Ludojad-megalodon i podwodne miasto. „Mroczna otchłań tom 2” — recenzja komiksu

-

W zeszłym roku miałam przyjemność przeczytać pierwszą część komiksu Mroczna otchłań — o wielkich rekinach czających się w ciemnych głębinach oceanów. Było ciekawie, intrygująco, chociaż  nie obeszło się bez wpadek fabularnych. Jednak całość wspominam bardzo dobrze. Teraz gdy wyszedł tom drugi powieści rysunkowej od Beca i Jovanovic, nie mogłam go nie nabyć. Znów chciałam wrócić do podwodnego świata, by śledzić poczynania szalonych naukowców próbujących osiągnąć swoje cele (nie zawsze dobre).
Wróćmy do początku…

Pierwsza część dała nam nadzieję na oryginalny eko-thriller z domieszką science-fiction. Historia rozpoczęła się od zadziwiającego odkrycia, okazało się bowiem, że w wielkich wodach oceanu grasuje żarłoczna bestia, która powinna wymrzeć kilka milionów lat temu. Jak to w takich powieściach graficznych bywa, mieliśmy tych „dobrych” i tych „złych”, walczących o sławę i pieniądze. Dużo się działo, a pojawiające się chwyty fabularne faktycznie zostawiały czytelnika z efektem Wow! Film Szczęki Spielberga był przy tym tytule niekrwawą bajeczką.

>> Polecamy: Uwaga na rekiny! „Mroczna Otchłań. Tom 1” — recenzja komiksu<<
I co dalej?

Można by się więc spodziewać, że w kolejnej części będzie jeszcze więcej akcji i wciągających intryg. Nie bez przyczyny mówi się, iż apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jednak… nie tym razem. O ile w początkowym tomie wszystko kręciło się wokół wielkich rekinów (trup padał gęsto), tak sama kontynuacja skupia się na próbie rozwiązania zagadki tajemniczej przeszłości Lou – głównej bohaterki, oraz pochodzenia sekretnego wodnego miasta. Wartka fabuła gdzieś się w tym planie zgubiła.

Było lepiej, jest gorzej

Kontynuując wielowątkową historię, odniosłam wrażenie, że twórcy odrobinę zagalopowali się z ilością wydarzeń pokazywanych w komiksie. Jest ich tak dużo, iż często miałam problem z dopasowaniem ich do siebie i połączeniem w jedną całość. Mnóstwo przeskoków z miejsca na miejsce, zbyt wiele retrospekcji, które znów wprowadzały jedynie chaos w odbiorze. Z jednej strony niby nadaje to pewnego dynamizmu całej powieści graficznej, z drugiej powodowały mętlik i niezrozumienie. Gdyby niektóre wydarzenia przedłużyć na więcej niż pojedynczą kartkę na pewno wyszłoby to tej historii na dobre. W poprzednim albumie szokujące odkrycia były naprawdę szokujące, tutaj przechodzą bez większego echa

Jak wspominałam wcześniej, druga część skupia się głównie na postaciach i podwodnym mieście, zostawiając gdzieś daleko z tyłu żarłoczne rekiny. Cóż, dla mnie to jednak szkoda, że megalodony poszły w odstawkę, bo nie ukrywam, iż to one były powodem, dla którego sięgnęłam po pierwszy tom. Twisty fabularne i walka o przeżycie zostały zastąpione mnóstwem dialogów i naukowych pojęć.

Grafika już nie na wypasie

W pierwszym tomie podobały mi się kolorystyka i prosta kreska autorów. To połączenie zdawało egzamin, gdy mieliśmy dużo podwodnych scen. Kadry miały wywołać w czytelniku strach. W kontynuacji, która opiera się w głównej mierze na okrywaniu sekretów głównych bohaterów, ta grafika wypada gorzej niż lepiej. Przy tym minimalnym stylu najbardziej ucierpiały postaci, które zaczęły być do siebie zbyt podobne. Trzeba dokładnie przyglądać się kolejnym stronom, by wiedzieć, kto jest kim Plusem jest okładka komiksu, która stylem pasuje do poprzedniej i trzyma wysoki poziom. Tajemnicze monolity rozpalają wyobraźnię czytelnika.

Dwa słowa na koniec

Dalszy ciąg przygód Lou miał być poniekąd odpowiedzią na niedopowiedzenia z poprzedniego tomu. Niestety dodanie wielu wydarzeń i postaci na ograniczonej liczbie stron spowodowało, że po przeczytaniu całości czujemy się jedynie lekko skonfundowani. Rozwiązanie jednych tajemnic przyniosło od razu powstanie nowych.

To nie jest tak, że drugi tom jest zły. Po prostu wysoka poprzeczka, jaką postawiła pierwsza część okazała się zbyt trudna do przeskoczenia przez jej kontynuację. Czy sięgnę po kolejny tom, jeśli tylko się pojawi? Jasne! Liczę na to (bazując na zakończeniu), że rolą tej części było po prostu zbudowanie solidnych fundamentów pod coś dużo większego, co wbije czytelnika w fotel.

Serię polecam wielbicielom krwawych klimatów, szalonych naukowców i potworów z głębin, które tylko czekają, aby pożreć człowieka. Mam szczerą nadzieję, że jeszcze przeczytamy kontynuację Mrocznej otchłani.

Ludojad-megalodon i podwodne miasto. „Mroczna otchłań tom 2” — recenzja komiksuTytuł: Mroczna otchłań tom 2

Autor: Christophe Bec

Ilustrator: Eric Henninot, Milan Jovanovic

Liczba stron: 116

Wydawnictwo: Egmont

EAN: 9788328197510

Więcej informacji TUTAJ

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Kontynuacja historii o potworach z głębin nie okazała się niestety tak dobra, jak można było oczekiwać po pierwszym tomie. Miejmy nadzieję, że twórcy jakoś z tego wybrną. Bo szkoda jednak oryginalnego komiksu z megalodonami w roli głównej.
Weronika Penar
Weronika Penarhttps://recenzowniaksiazkowa.blogspot.com/
Z zawodu behawiorystka i badaczka kociego zachowania -  nic co kocie, nie jest jej obce. Z zamiłowania czytelniczka dobrych kryminałów i książek przygodowych, kinomaniaczka i ciągła podróżniczka. Jeśli nie biega na swojej uczelni, nie uczy studentów lub nie czyta pod kocem książek, to na pewno podróżuje, szukając swojego miejsca w świecie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Kontynuacja historii o potworach z głębin nie okazała się niestety tak dobra, jak można było oczekiwać po pierwszym tomie. Miejmy nadzieję, że twórcy jakoś z tego wybrną. Bo szkoda jednak oryginalnego komiksu z megalodonami w roli głównej. Ludojad-megalodon i podwodne miasto. „Mroczna otchłań tom 2” — recenzja komiksu