Ironiczne spojrzenie na życie pełne traum. „I’m Glad My Mom Died” – recenzja audiobooka

-

Oto książka, która w 2022 znalazła się w gronie najlepszych tytułów na mojej prywatnej topliście roku. Zaraz po przesłuchaniu audiobooka byłam tak naładowana emocjami, że z ogromną radością przyjęłam wieść o jej zbliżającym się polskim wydaniu. A to pojawi się na naszym rynku już niebawem – 24 stycznia, nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Przyznaję więc od razu, iż oceniam wersję oryginalną, nie znając jakości polskiego tłumaczenia, w dodatku pamiętając fantastyczną interpretację audio w wykonaniu samej Jennette McCurdy. Wierzę jednak, że rodzime wydanie będzie w stanie oddać błyskotliwość autorki, jej poczucie humoru i to, jak ze swadą opowiada o tych fragmentach swojego życia, o których miałaby pełne prawo mówić ze ściśniętym gardłem i łzami cisnącymi się do oczu.

Kim jest autorka I’m Glad My Mom Died?

Jennette McCurdy znamy jako dziecięcą gwiazdę szklanego ekranu. Urocza, drobna blondynka, wywołująca uśmiechy na twarzach swoją grą, ekspresją i charyzmą sceniczną. Podziwiana i uwielbiania przez dzieciaki na całym świecie, stała się symbolem rzeczywistości, którą rządzą ambicje rodziców i potrzeba, by zrobić z pociechy kogoś, kto zawładnie sercami widzów, reżyserów i producentów, a przy okazji zgarniać będzie za to grubą kasę.

Jednak zanim prawda o życiu McCurdy ujrzała światło dzienne, dziewczyna przez długie lata trwała w koszmarze. Koszmarze zakończonym dopiero śmiercią matki.

Tytuł I’m Glad My Mom Died może więc brzmieć kontrowersyjnie i wywoływać najróżniejsze dyskusje, ale nie da się oprzeć wrażeniu, że wiele osób odetchnie z ulgą na myśl, iż rzeczywiście tej postaci nie ma już wśród nas.

O czym opowiada książka Jennette McCurdy?

Jeszcze mając dwadzieścia jeden lat autorka sądziła, iż została stworzona, by zadowalać swoją mamę. By dawać jej powód do dumy, zarabiać pieniądze, spełniać wysokie oczekiwania przy jednoczesnym porzucaniu własnych marzeń, chociażby tych o zajęciu się pisaniem, zamiast graniem.

Pojawiają się tu wątki anoreksji, bulimii, nerwicy natręctw, niezdrowej relacji z matką, a także ciągła presja, by być dziecięcą gwiazdą, by żyć tak, jak jej się każe, by nie wyrażać głośno swojego zdania. Czy taką rzeczywistość wyobrażają sobie dzieciaki, oglądając Jennette McCurdy w przesłodzonych serialach Nickelodeon? Wątpliwe. Jak to w przypadku wielu młodych gwiazdek bywa, za piękną i uroczą fasadą może kryć się zgnilizna. A to, że życie na świeczniku – z pieniędzmi, sławą, podróżami – sprawia wrażenie tak bardzo atrakcyjnego, w ogromie sytuacji jest właśnie tym – tylko wrażeniem.

A jednak, pomimo wielu traum noszonych w sercu i głowie i oraz wciąż niezagojonych ran, Jennette McCurdy potrafi być zabawna, autoironiczna i błyskotliwa, co jej książka udowadnia od pierwszych stron, a co my, jako czytelnicy, możemy chłonąć z niesłabnącym zainteresowaniem. Tylko czy wypada się nam uśmiechać? Przecież gdy spojrzeć na to z szerszej perspektywy, to historia ta rozdziera człowieka na miliony kawałków.

Zachwyca mnie jednak świadomość, że gdy ktoś rodzi się z talentem do opowiadania, nie będzie go w stanie zabić nawet zaborcza matka uważająca pisarki za spasione i pozbawione gustu. Zachwyca mnie determinacja McCurdy, by zacząć żyć po swojemu. Wreszcie zachwyca mnie to, z jakim dystansem i jak umiejętnie potrafi opowiadać o swoich przeprawach z matką, a potem także o budowaniu relacji i związków z innymi.

Czy warto przeczytać książkę „Sam z iCarly”?

Tak, tak, zdecydowanie tak! Wspomnienia McCurdy to lekko opowiedziana historia o traumach, trudnych przeżyciach i własnych problemach psychicznych. Autorka w doskonały sposób obnaża kulisy showbiznesu, wprost wskazując nie tylko na obrzydliwe i nieodpowiednie zachowania swojej matki (na czele z doprowadzeniem córki do anoreksji, byle tylko nie miesiączkowała i nie wyrastała z roli dziecka!), ale też punktując tych, których spotkała na swojej zawodowej drodze, a którzy okazali się niczym więcej jak zwykłymi kanaliami.

I’m Glad My Mom Died to bardzo nieoczywista, przewrotna propozycja. Pochłania się ją błyskawicznie, z niesłabnącym zainteresowaniem, a po wszystkim zostajemy z mnóstwem myśli w głowie. Pocieszający pozostaje tutaj fakt, iż pomimo wielu trudnych przeżyć, Jennette McCurdy może swoją opowieścią nieść pokrzepienie osobom chorym i skrzywdzonym. Wierzę też, że zrzucenie z własnych barków takiego ciężaru pomogło jej oczyścić się z trudnych emocji i zacząć żyć na nowo –nie całkiem bez balastu, bo to pewnie niewykonalne, ale z wiarą w siebie i swoje zdolności literackie.

Z dużym zainteresowaniem przeczytałabym coś jeszcze, co wyjdzie spod pióra Jennette McCurdy – już nie „Sam z iCarly”, tylko osoby niezależnej, kobiety, autorki. Kibicuję jej bardzo mocno! A wam polecam sięgnięcie po te wspomnienia. Naprawdę na długo zostają w głowie.

I’m Glad My Mom DiedTytuł: I’m Glad My Mom Died

Autorka: Jennette McCurdy

Wydawca: Simon & Schuster

Czyta: Jennette McCurdy

Długość: 6 godzin 26 minut


podsumowanie

Ocena
9.5

Komentarz

Książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Przewrotna i błyskotliwa, mocno poruszająca, dająca do myślenia. Dla mnie – jedna z najlepszych pozycji ubiegłego roku.
Klaudyna Maciąg
Klaudyna Maciąghttps://klaudynamaciag.pl
Za dnia copywriter, wieczorami - nałogowy gracz. Widywana albo z książką pod pachą, albo z padem w dłoni. Dużo czyta, jeszcze więcej tworzy i ogląda. Uzależnienie od popkultury, piłki nożnej i żużla zdiagnozowane już ze trzy dekady temu.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Przewrotna i błyskotliwa, mocno poruszająca, dająca do myślenia. Dla mnie – jedna z najlepszych pozycji ubiegłego roku.Ironiczne spojrzenie na życie pełne traum. „I’m Glad My Mom Died” – recenzja audiobooka