Początek chaosu. „Hellblazer. Tom 1” – recenzja komiksu

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Hellblazer do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu Egmont.

Ponownie przyszło mi pisać o przygodach Johna Constaine’a, maga i egzorcysty, który prawie wszystko ma gdzieś. Jednak tym razem za jego przygody odpowiedzialny był inny autor, dlatego zadałem sobie pytanie, czy i tym razem jego przygody będą tak samo wciągające, jak wcześniej? 

Niesamowicie smuci mnie fakt, że już powoli (aczkolwiek nieubłaganie) zbliżamy się do końca opowieści o przygodach jednej z moich ulubionych postaci, czyli Johna Constantine’a. Jeden z ostatnich rozdziałów napisał nie kto inny jak sam Mike Carey. W tym miejscu warto zaznaczyć, że w pierwszym tomie jego Hellblazera znajdziemy bez wątpienia mieszankę pomysłów i interpretacji tej postaci na przestrzeni lat. 

Mieszanka wszystkiego…

W pierwszym tomie przygód Constantine’a znajdziemy mroczne, ociekające brudem historie z trudnym do przyjęcia zakończeniem. To opowieści o człowieku, który to ewidentnie potrzebuje cudu, albo chociaż dobrego i długiego urlopu od swojego życia. Dla Careya to, co stworzono o Johnie wcześniej, jest jedynie fundamentem, na jakim buduje własną opowieść, buduje kolejne wątki czy prowadzi fabułę oraz jej bohaterów. 

Można powiedzieć, że nasz drogi Constantine, został jak zawsze klasycznie wplątany w wojnę między dobrem a złem. Jego interwencja jest wymagana, nawet kiedy on sam niespecjalnie chce cokolwiek robić. Na swoje nieszczęście jest jedynym człowiekiem mogącym położyć kres temu chaosowi. Jednak już od pierwszych stron komiksu możemy wyczuć, że nie wszystko jest takim, jak się nam wydaje. 

Nie jestem w stanie powiedzieć, która z zawartych w tomie historii przemówiła do mnie najbardziej, ponieważ jak pisałem wcześniej, John i jego perypetie zawsze mnie wciągają. Mam jednak pewność, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. 

Rysunek buduje tutaj klimat

Wątek fabularny jest na odpowiednim dla Hellblazera poziomie, przynajmniej w porównaniu do poprzednich odsłon. Problemem w przypadku tego tomu jest rysunek, który powinien budować klimat tej opowieści, w końcu mamy do czynienia z powieścią graficzną. Tymczasem część ilustracji została stworzona w taki sposób, że brakuje im tego mroku i koszmaru, do jakiego zostaliśmy przyzwyczajeni niezależnie od tego, jakie akurat przygody Johna przychodzi nam oglądać, jak również od ich formy. To jeden z tych komiksów, w którym dostaliśmy coś dobrego i wciągającego, lecz w kwestii warstwy graficznej mogłoby być lepiej. 

Esencja tego co dobre 

Bez wątpienia Mike Carey pokazał swoimi poprzednimi dziełami (jak chociażby serią o Lucyferze), że potrafi tworzyć ciekawe i wciągające historie komiksowe. Świetnie radzi sobie również z rozwijaniem dobrze mu znanych postaci, jak i tworzenie nowych. W każdym razie, w pierwszym tomie Hellblazera widać, iż w całość włożono wiele pracy. 

Czytając kolejne strony, nie można pozbyć się wrażenia, że niektóre sceny i rysunki były inspirowane pracami Gartha Ennisa. Samo w sobie nie jest to wadą, pokazuje bowiem szacunek dla pracy innego artysty oraz podtrzymuje pewną ciągłość wizualną, tworzy także świetną okazję, by pokazać, iż w tej postaci jest coś nowego. 

Dla kogo jest ta pozycja?

Definitywnie dla każdego fana postaci Johna Constantine’a, czy to serialowego, w jakiego to wcielił się Matt Ryan, filmowego Keanu Reeves’a, czy też tak jak w przypadku tego tekstu, komiksowego, rozpisane przez Mike’a Careya przygody będą wciągające i przyniosą wiele radości. Dla tych, co jeszcze nie poznali cynicznego egzorcysty, również znajdzie się coś ciekawego. To dobra pozycja startowa, a do tego na rynku znajdziemy również parę innych komiksów z tym bohaterem w roli głównej lub drugoplanowej. Jeśli natomiast spodobało się wam to, jakim twórcą jest autor tego komiksu, grzechem byłoby wam nie polecić wspomnianego wcześniej już Lucyfera, czy również równie fenomenalnego Sandmana Neila Gaimana, który powołał do życia równie intrygującą postać, co John, w hołdzie jego twórcy.

Hellblazer Mike Carey
Hellblazer, Mike Carey

Tytuł: Hellblazer. Tom 1

Scenariusz: Mike Carey

Ilustracje: Marcelo Frusin, Steve Dillon, Lee Bermejo

Liczba stron: 352

Wydawnictwo: Egmont

podsumowanie

Ocena
8.5

Komentarz

Pierwszy tom serii „Hellblazer” od Carey’a jest równie świetną opowieścią, co poprzednie pozycje na rynku nawiązujące do tej postaci. Jednak przedstawia on Johna w zupełnie innym, lecz równie interesującym wydaniu.
Karol Riebandt
Karol Riebandthttp://improbite.pl/
Gość, do którego dzwoni Rick, gdy Morty ma wolne. Maruda i gracz, ale nie pogardzi też dobrym komiksem i książką.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Pierwszy tom serii „Hellblazer” od Carey’a jest równie świetną opowieścią, co poprzednie pozycje na rynku nawiązujące do tej postaci. Jednak przedstawia on Johna w zupełnie innym, lecz równie interesującym wydaniu.Początek chaosu. „Hellblazer. Tom 1” – recenzja komiksu