Samoloty uważa się za jedne z najbezpieczniejszych środków transportu. Z drugiej jednak strony szanse na przeżycie katastrofy lotniczej są znacznie mniejsze niż chociażby wypadku samochodowego. Brak jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją sprawia, że spora część społeczeństwa wziąć boi się latać. Wyobrażają sobie ogromny wybuch gdzieś w przestworzach, gdzie jedyną nadzieją zostaje w zasadzie modlitwa. Co jednak w przypadku, jeśli coś złego zaczyna dziać się prawie zaraz po starcie?
Cud na rzece Hudson
15 stycznia 2009 roku. Znalazłoby się pewnie całkiem pokaźne grono osób, które rozpoznają tę datę. Wtedy właśnie doszło do niesamowitego wydarzenia, nazwanego później „cudem na rzece Hudson”. Samolot US Airways miał wykonać rejsowy lot z Nowego Jorku do Charlotte, a następnie Seattle. Około sześć minut po starcie wydarzyło się coś, czego nikt nie mógł przewidzieć – maszyna napotkała na swojej drodze klucz dzikich gęsi. W wyniku tego zderzenia samolot utracił moc w obu silnikach, a pilot – Chesley Sullenberger – musiał podjąć decyzję o awaryjnym lądowaniu. Oszacował, że nie zdoła się zawrócić ani dolecieć do najbliższego lotniska, w związku z czym wybrał rzekę Hudson jako miejsce osadzenia maszyny. Dzięki jego umiejętnościom i zimnej krwi udało się dokonać praktycznie niemożliwego – wszyscy pasażerowie wraz z załogą przeżyli.
Sully opowiada właśnie o wydarzeniach tamtego dnia. Co zaskakujące, nie skupia się jednak na katastrofie samej w sobie, a raczej na postaci pilota, granego przez Toma Hanksa. Wydawać by się mogło, że po tak niesamowitym wyczynie Sullenberger zostanie natychmiast okrzyknięty bohaterem narodowym. Zamiast tego wszczęto jednak śledztwo, w trakcie którego próbuje się udowodnić, że Sully był w stanie rozwiązać kryzys bez konieczności tak brawurowego i niebezpiecznego działania. Zgodnie z symulacjami mógł dotrzeć do najbliższego lądowiska, nie narażając życia pasażerów i załogi. Co więcej, śledczy utrzymują, że nie dwa, a tylko jeden z silników uległ awarii.
Doświadczenie przegrywa z symulacją komputerową
Film Clinta Eastwooda porusza więc temat walki jednostki z systemem. Osoba, dzięki której przeżyło sto pięćdziesiąt pięć osób, zamiast otrzymać podziękowania za swój heroiczny wyczyn, musi udowadniać, że nie było innego wyjścia z tej dramatycznej sytuacji; musi bronić się, by ten bezprecedensowe osiągnięcie nie zakończyło długoletniej kariery i planów na przyszłość. Reżyser pokazuje widzom smutną rzeczywistość. Egzystujemy w świecie, w którym symulacje komputerowe są większym dowodem niż słowa człowieka. Gdzie postępowanie zgodnie z protokołem ma wyższą wartość niż ludzkie życie. Umiejętności, doświadczenie i właściwa ocena sytuacji zdają się nie mieć takiego znaczenia jak słowa zapisane przez kogoś, kto być może nigdy w rzeczywistości nie latał. Jeśli dodamy do tego całą grupę osób, wiecznie szukających sposobu na zrobienie kariery, oraz media, potrafiące w jednej sekundzie odwrócić się od kogoś nazywanego wcześniej bohaterem, mamy iście wybuchową mieszankę i bardzo małe szanse na zwycięstwo z systemem.
Zachowaj zimną krew
Trzeba przyznać, że Tom Hanks po raz kolejny pokazał swój doskonały warsztat aktorski. Widzieliśmy go już w tak wielu różnych rolach, że nie można mieć wątpliwości, iż ten człowiek to istny kameleon. W Sullym przedstawił postać pilota Chesleya Sullenberga jako opanowanego i skupionego na zadaniu. W obliczu zagrożenia i zbliżającej się katastrofy zachował zimną krew, przeanalizował sytuację i skorzystał ze swojego ogromnego doświadczenia, by posadzić samolot na wodach rzeki. Na twarzy Hanksa próżno będzie szukać paniki, z łatwością jednak zobaczymy wymienione wyżej cechy. Grana przez niego postać zdaje się w taki sposób podchodzić do każdego zadania. Również w trakcie śledztwa rzeczowo odpowiada na pytania i z zaangażowaniem poszukuje wyjścia z beznadziejnej dla niego sytuacji.
Niepokojący obraz rzeczywistości
Gdyby Clint Eastwood chciał zrobić film o bohaterze, końcową sceną byłoby udane awaryjne lądowanie na rzece. Tymczasem jednak sama katastrofa nie zajmuje dużo ekranowego czasu. Zamiast tego reżyser tka przed widzem niepokojącą wizję społeczeństwa i świata. Jak to możliwe, że uniewinnia się mordercę czy gwałciciela, a człowiek, który uratował życie tak wielu osób, musi przechodzić piekło, by uniknąć zarzutów? Otaczają nas negatywne informacje, media opowiadają o zbrodniach i katastrofach, na każdym kroku jesteśmy czymś straszeni. Czy to oznacza, że nie ma już miejsca dla bohaterów? Przekonajcie się sami, oglądając Sully’ego.
Tytuł oryginalny: Sully
Reżyseria: Clint Eastwood
Rok światowej premiery: 2016
Czas trwania: 1 godzina 36 minut