Liczy się i podróż, i cel. „Sandman. Ulotne życia. Tom 7” – recenzja komiksu

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Sandman. Ulotne życia. Tom 7, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Egmont.

Nieskończeni to dziwne istoty – takie, które trwają poza systemami wierzeń, trzymają pieczę nad istotnymi aspektami życia, nie dotyczą ich prawa fizyki i nie można ich zabić. Istnieją od milionów lat, może nawet eonów, tymczasem wciąż dopadają ich całkowicie codzienne, przyjemne słabości, problemy oraz uczucia. Są również rodzeństwem i jako takim, wynikające z tego niesnaski i problemy nie są im obce. W siódmym tomie Sandmana możemy się o tym przekonać: oto bowiem Maligna postanawia odnaleźć zaginionego brata.

Komiks drogi

Zniszczenie odszedł, porzucił swoje obowiązki i rodzinę jakieś trzysta lat temu – co oświadczył w czasie zebrania rodzeństwa w ogrodach Losu. Nieskończeni na tę decyzję zareagowali różnie, nikt jednak nie zamierzał ani go powstrzymać. W XX wieku za swoim bratem zatęskniła jednak najmłodsza pośród nich, Maligna, pragnąca z całych sił ponownie zjednoczyć rodzinę oraz odnaleźć osobę, która zawsze była dla niej miła i serdeczna. Sama jednak nie da rady, jej myśli i skupienie zbyt szybko ulatują, dlatego najpierw pyta swoje starsze rodzeństwo: Pożądanie i Rozpacz. Nie znajduje jednak u nich pomocy, więc udaje się do Śnienia, chociaż nie jest do końca przekonana do tego pomysłu – Sen, w końcu, nie bardzo za nią przepada. Albo przynajmniej Maligna tak sądzi. Na jej szczęście Morfeusz właśnie zerwał z ukochaną, jest w totalnym emocjonalnym dołku i z chęcią wyruszy w podróż, aczkolwiek niekoniecznie taką nastawioną na odnalezienie Zniszczenia. Wyruszając w drogę, brat i siostra uruchomią szereg zdarzeń, przez które nie będą już mogli się wycofać. Czy im się powiedzie? A przede wszystkim – jaką cenę przyjdzie zapłacić innym za tę podróż?

Droga od i droga do

W Ulotnych życiach Neil Gaiman odszedł nieco od dotychczasowego, autotematycznego sposobu konstruowania historii Snu i jego rodzeństwa na rzecz odwołania się do schematu powieści drogi, do którego wróci po latach przy okazji choćby Amerykańskich bogach. Nie bez powodu podróż, w jaką udają się Maligna z Morfeuszem, zaczyna się w świecie jawy – co dla obojga oznacza tak naprawdę dłuższe poszukiwania, niż gdyby poruszali się przez swoje domeny. I, czego Sen jeszcze nie wie, w wyniku tej podjętej pod wpływem kaprysu oraz miłosnego rozczarowania wyprawy odbywanej – o, ironio – by przywrócić dawny porządek rzeczywistości, bohaterów czeka zmiana, podobnie jak ponownemu przeobrażeniu ulegnie ich codzienność. Maligna – podróżująca chaotycznymi drogami własnego umysłu, charakterystycznymi dla jej natury – nigdy nie porusza się liniowo, zawsze w jakiś sposób krąży, zapętla się, gubi, ale to ona, dzięki swojemu pragnieniu oraz uporowi, dociera w końcu do celu, choć niekoniecznie do finału, którego oczekuje. Morfeusz zaś, chociaż włada Śnieniem, przy swojej siostrze porusza się jednak liniowo, a przynajmniej według pewnej logiki. W Ulotnych życiach to on jednak jest tym, który, choć wyrusza w drogę do, tak naprawdę ucieka od – odnalezienia brata, rodzinnych relacji, uczucia osamotnienia i porzucenia, w pewnym sensie również samego siebie. Tę pozorność poszukiwań zmieni dopiero Śmierć, rozsierdzona krzywdą, jaką Sen wyrządził ich najmłodszej siostrze.

Chociaż Maligna naprawdę pragnie odnaleźć brata, Zniszczenie niekoniecznie chce zostać odnaleziony. Spodziewał się jednak, że pewnego dnia rodzeństwo może przestać akceptować jego decyzję i spróbować przekonać go, by powrócił. Dlatego wdrożył odpowiednie środki zapobiegawcze – takie, co zatrą prowadzące do niego ślady ostatecznie i na zawsze. W momencie, w którym Sen i Maligna wyruszyli na poszukiwania, cały mechanizm zabezpieczający ruszył. Wciąż chodzące po Ziemi osoby oraz bóstwa pamiętające Zniszczenie, zaczęły umierać. Po raz kolejny Neil Gaiman zarysowuje ludzi – a dokładniej nie-Nieskończonych – jak pionki na szachownicy, na której figurami są wyłącznie wykreowane przez niego przedwieczne istoty. Zresztą, to nie jedyny przypadek w tym albumie, gdy ludzie stają się mniej lub bardziej przypadkowymi ofiarami – podobnie jak w poprzednich częściach bowiem, dotykają ich celowo nałożone na nich kary bądź dolegliwości, tym razem – przez Malignę. Czasem, gdy czytamy kolejne zeszyty składające się na całość opowieści Neila Gaimana, naprawdę trudno nam zapałać jakimkolwiek cieplejszym uczuciem do przedstawianych w kadrach bohaterów. Fascynują nas, ciekawią, stanowią centralny punkt snutej w tych komiksach historii – ale niekoniecznie ich lubimy.

Rodzinna historia drogi

Ulotne życia to już siódma część w serii, która nie tylko pobieżnie przedstawia rodzeństwo Snu, co oddaje pole najmłodszej Malignie, pragnącej odbudować rodzinę taką, jaka była przed odejściem Zniszczenia. To zdecydowanie opowieść drogi – samopoznania poprzez podróżowanie, stawienie czoła swoim lękom oraz na bycie szczerymi wobec siebie, przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe. Zmuszenie Morfeusza, by zainteresował się kimś poza własnymi emocjami oraz interesem wymagało, najwidoczniej, najbardziej nieprzewidywalnej z Nieskończonych. Jeden z lepszych albumów w serii.

sandman

 

Tytuł: Sandman. Ulotne życia. Tom 7

Ilustracje:  Jill Thompson, Vince Locke

Autor: Neil Gaiman

Liczba stron: 265

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

„Ulotne życia” to jeden z ciekawszych tomów w serii, odchodzący od dotychczasowego, narracyjnego autotematyzmu na rzecz powieści drogi. Jego ogromną zaletą jest fakt, że główną bohaterką siódmej części serii o Sandmanie Gaiman uczynił nie Sen, a Malignę.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Ulotne życia” to jeden z ciekawszych tomów w serii, odchodzący od dotychczasowego, narracyjnego autotematyzmu na rzecz powieści drogi. Jego ogromną zaletą jest fakt, że główną bohaterką siódmej części serii o Sandmanie Gaiman uczynił nie Sen, a Malignę.Liczy się i podróż, i cel. „Sandman. Ulotne życia. Tom 7” – recenzja komiksu