Witaj w Polanii, gdzie dzięki magii wszystko jest możliwe. „Czarodziejka z ulicy Reymonta” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego Czarodziejki z ulicy Reymonta, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu SQN.

Ach, być czarodziejką, mieć moc i jednocześnie możliwość czynienia dobra. Wiadomo, że z tym wiąże się również odpowiedzialność, ale człowiek da radę. Kto z was, uwielbiający wszystko, co magiczne, nadal nie czeka na list z Hogwartu? Szybko podnosimy ręce. Myślę, że właśnie pojawił się las kończyn i nie ma co się dziwić, ponieważ każdy tytuł z czarownym motywem pozwala uciec od przyziemnej codzienności, walczyć na różdżki, latać na miotle, rzucać zaklęcia czy po prostu cieszyć się wspaniałościami, jakie daje zaczarowany świat. Dlatego tak często uciekamy w książki, filmy, gry czy seriale z takimi motywami, żeby poczuć choć namiastkę tego wszystkiego.

Czas zdobyć wiedzę

Natasza Ladowska, woli jednak, żeby nazywać ją Lady, rozpoczęła naukę na prestiżowej, ale również magicznej uczelni w Krakowie. To spełnienie marzeń, możliwość szkolenia się u najlepszych, lecz także szansa na zdobycie fachu i poprawienie statusu społecznego. Niestety nie jest jej dane spokojnie studiować, a ciąg niekończących się przygód zaczyna się na wyjeździe do Sławieńczy. Od tego momentu życie bohaterki oraz czterech studentów zmieni się na zawsze.

Niby oddzielne, ale jednak całość

Magdalena Kubasiewicz kolejny raz zaskakuje swoim niewybrednym stylem pisania, który bardzo przypadł mi do gustu. Ma na koncie kilka intrygujących tytułów, ale to serią o Wilczej Jagodzie podbiła me serce. Tym razem pokusiła się o trochę inną formę przekazu oraz przeniosła czytelnika do różnych lokacji. Czarodziejka z ulicy Reymonta to nie jedna powieść, a zbiór aż trzech opowiadań, kolejno: Odłamki szkła, Odbicia w odbiciach oraz Życzenie czarodziejki. Każde z nich jest osadzone w innym miejscu oraz czasie. Po poznaniu całości mam bardzo dużą nadzieję, iż doczekają się kontynuacji, ponieważ ich zakończenia są tak stworzone, że zostaje się z niedosytem, ale widać też szansę na interesujące pociągnięcie wątków. Jestem ciekawa, czy autorka celowo zastosowała taki zabieg. Szczególnie Odbicia w odbiciach to dobre pole manewru dla dalszych działań.

Styl pisania Magdaleny Kubasiewicz jest spójny. Można napisać, że nie identyczny jak we wcześniejszej serii, bardziej dostosowany do bieżącego tytułu, gdyż czytamy o studentce wchodzącej w dorosłe życie, a nie Wilczej Jagodzie, która od dawna ma w miarę opanowane moce. Podoba mi się, że autorka cały czas skupia się na polskich motywach, pokazuje czytelnikowi to, co piękne w tym kraju, trzyma się polskiego nazewnictwa.

Radość, ale i smutek

Jeśli chodzi o samą formę książki, to wywołała we mnie małą frustrację, ale nie dlatego, że treść była zła. Wręcz przeciwnie, to bardzo dobry tytuł, tylko składowe opowiadania za szybko się kończą. Przyznaję, przed sięgnięciem po Czarodziejkę z ulicy Reymonta pamiętałam, że jest to  kilka historii, ale jakoś podczas czytania zapomniałam, aż do pierwszego skoku czasowego. Miałam takie: ale jak to? Szczególnie było to odczuwalne po zakończeniu Odbicia w odbiciach, kiedy to autorka wprowadza ciekawy wątek i nagle zostajemy z milionem pytań w głowie.

Ale o kogo chodzi?

Bohaterowie są dobrze wykreowani i pasują do całości prezentowanej fabuły. Mamy Lady, czarodziejkę o potężnym potencjale magicznym, aspirująca do zostania jedną z lepszych kobiet w swojej dziedzinie; Dobromira, czarownika, również o pokaźnych mocach, który często łamie zasady; Agnieszkę o praktycznie zerowych zdolnościach do czarowania, jednak mającą doskonałą pamięć, wszystko zapamiętuje, jest geniuszem, a do tego posiada pokaźny majątek. Można napisać, że są to główni bohaterowie, którzy wiodą prym w opowiadaniach. Pojawiają się również inni, jak Grzesiek, ale są bardziej dodatkiem do całości.

Niby fikcja, ale nie do końca

Autorka ciekawie wykreowała książkową rzeczywistość, która osadzona jest w realnych lokacjach, jednak podkręcono ją paranormalnymi aspektami, co nadaje opisywanym historiom dodatkowego smaczku. Pojawia się podział na czarodziejki, czarodziejów oraz czarownice i czarowników, osoby o niskim potencjale. Ci pierwsi sprawiają, że przedmioty stają się magiczne, a drudzy mają swoją moc wiodącą, na przykład ogień. Nie zabrakło również wzmianki o demonach czy lataniu na miotle. Przedstawiony świat jest bogaty i ciekawy, a ja nie natrafiłam w książce na błędy logiczne.

W opowiadaniach studenci wydziału magicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego będą musieli stawić czoła tajemniczej anomalii pojawiającej się w małej wiosce, dowiedzieć się, dlaczego jeden z kolegów dziwnie się zachowuje i ma rozdwojenie jaźni oraz przenieść się na teren Gór Świętokrzyskich, gdzie od dawna ukrywa się znamienity czarodziej. Te trzy podtytuły znajdujące się w powieści opisują różne wydarzenia, ale niejako łączą się w całość oraz pokazują dorastanie bohaterów, jak zmienia się ich postrzeganie świata.

Niby fikcja, a jednak uczy

Pojawiają się wątki romantyczne, ale są bardziej tłem dla historii, niż głównym elementem. Całość czyta się szybko, ponieważ wszystkie tajemnice wciągają. Autorka uczy, że powinno ufać się swojej intuicji, jednak często dobrze zrobić rozeznanie, żeby nie pogorszyć sprawy.

Ważnym wątkiem we wszystkich opowiadaniach jest szczerość. Magdalena Kubasiewicz sprytnie pokazuje, jak ukrywanie niektórych faktów czy niedopowiedzenia może wpłynąć na rozwój sytuacji.

Polecam tytuł, uważam, że to naprawdę ciekawa powieść z gatunku urban fantasy, gdzie zwiedzimy trochę Polski, która w Czarodziejce z ulicy Reymonta nazwana jest Polanią, odkryć interesujące smaczki oraz przeżyć magiczne przygody z prawdziwymi bohaterami, takimi, którzy mogliby żyć między nami.

Czarodziejka z ulicy ReymontaAutorka: Magdalena Kubasiewicz

Tytuł: Czarodziejka z ulicy Reymonta

Ilość stron:   336

Oprawa:   miękka ze skrzydełkami

ISBN:   9788382108927

Więcej informacji TUTAJ


podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Witaj na wydziale magicznym, gdzie Smok Wawelski nie jest największym zmartwieniem.
Katarzyna Gnacikowska
Katarzyna Gnacikowska
Rodowita łodzianka. Z papierków wynika, że magister inżynier po Politechnice Łódzkiej, jednak z zawodem nie mogą się znaleźć. Wolny duch szukający swojego miejsca na ziemi, Wielka fanka seriali maści wszelakiej, szczególnie Supernatural, Teen Wolf, American Horror Story, ale nie ma co się ograniczać. Książkoholiczka (nie dla obyczajówek i historycznych!) pierwszej wody, która prawdopodobnie umrze przygnieciona swoimi "małymi" zbiorami. Lubi się śmiać, czytać i spędzać miło czas. Nie lubi chamstwa, hipokryzji i beznadziejnych ludzi. Dobra znajoma Deadpoola i Doktora Strange.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Witaj na wydziale magicznym, gdzie Smok Wawelski nie jest największym zmartwieniem.Witaj w Polanii, gdzie dzięki magii wszystko jest możliwe. „Czarodziejka z ulicy Reymonta” – recenzja książki