Niestraszne horrory

-

Horror to gatunek, który albo się kocha, albo omija szerokim łukiem. Nie każdy marzy o tym, by spędzić dwie godziny w towarzystwie niebezpiecznego socjopaty, duchów, stworów wszelakich czy nawiedzonych laleczek. Niektórzy wolą oddać się kontemplacji miłosnych perypetii bohaterów albo zrelaksować przy śmiesznej komedii. Są jednak osoby, które nie wyobrażają sobie życia bez dreszczyku emocji. Muszą obejrzeć każdy straszny film wchodzący na ekrany, orientują się w imionach morderców z popkultury i znają setki sposobów na wypędzenie demona (Winchesterowie zawsze i wszędzie!).

Niektórzy chcą się po prostu bać. Włączyć konkretny horror, z konkretną fabułą i konkretnym złolem. Tylko czy w dzisiejszych czasach istnieje choć cień szansy, by trafić na naprawdę dobry tytuł grozy? Obecnie w większości filmów należących do tego gatunku stawia się raczej na hektolitry sztucznej czerwonej posoki i najbardziej innowacyjny sposób zabijania (nie można zapomnieć oczywiście, że musi być też niezwykle krwawy). Nieważne, że fabularnie produkcja kuleje, liczy się rzeź! Tylko czy to w ogóle działa?

Kiedyś to były horrory

Nie da się ukryć, że kiedyś to były horrory. Wiem, wiem – zaraz ktoś napisze, że przecież trąciły kiczem, a efekty specjalne wołały o pomstę do nieba. Owszem, można się w nich dopatrywać pewnych błędów wizualnych, ale trzeba też przyznać, że w czasach, w jakich powstawały, niewiele osób zwracało na to uwagę. Nie było tak rozwiniętej dziedziny filmu odpowiedzialnej za efekty specjalne, większość klimatu tworzono bez użycia komputerów, stawiano stricte na charakteryzację. I to się sprawdzało.

Teraz, w dobie rozwoju technologii, efekty specjalne bywają miejscami bardziej kiczowate i rażące niż zabiegi, jakie stosowano przy okazji produkcji z lat osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych. Przykład? Proszę bardzo – ostatnio obejrzałam horror Uśmiechnij się. Zaczęło się całkiem nieźle – był klimat, był element grozy, był nawet w miarę rozwinięty wątek fabularny. Ale w pewnym momencie twórcy postanowili pokazać zagrożenie, nadać mu widoczną postać. I wtedy pobłądzili. Wykorzystali komputerową obróbkę, żeby stworzyć przeciwnika z koszmarów, po drodze gdzieś jednak zboczyli z kursu, bo miast straszyć, byt już cielesny zaczął bawić. Kiczowaty, sztuczny, źle dopasowany i doklejony – ten wizualny błąd kosztował film utratę kilku gwiazdek przy końcowej ocenie.

Jeszcze rozumiem, gdy w niskobudżetówkach przeciwnik wygląda tandetnie, do tego się chyba przyzwyczailiśmy, ale w produkcjach, które nie należą do tej kategorii, mtakie zaniedbanie mocno razi. We wszystkim trzeba mieć umiar – kiedy film otrzyma zakończenie w takiej postaci, jak w Uśmiechnij się, kiedy nadanie postaci zagrożeniu wychodzi po prostu źle, widz zmienia zdanie o horrorze. Przestaje być strasznie i klimatycznie, tytuł staje się pomyłką.

halloween
materiały promujące serię Halloween ©Blumhouse Productions

Wcielenie – oto kolejny tytuł, który stracił potencjał po ujawnieniu głównego złego. Choć tutaj nie chodzi nawet o warstwę wizualną, tylko o sam koncept na rozwiązanie.

Z jednej strony mamy więc rozczarowanie jak w przypadku Uśmiechnij się, z drugiej to rodem z Wcielenia, gdzie twórcy za mocno popłynęli z nagromadzeniem niesamowitości. Tak, horrory rządzą się swoimi prawami, ale nawet w nich powinno się zachować jakiś umiar, w przeciwnym razie wyjdzie… kolejny film-rozczarowanie. I Wcielenie po ujawnieniu największej tajemnicy produkcji, dojściu do momentu kulminacyjnego, stało się właśnie czymś takim – filmem-rozczarowaniem.

Osobiście uważam, że najlepsze są te horrory, w których nie pokazuje się zagrożenia. Jest ono nienamacalne, niefizyczne – szelst tu, cień tam, skrzypnięcie drzwi, rozmyta sylwetka. Nie od dziś wiadomo, że najbardziej boimy się tego, czego nie widzimy. Stąd tak mocne oddziaływanie filmów z motywem egzorcyzmów (oczywiście o ile ktoś nie wpadnie na pomysł pokazania wypędzonego demona) – nie każdy jest spójny fabularnie, sporo z nich posiada wady, ale przy odpowiednim poprowadzeniu scen związanych z opętaniem, może wyjść z tego straszne dzieło.

Wróćmy na chwilę do zagadnienia związanego z hektolitrami czerwonej posoki. Sięgając po slashery czy gore, wiemy, że zetkniemy się z morzem krwi i scenami, w których odpadają nogi, ręce i głowy. I to jest jak najbardziej związane z danym podgatunkiem horroru. Ale i tutaj można za bardzo przekombinować. Takie Halloween zabija okazuje się w mojej opinii o wiele gorsze niż pierwsze filmy serii. Jasne, nie oczekuję po slasherach czy gore rozwiniętej fabuły i ciągu przyczynowo-skutkowego, ale pragnę czegoś więcej od napakowanego (i długowiecznego!), zamaskowanego faceta, który przemieszcza się od punktu A do B, siekając każdego, kto mu się nawinie pod nóż. Idę, ciach, idę, ciach, idę, ciach, ciach, ciach. Da się zrobić dobre slashery! Początkowe Krzyki, Halloween czy Teksańskie masakry piłą mechaniczną przerażały i w pewnym sensie fascynowały, a przecież nie zabrakło w nich czerwonej posoki.

Horror i komedia w jednym

Większość nowych horrorów okazuje się rozczarowaniem. Są oczywiście pewne wyjątki, ale jednak ostatnio trafiam na więcej rozczarowań niż produkcji, które mogę nazwać strasznymi.

Jest jednak pewien podgatunek – mariaż horroru z komedią – który ostatnimi czasy ma się całkiem nieźle. Zabawa w pochowanego, Śmierć nadejdzie dziś czy Opiekunka wypadają o niebo lepiej niż większość czystych horrorów. Niektórzy mogą powiedzieć, że przecież to bardziej komedie – ale nie do końca. To są też tytuły grozy, spowite elementami rodem z komedii, ale jednak tytuły grozy. Mamy w nich maniakalnych morderców, hektolitry krwi, demony i inne nadnaturalne byty. Tak, bawią, ale nie zapominają o dostarczaniu rozrywki godnej horrorów.


Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu