Zbierzcie się wszyscy, musimy omówić plan ostatecznego ataku – został nam ostatni z celów, gdy go zniszczymy, misja będzie zakończona. Mamy dwa wyjścia: pierwsze wymaga skupienia i precyzji. Megan zaklęciem wyważa drzwi, czym otwiera drogę strzału dla Johannesa. Ten, bełtem z kuszy, powala parę Łowców i wywabia hałasem Orka Spaślaka. Berin i Asim rozpoczynają z nim walkę i zabijając go, oczyszczają drogę do ostatniego pomieszczenia, gdzie czeka już na nas tylko siedmiu Szwendaczy. Druga opcja jest trochę mniej skomplikowana: Johannes pilnuje wejścia, a pozostała trójka strzela w kierunku hordy pociskami z trebusza. To co, głosujemy?
Prywatna armia
Zombicide. Zielona Horda to przenośny zestaw narzędzi, przy pomocy których, wraz z przyjaciółmi, po raz kolejny ocalicie świat, wzorem legendarnych herosów. Niestety, walka z orkami to poważne zajęcie, więc opakowanie gry nie należy do najlżejszych. Ani do najmniejszych. Ale nie zniechęcajcie się, ponieważ pierwsze wrażenie toporności rozwiewa moment otwarcia pudełka. Jego rozmiary stają się oczywiste, skoro musi pomieścić siedemdziesiąt dwie figurki (sześćdziesięciu pięciu orków, sześciu ocalonych oraz… jednego trebusza), zgrabnie ułożone w dwupoziomowych wypraskach. Liczba ta daje nadzieję, iż zawarte w tytule słowo „horda” to nie tani chwyt marketingowy. Swoje wygodne miejsce mają także plansze bohaterów, wykonane z grubego plastiku, kości do rzucania oraz sto trzydzieści trzy mini karty, przedstawiające ekwipunek, jak i naszych przeciwników: zombie. Po przelotnym spojrzeniu na wszelkie wskaźniki i znaczniki – tych w sumie jest ponad setka – najwyższa pora zatrzymać się dłużej nad planszą, a konkretniej nad jej dziewięcioma kawałkami. Każdy kafel (termin „kafelek” może okazać się mylący, skoro to kwadrat o boku długości dwudziestu pięciu centymetrów) jest dwustronny, inny od pozostałych, i w barwny sposób przedstawia teren działań naszych herosów: ścieżki, pomieszczenia, rzeki, żywopłoty i tym podobne. Skoro plansza ułożona, a i wrogów nie brakuje, pora ruszać na przygodę!
To takie proste?
Cóż… w zasadzie tak. Choć biorąc pod uwagę objętość instrukcji – sześćdziesiąt stron – macie prawo nie uwierzyć mi na słowo. Tak naprawdę jednak same zasady rozgrywki zajmują mniej niż połowę, a przy tym są bogato ilustrowane. Czytelne grafiki w prosty sposób przedstawiają reguły gry na konkretnych przykładach. Dużo ciekawsza jest dalsza część „tomu”: księga misji, czyli zbiór gotowych scenariuszy, zróżnicowanych pod względem trudności, celu, oraz szacowanego czasu, by go osiągnąć. No właśnie, o co toczy się walka? Przede wszystkim o wasze życie! Choć ten warunek nie zawsze jest obowiązkowy. Zazwyczaj bohaterowie muszą pokonać określoną liczbę orków, zniszczyć strefy, w których się namnażają, wejść do wybranych pomieszczeń czy też znaleźć znacznik danego koloru. A dokonać tego można jedynie współpracując.
Kooperacja jest w tym wypadku kluczem do zwycięstwa. Ocaleni z zarazy, którymi kierują gracze, posiadają indywidualne zestawy zdolności oraz rodzaje ekwipunku. Każda postać ma w swej turze prawo do trzech akcji: może je wykorzystać na ruch, wywołanie hałasu, by zwabić potwory, wyważenie drzwi do pomieszczenia i przeszukanie go, ale przede wszystkim na atak – przy pomocy zaklęcia, broni dystansowej, ręcznej, a nawet machiny oblężniczej. Nic nie sprawia takiej satysfakcji, jak rzut kostką, który w połączeniu z odpowiednimi modyfikatorami, pozwoli nam posłać zgraję orków do piachu.
Zielonoskórych podczas rozgrywki będzie się pojawiać coraz więcej: gdy bohaterom skończą się opcje działania, następuje czas Hordy. Wróg nie zna litości, namnaża się w specjalnych strefach tym szybciej, im wyższy poziom doświadczenia mają gracze. Z czasem, pomimo coraz większych możliwości zadawania obrażeń, jedynie współpraca i dobra strategia potrafią doprowadzić do zwycięstwa. Wybierajcie mądrze! Każdy krok może okazać się kluczowy, a niepotrzebny hałas ściągnąć wam na głowę gniew Nekromanty oraz falę zombiaków.
Bez paniki i do ataku
Rozmiar Zombicide. Zielonej Hordy oraz jego złożoność na pierwszy rzut oka może odstraszyć niektórych graczy. Ale nie ma takiej rzeczy, której dołączona do gry instrukcja nie potrafi wyjaśnić, i to przy pomocy kolorowych ilustracji. Wszystkie znaczniki, zdolności, efekty kart, słowa kluczowe, nawet najmniejsze symbole na grafikach – wystarczy usiąść i przeczytać. Wiem, trochę to zajmie, ale naprawdę warto. A w dodatku, by szybciej oswoić się z zasadami, twórcy przygotowali Misję 0: samouczek wprowadzający. Po jego przejściu na pewno zapragniecie kolejnych walk i przygód, ścinając orkowe łby ramię w ramię ze znajomymi.
Przy dziewięciu dwustronnych kafelkach plansz oraz ponad setce kart, o grywalność także nie ma się co martwić. A nawet gdy ukończycie wszystkie gotowe scenariusze, nic nie stoi na przeszkodzie, by tworzyć własne. Zbierzcie kilku znajomych (maksymalnie sześciu, tyle właśnie jest kart postaci w podstawowej wersji), zarezerwujcie sobie mniej więcej godzinę i kolejny raz uratujcie świat. Spodoba wam się.
Tytuł: Zombicide: Zielona Horda
Liczba graczy: 1-6
Wiek: 14+
Czas rozgrywki: 45-90 minut
Wydawnictwo: Portal Games
Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy klubowi Polkowickie Gry bez Prądu, a wydawnictwu Portal Games za wydanie polskiej wersji językowej, więcej o grze przeczytacie tutaj: