Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego komiksu OKP Dolores. Ostatnia kula do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu Egmont.
Nie mam zbyt częstej styczności z komiksami (prędzej mangami), choć kiedy już wezmę jakiś egzemplarz w swoje ręce, z przyjemnością go przeczytam. Dostałam możliwość sięgnięcia po czwartą część cyklu OKP Dolores o nazwie Ostatnia kula. W międzyczasie dokształciłam się, czytając poprzednie komiksy, dzięki czemu mam ogólny pogląd na całą serię science fiction. Ostatni tom wydaje mi się najsłabszy ze wszystkich. Mimo to, jeśli spodobały ci się oryginalny świat i przygody „piratów kosmicznych”, powinieneś po niego sięgnąć. Co warto więcej napisać?
OKP Dolores to komiks stworzony przed Didiera i Lyse Tarquin, znanych z cyklu Lanfeust z Troy. Ta dwójka słynie z wysokiej jakości grafik i wspaniałych ilustracji, idealnie wpasowujących się w klimat science fiction. Historia w czwartym tomie serii, Ostatnia kula, nawiązuje do poprzedniego, w którym zamieszczono otwarte, choć nieco przewidywalne zakończenie.
Zarys fabuły
OKP Dolores to statek wojenny, który otrzymuje w spadku po pirackim kapitanie McMonrue’u nastoletnia, rudowłosa Mony, wychowana w domu zakonu Kościoła Nowych Pionierów. Wraz ze swoim ukochanym, pilotem Kashem, i innymi kamratami wyruszyła w poszukiwaniu przygód. W poprzednich tomach serii nie brakowało strzelanin, walk, bitew kosmicznych – jednym słowem – wartka i ciekawa fabuła.
Część czwarta różni się nieco od trzech wcześniejszych – choć nie braknie tu szaleńczych pościgów i kanonad. Mony, rozpaczając po śmierci Kasha, dostaje inne obowiązki. Jej rodząca się matczyna miłość pokazuje, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, co stanowi wyraźne przeciwieństwo w stosunku do zachowania bohaterki w poprzednich tomach. Mony nie boi się używać pistoletu oraz potrafi wytrzymać silny ból fizyczny. Dopinguje jej Tuco, towarzysz.
Grafika – największy plus komiksu
Mogę zapewnić, że grafiki w OKP Dolores. Ostatnia kula to mistrzostwo. Dorównują sztandarowym komiksom akcji, na przykład od Marvela czy DC. Twórcy zadbali o różnorodną kolorystykę. Na jednych stronach pojawia się postapokaliptyczny klimat, pełen żółtych, bordowych i pomarańczowych odcieni. Kiedy indziej czytelnik ma do czynienia ze spokojnym, niebiesko-białym krajobrazem górskim, z palącym się ogniskiem na tle granatowego, rozgwieżdżonego nieba.
Każda postać została szczegółowo dopracowana. Bohaterowie nie ukrywają swoich emocji (szczególnie roztrzęsiona, zdeterminowana i zbolała Mony). Niebezpieczni i paskudni łupieżcy również wydają się realistyczni. Wywołują w czytelniku odrazę – czyli tak jak powinno być. Trzeba przyznać, że Didier i Lyse Tarquin dbają o warstwę graficzną swojego dzieła.
W komiksie nie zabrakło także brutalnych scen z krwią i rozerwaną częścią ciała. Owe momenty zostały zaprezentowane dość realistycznie, z dużą dokładnością. Jednym czytelnikom to podpasuje, innym nie.
Niezrealizowany potencjał bohaterów
OKP Dolores. Ostatnia kula to komiks, którego bohaterowie – prędzej czy później – dają się lubić. Mam jednak wrażenie, że nie ewoluują. Jeśli ktoś zna poprzednie tomy serii, wie, że Mony bardzo się zmienia w ciągu kolejnych miesięcy i lat. To jednak wszystko. Tuco, Shael… – oni są tacy sami.
Po lekturze pozostaje niedosyt. Autorzy mogli lepiej wykorzystać potencjał historii i postaci. Mam wrażenie, że finał graficznej opowieści nastąpił zbyt szybko. Liczę, że czekają na nas kolejne części – w innym wypadku będę niepocieszona. Mimo wszystkich niedociągnięć fabularnych, komiks można określić jako wart przeczytania. Z przyjemnością powrócę do poprzednich tomów.
Przewidywalna fabuła
Na początku komiksu tempo opowieści jest dynamiczne, z czasem jednak zwalnia. Już po pierwszych stronach podejrzewałam, jakie może być zakończenie – w większości przypadków miałam rację. Fabuła jest zatem przewidywalna. Nie pojawiły się żadne zaskakujące sceny ani poruszające wydarzenia (może jedynie poza utratą przez Mony ważnej części ciała). Zwroty akcji da się przewidzieć. Zachowanie bohaterów też jest spodziewane – szczególnie pobudki bohaterki. Finał opowieści można określić jako nieoryginalny, a wręcz banalny.
Nie spodobało mi się również przedstawienie głównego romantycznego wątku historii, czyli relacji Mony, Kasha i ich dziecka o pięknym imieniu (jeśli chcesz je poznać, sięgnij po komiks). Ów wątek wydaje się mało emocjonalny, wręcz wymuszony. Mony – mimo widocznej matczynej miłości – nie przekonuje mnie. To jednak moje osobiste wątpliwości i uwagi. Warto wyrobić swoje, czytając ten komiks w klimacie science fiction.
Autor: Didier Tarquin i Lyse Tarquin
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 48
ISBN: 978-83-281-5299-1
Więcej informacji TUTAJ