Niby straszno, ale śmieszno. „ Eksplodujące Kotki zombie” – recenzja gry karcianej

-

Twórcy Eksplodujących kotków nie ustają w pracach nad kolejnymi dodatkami do lubianej karcianki. Na fali popularności nieumarłych w popkulturze, na rynku pojawiła się dedykowana im odsłona. Przed wami wrażenia z obcowania z Kotkami zombie.

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego gry Eksplodujące Kotki: Zombie do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Rebel.

Zacznijmy od przypomnienia, czym w ogóle są Eksplodujące kotki. To nieskomplikowana, idealna na imprezy gra karciana, której głównymi bohaterami są – oczywiście – najróżniejsze mruczki. Gracze rozpoczynają rozgrywkę z kilkoma kartami. Można wśród nich znaleźć takie zwykłe oraz funkcyjne, pozwalające na przykład na zablokowanie akcji innego gracza, pominięcie tury czy atak. Cel? Nie wyciągnąć „Eksplodującego kotka”. Ewentualnie wysłać go do przeciwnika, nim wybuchnie. Może brzmi to skomplikowanie, ale w praktyce ogarnięcie zasad zajmuje naprawdę chwilę.

Eksplodujące Kotki zombie
Eksplodujące Kotki zombie
To samo, ale trochę inaczej

Tak jak w przypadku wcześniejszych dodatków, Kotki zombie nie wprowadzają drastycznych zmian w znanej z „podstawki” mechanice. Wciąż musimy za wszelką cenę unikać „Eksplodujących kotków”, chociaż pojawienie się „Zombie kotków” zamiast klasycznych kart rozbrajających (disarm, jeśli graliście po angielsku; tych z zieloną obwódką) bez wątpienia wpływa na długość gry. Dzięki nim wyjdziemy ze spotkania z wybuchającym futrzakiem bez szwanku, a co więcej: wyślemy go z powrotem do talii i przywrócimy do życia innego gracza, który wcześniej poniósł śmierć z łap „Eksplodującego kotka”.

Poza tym, dodano szereg nowych kart oraz zmodyfikowano te już znane. Niektóre efekty zależne są teraz od liczby martwych graczy (oczywiście martwych w tym growym sensie…), inne – dzięki dopiskowi „TERAZ” – mogą być aktywowane w dowolnym momencie rundy, a co ciekawsze: także przez tych nieszczęśników, którzy dali się wysadzić w powietrze „Eksplodującemu kotkowi”. Nawet po śmierci więc możemy sporo namieszać w życiu naszych przeciwników. 🙂

Do dyspozycji graczy oddany jest też przystępny, luźno napisany poradnik z informacjami o każdym dostępnym rodzaju kart oraz zasadach panujących na polu zombie-walki. Zajrzeliśmy tam tylko raz, by upewnić się, że nie wprowadzono żadnych nowych, znaczących zasad w rozgrywce, myślę jednak, że to istotny dodatek dla osób, które dotychczas nie miały styczności z Eksplodującymi kotkami i ich następcami.

Kotki zombie opatrzono oczywiście ślicznymi, pasującymi do wcześniejszych odsłon ilustracjami. Tym razem obrazki nawiązują do horroru, zobaczymy więc wampiry, ghule, potwory Frankensteina, wiedźmy czy cmentarze. Wszystko jednak utrzymane jest w zabawnej konwencji, więc w trakcie rozgrywki – tak jak w poprzednich dodatkach czy podstawowej wersji gry – prędzej prychniecie śmiechem na widok jakiejś grafiki niż zadrżycie z przerażenia.

Wrażenia z rozgrywki dwu-, trzyosobowej

Wydawać by się mogło, że dodanie do gry interakcji dla martwych graczy oraz możliwości przywrócenia ich do życia jednocześnie wydłuży, jak i urozmaici rozgrywkę. Pierwsze wrażenia sugerują jednak, że w przypadku gry dwuosobowej nowe mechaniki są właściwie niezauważalne, zaś przy trzyosobowej… zabawa faktycznie trwa dłużej, ale niemal zawsze prowadzi do tego samego zakończenia. Już spieszę z wyjaśnieniem.

Grając w dwie lub trzy osoby (według informacji na opakowaniu, Kotki zombie przeznaczone są dla od dwóch do pięciu graczy), używamy odpowiednio dwudziestu pięciu lub trzydziestu pięciu spośród sześćdziesięciu jeden kart przygotowanych przez twórców. Stos, z którego możemy dobierać nowe kotki, jest więc raczej nieduży, a na spotkanie z „Eksplodującym kotkiem” nie trzeba długo czekać. Na szczęście, każdy gracz, na początku gry, dostaje do ręki jednego „Zombie kotka” ratującego go z tej opresji, więc zabawa trwa. Gdy jednak zbliżamy się do finiszu, do wzięcia zostają tylko te niepożądane wybuchowe futrzaki, a gracze masowo zrzucają zachomikowane na ręce karty, byle odepchnąć od siebie ryzyko porażki. Można wręcz powiedzieć, że rozgrywka jest tylko rozgrzewką przed strategiczną zabawą, serwowaną w ostatnich sekundach gry.

Nie udało nam się też efektywnie skorzystać z kart umożliwiających interakcję z martwymi graczami. Zamiast bawić się nimi w trakcie gry, zaczynaliśmy ich używać dopiero na finiszu (jak nakreślone w poprzednim akapicie). Chyba nie tak to miało wyglądać.

Eksplodujące Kotki zombie
Eksplodujące Kotki zombie
Świt żywych zombie kotków

Nie miałam okazji ograć Kotków zombie w ich pełnej krasie, w gronie czterech lub pięciu osób. Nie wykluczam, że dostępność wszystkich sześćdziesięciu jeden kart w trakcie rozgrywki wpłynęłaby na nią dodatnio, niemniej nie jestem w stanie tego zweryfikować. Nie testowaliśmy też grywalności dodatku w połączeniu z oryginalnymi Eksplodującymi kotkami i wcześniejszymi rozszerzeniami – ale wszystko przed nami.

Chciałam pokochać Kotki zombie, ale niestety okazały się one „po prostu okej”. Być może grając w większej grupie, bardziej odczułabym wprowadzone zmiany. Mimo wszystko, podczas kolejnych rozgrywek bawiłam się na tyle dobrze, żeby wyskakiwać z kolejnymi pytaniami „To co, jeszcze raz?”. Myślę, że ta odsłona Kotków sprawdzi się na krótkie wyjazdy ze znajomymi. Sześćdziesiąt kart nie zajmie dużo miejsca w bagażu, a zapewni rozrywkę na przynajmniej część wieczoru.

Niby straszno, ale śmieszno. „ Eksplodujące Kotki zombie” – recenzja gry karcianejTytuł: Eksplodujące Kotki: Zombie

Liczba graczy: 2 – 5 osoby

Czas gry: 15 minut

Wiek: od 12 lat

Wydawnictwo: Rebel


podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Ciekawy pomysł na dodatek, ale wprowadzane przezeń zmiany okazały się mniej odczuwalne niż oczekiwałam.
Klaudia Ciurka
Klaudia Ciurkahttps://moje-czytadla.blogspot.com/
Książkoholiczka stawiająca pierwsze kroki w świecie gier wideo i planszówek. Seriale ogląda rzadko, ale od anime nie stroni. Kociara i herbatoholiczka z wyboru, okularnica z konieczności.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Ciekawy pomysł na dodatek, ale wprowadzane przezeń zmiany okazały się mniej odczuwalne niż oczekiwałam.Niby straszno, ale śmieszno. „ Eksplodujące Kotki zombie” – recenzja gry karcianej