Czarna magia i wojenna zawierucha. „Hawkmoon. Tom 1: Czarny klejnot / Bitwa pod Kamargiem” – recenzja komiksu

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Hawkmoon. Tom 1: Czarny klejnot / Bitwa pod Kamargiem, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Lost in Time.

Okładka Hawkmoon zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po ten komiks. Silny mężczyzna, zakuty w ogromne kajdany, a w tle płonące niebo i strzeliste wieże. Bardzo ładny font z tytułem, lekko nawiązujący do komiksów superbohaterskich. Ciężko na pierwszy rzut oka stwierdzić czy to album fantastyczny, czy historyczny. Wszak postać ubrana jest w lekką zbroję, co wskazuje na umiejscowienie akcji w dawnych czasach, z drugiej strony – emanuje z niej coś nadnaturalnego.

Styl graficzny

Za oprawę graficzną Hawkmoona odpowiada dwóch rysowników: Benoit Dellac i Dider Polli. Już pierwsze kadry przenoszą nas w zamierzchłe czasy. Budynki żywcem wyjęto z francuskich czy angielskich miast – wysokie, potężne, dumnie wznoszące się nad miastem. Wśród nich odnajdziemy jednak elementy architektury zupełnie niepasujące do epoki. Dziwaczne kopuły, specyficzne okna. Po niebie poruszają się latające machiny i dziwne stworzenia. To tak naprawdę miks różnych epok i stylów. Z jednej strony widzimy plenery jak z Gry o tron, z drugiej – machiny przypominające te ze Star Wars. Ten miszmasz, który wydaje się być przypadkowym zbitkiem różnych elementów, tworzy jednak spójną całość. Rysunki są dopracowane, dominuje w nich ciemna kolorystyka. Większość kadrów skupia się na bohaterach komiksu, ale znajdziemy też całostronicowe rzuty na budowle czy imponujące sceny bitew. Podoba mi się ta kreska i kolory, które korespondują z treścią albumu. Delektowaniu się ilustracjami bardzo pomaga duży format i świetne wydanie Hawkmoona.

Walka o dominację

Fabuła Hawkmoona toczy się wokół konfliktu międzynarodowego. Potężna Granbretania (współczesna Wielka Brytania) atakuje kraje kontynentalnej Europy. Kroczy zwycięsko od grodu do grodu, pokonując armie i podbijając kolejne ziemie. Jednym z nich jest miasto Koln, którego władca poddaje się w zamian za zachowanie życia. Niestety, główny przywódca atakujących, baron Meliadus, nie dotrzymuje obietnicy i zabija panującego na oczach jego dorosłego syna. Dość szybko dowiadujemy się, że akcja komiksu będzie skupiać się na tych dwóch postaciach. Jeden reprezentujący stronę zła, drugi szlachetny i pełen nadziei, napędzany chęcią zemsty, stojący po drugiej stronie barykady.

Hawkmoon to swego rodzaju alegoria wielkich podbojów w Europie. Opętany wizją dominacji władca, jego wierny żołnierz i walczący z nimi ci słabsi, nieustraszeni, z kilkoma wybijającymi się przywódcami. Niczym starcie Imperium z siłami Rebelii czy Cezara z pewną małą, galicyjską wioską. Temat dość znany i mocno eksploatowany w dziełach literatury i kina. Co wyróżnia na ich tle Hawkmoona? Stworzony przez Jerome’a La Grisa świat. Ta mieszanina fantastyki, steampunku, pełna czarnej magii, potworów i latających istot. Ciężko sklasyfikować ten album do jednego rodzaju i stylu. Mamy tu tak wiele różnych elementów, pozornie niepasujących do siebie. Aż trudno uwierzyć, że to działa i nieźle się ze sobą spina.

Wrażenia

Hawkmoon ma dość prostą i oklepaną fabułę,  lekko przewidywalną i niezbyt zaskakującą czytelnika. Z drugiej strony jest dobrze napisana, a przede wszystkim narysowana. Ten świat dobrze się ogląda. Mnóstwo w nim ciekawych elementów, pięknych scen bitew i atrakcyjnych wizualnie kadrów. Zło jest brzydkie, a dobro przyjmuje bardziej pogodny wizerunek.

Głównym bohaterem targają skrajne emocje. Miota się w swoich planach, żyje zemstą, ale i strachem przed  przeciwnikami. Podział na dwie siły jest mocno zarysowany i czytelnik dość szybko kibicuje słabszym w walce z agresorami. Dlatego nie będę narzekał na przewidywalność treści, bo forma wynagradza ten lekki zawód.

Trochę brakowało mi jakichś dodatków. Szkiców, plansz czy nawet krótkiego opisu kulis powstawania tego dzieła. Lubię poznawać takie szczegóły czy oglądać rysunki koncepcyjne, pokazujące warsztat rysowników.

Przyjemnie czytało mi się tę historię i jestem ciekaw, co będzie dalej, chociaż mogę domyślić się, w którym kierunku zostanie poprowadzona fabuła. Mam jednak wrażenie, że nie chodzi o jej zakończenie, ale sposób dojścia do niego. Czym zaskoczy nas scenarzysta? Jak zostanie narysowana dalsza część przygód? Te pytania pojawiły się w mojej głowie po zakończeniu lektury.

Hawkmoon to nie jest komiks wybitny, ale ma coś w sobie, co odróżnia go od innych o podobnej treści. To ten niepodrabialny klimat średniowiecza połączonego z fantastyką. Ja czekam na kolejny tom, po który sięgnę z przyjemnością. A wam polecam zapoznać się z tym albumem.

Hawkmoon

Tytuł: Hawkmoon. Tom 1: Czarny klejnot / Bitwa pod Kamargiem

Ilustracje: Benoit Dellac, Didier Poli

Autor: Jerome Le Gris

Wydawnictwo: Lost In Time

Liczba stron: 120

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Niezwykłe połączenie różnych światów.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Niezwykłe połączenie różnych światów.Czarna magia i wojenna zawierucha. „Hawkmoon. Tom 1: Czarny klejnot / Bitwa pod Kamargiem” – recenzja komiksu