Horrory na Walentynki

-

Walentynki – jeden z tych dni w roku, który dzieli ludzi. Niektórzy dają się uwieść wielkim, czerwonym serduchom, komediom romantycznym, pluszowym misiom, zaś inni nie czują jakoś tej miłosnej magii, uważają, że Święto Zakochanych to przereklamowany okres. Najbardziej zyskują na nim sprzedawcy kwiatów, czekoladek, pluszaków i restauracje.

I kina. W okresie okołowalentynkowym na dużych ekranach pokazuje się sporo tematycznych historii. Wielka miłość, złamane serce, szaleństwo wieczorową porą! Jest w czym wybierać. Jednak nie każdy lubi ckliwe historie, zwłaszcza w Dzień Kupidyna. Niektórzy wolą… horrory. Tak, dobrze widzicie – straszne albo krwawe filmy, w których miast czekoladek bohaterka dostaje pudełeczko z ludzkim sercem albo… No dobrze, wiecie już, co mam na myśli.

Jeśli należycie właśnie do tej grupki, mam dla was coś odpowiedniego – horrory, które nadają się do obejrzenia w Walentynki!

Zabawa w pochowanego, reżyseria Matt Bettinelli-Olpin

Jak łatwo zapomnieć o tym, iż nowy mąż to przecież miał być ten jeden jedyny. Wystarczy, że jego rodzinka zaprosi świeżo poślubioną do z pozoru niewinnej zabawy – na wieczorek gier. Losujemy ze specjalnego pudełeczka nazwę jednej z rozrywek i zaczynamy zabawę. Tylko lepiej nie sięgnąć po kartę z napisem Zabawa w chowanego, bo może się to skończyć dość… krwawo.

Ta czarna komedia ma wszystko to, co jest wyznacznikiem tego gatunku. Mamy przerysowane i zabawne sceny, nieco makabreski, wpisujące się w konwencję motywy rodem ze slashera. I wychodzi o wiele lepiej niż w przypadku niejednego pełnoprawnego horroru. A miłość… Ta bywa w tym obrazie ulotna.

>> Polecamy: Krwawa noc poślubna. „Zabawa w pochowanego” – recenzja filmu <<
Krwawe Walentynki, reżyseria Patrick Lussier

Jensen Ackles jest głównie znany ze swoje wieloletniej roli w serialu stacji The CW – Supernatural (wybaczcie, ale polski tytuł – Nie z tego świata – brzmi okropnie). Aktor wystąpił jednak w kilku innych produkcjach. Jedną z nich jest Walentynkowy horror!

I nie jest to wcale zła produkcja. Spodziewać się można tego, co okazuje się kwintesencją slasherów – krwawej jatki. Tutaj jedno ciało, tam drugie. I te pudełeczka czekoladek pełne… Zresztą sami zobaczcie. Wprawdzie zapewne domyślicie się, kto jest zamaskowanym mordercą, ale cóż, nie można mieć wszystkiego!

Walentynki, reżyseria Jamie Blanks

Cofnijmy się nieco w czasie. No dobrze, bardziej niż nieco – do 2001 roku, kiedy to Jamie Blanks uraczył nas iście Walentynkowym smaczkiem filmowym. Horrorem o jakże wiele znaczącym tytule – Walentynki. I nie, nie jest to produkcja o zakochanych w sobie nastolatkach, którzy nie mogą nawet sekundy wytrzymać bez swojej drugiej połówki. Tutaj pojawia się motyw zemsty!!!

Od miłości do nienawiści jeden krok. A nienawiść może prowadzić do tego różnych rzeczy. Ktoś ze złamanym sercem będzie chciał się zemścić i zapoluje na niewiernego lub niewierną. Albo na więcej niż jedną osobę…

Wiecznie żywy, reżyseria Jonathan Levine

A gdyby tak zombie potrafiły kochać? Wiecie, nie tylko mózgi swoich ofiar, ale żywych ludzi? Film o przygodach R pokazuje właśnie, że nie ma rzeczy niemożliwych – chodzący martwy może obdarzyć miłością żyjącą dziewczynę, a ona jego.

Tym razem nie mamy do czynienia z krwawym horrorem, tylko z nieco bardziej romantyczną opowieścią. Jeśli więc nie lubicie romansów, a slashery także nie stanowią dla was dobrej opcji, sięgnijcie po film i zakochanym zombie!

Brightburn. Syn ciemności, reżyseria David Yarovesky

Tym razem mamy do czynienia z nieco innym rodzaje miłości – nie tym romantycznym tylko rodzicielskim. W końcu uczucie niejedno ma imię. David Yarovesky pokazuje, że miłość może boleć. Wyobraźcie sobie, że na waszą farmę spada statek kosmiczny, w jego wnętrzu znajdujecie dziecko. Dajecie mu imię… Nie, nie Clark. Brandon. Dzieciak rośnie jak na drożdżach, wy go kochacie. Pewnego dnia okazuje się, że wasz syn posiada niesamowite zdolności: potrafi latać, jest szybki, ma laserki w oczach… Wypisz-wymaluj Super…  dziecko. Tylko że w tym przypadku sprawy wymykają się w pewnym momencie spod kontroli, a niesamowity chłopaczek staje się niesamowitym zagrożeniem dla ludzkości.

Smentarz dla zwierzaków, reżyseria w zależności od wersji

Na koniec mam dla was ekranizację książki Stephena Kinga. Choć tak naprawdę powinnam napisać ekranizacje, bowiem wariacji na temat opowieści Mistrza Grozy powstało więcej niż jedna. W tamtym roku mogliśmy zobaczyć tę w wykonaniu Kevin Kolsch, ale wcześniej historią zainteresowała się Mary Lambert. To już od was zależy, z którą wersją będziecie się chcieli zapoznać. Tak, można obejrzeć obie i potem je porównać. Która lepsza?

Tym razem również mamy motyw rodzicielskiej miłości, choć nie tylko. Tak wielkiej, że popycha głównego bohatera do iście szalonego czynu.

>> Polecamy: Pakt ze złem. „Smętarz dla zwierzaków” – recenzja filmu <<
Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu