowadził film Detektyw Pikachu. Uderzał nieco poważniejszą, aktorską adaptacją, choć wciąż za oś fabuły obrał znany banał: młodego trenera z wściekle żółtą, elektryczną myszą u boku. Minęło trochę czasu i Nintendo próbuje znowu, tym razem przy pomocy Netflixa.
I pierwszy strzał to naprawdę duży kaliber: otóż główną bohaterką jest dorosła kobieta! Mniej więcej dwudziestokilkuletnia Haru, której to posypał się związek oraz była zmuszona pożegnać się z pracą (albo sama się zwolniła, nie sprecyzowano tego). Faktem jest, że przybywa na wyspę pokemonów przede wszystkim w celach zarobkowych! Nie chce złapać ich wszystkich, być najlepszą, a przy okazji pokonać zespół R – dziewczyna stara się „żyć dalej”, pomimo dotychczasowych niepowodzeń. Dostała robotę w PokeHotelu i bardzo się tym stresuje – tylko tyle i AŻ TYLE. Mało tego, po drodze, między wierszami, można z jej zachowania wyczytać też co nieco bardzo dorosłych problemów i emocji z nimi związanych. No po prostu miód na moje serce!
Polecamy:
…jakiś jest
Nintendo nie mogło jednak zagrać w pełni otwarte karty: nazbyt poważne podejście kłóciłoby się z prorodzinnym i bardzo pastelowym podejściem marki do swoich klientów. Studio wprowadziło więc dwa hamulce. Pierwszy z nich to charakter głównej bohaterki, rudowłosej Haru. Momentami bywa odrobinę… dziecinna? To nie jest odpowiednie określenie, ale naprawdę ciężko to przekazać. Jak na dorosłą kobietę z korporacyjnym doświadczeniem (i pracowniczymi traumami, które to są podkreślane w pierwszym odcinku), wydaje się być zbyt… wystraszona, gdy pozostawić ją samej sobie. Bo to przecież nie tak, że ją siłą zaciągnęli do tego resortu, prawda? Ale może to po prostu moje czepialstwo, przecież wahania nastrojów zdarzają się każdemu. No, a przynajmniej mi.
Drugi hamulec został wciśnięty zdecydowanie mocniej. Najwyższa pora porozmawiać o stylu całej produkcji: animacji poklatkowej. Bogowie, nawet ciężko mi sobie wyobrazić ogrom pracy, jaki włożono w ten serial. Ruch postaci i pokemonów wygląda naprawdę znakomicie, ludzkie oko potrafi bardzo szybko się przyzwyczaić i „upłynnić” wszystkie sceny. Napisałem „potrafi”, kwestia tylko czy „zechce”. Ludzki umysł płata różne figle (po co wszedłem do tego pokoju?) i jeśli nie spodoba mu się ten urywany ruch, bez wahania zepsuje wam seans. A na dodatek będzie wyszukiwał dodatkowych argumentów: a to że niektóre postaci wydają się być zrobione z tworzywa sztucznego, a inne jakby czesanej wełny… Jeśli ktoś nabawił się za dzieciństwa traumy i do dziś ma awersję do Misia Uszatka (albo do Noddy’ego – pamięta jeszcze ktoś tę wieczorynkę?), to nic go nie przekona, nawet przyjemna i relaksująca fabuła.
Dobry początek
Niestety odpocząć na pokemonowej wyspie będzie wam dane jedynie przez nieco ponad godzinę, podczas łącznie czterech odcinków. W tym czasie Haru zrozumie, czym tak naprawdę powinna być dobra praca (co początkowo będzie się kłócić z jej światopoglądem, a i zapewne niektórzy starsi widzowie mogą trochę marudzić), pozna nowych ludzi i zacznie pomagać gościom w ich codziennych sprawach. Dzięki temu znacznie podratuje swoje zdrowie psychiczne, ale to tak wiecie: przy okazji, pomiędzy wierszami. A, no i znajdzie sobie małego, uroczego i niezmiernie żółtego przyjaciela. Na całe szczęście, nie chodzi tu o pikachu – zaskoczeni?
Ja byłem zaskoczony – tuż po skończonym seansie nie mogłem wyjść z podziwu, jak mile upłynął mi czas. Choć razem z Haru uzyskałem wstęp do tego niezwykłego hotelu dla pokemonów, to ona tam została, w tej przeuroczej, pastelowej scenerii. A ja muszę czekać na drugi sezon, co biorąc pod uwagę, ile pracy wymaga animacja poklaktowa… pewnie trochę potrwa.