Drugi etat, w smarze po łokcie. „Car Mechanic Simulator: Pocket Edition 2” – recenzja gry

-

Gdy do redakcji dotarł egzemplarz najnowszego Car Mechanic Simulator na Nintendo Switch, do recenzji oddelegowana mogła być tylko jedna osoba. W końcu to ja jeżdżę Alfą Romeo, więc – anegdotycznie – zbijam piątkę z mechanikiem i to u niego pijam codziennie poranną kawę. Uzbrojony w doświadczenia „z reala”, samemu spędziwszy niejeden dzień na dłubaniu przy aucie, zasiadłem do ogarnia produkcji Ultimate Games. Produkcji, w dużym skrócie, jak Alfa Romeo – pełnej nie do końca przemyślanych rozwiązań, z niejakim „kryzysem tożsamości”, ale w ogólnym rozrachunku jedynej w swoim rodzaju i z rzeszą oddanych fanów.
Pierwsze koła za płoty

Mając (jak ja) styczność z tą serią po raz pierwszy, warto rozpocząć kampanię (do dyspozycji mamy jeszcze typowy, niczym nielimitowany sandbox) od „samouczka”. Nie prowadzi on za rękę, nie pokazuje nawet najprostszej naprawy czy choćby wymiany koła, ale przynajmniej zapoznaje nas z dostępnym (albo i nie, bo na znakomitą część narzędzi musimy sobie zapracować) arsenałem warsztatowym. Dowiemy się, gdzie leży i do czego służy stół do renowacji zdemontowanych części, gdzie odciągarka do oleju, gdzie komputer do zamawiania części, a gdzie podnośnik i kilka(naście) innych sprzętów. 

Car
Car Mechanic Simulator Pocket Edition 2 / Ultimate Games SA

Aby zakończyć samouczek, mamy jedynie udać się stojącym na podnośniku w warsztacie nieślubnym dzieckiem BMW i Audi na jazdę próbną na lokalnym torze testowym. Gra nie zmusza (niestety) do zapoznania się z każdym narzędziem, a o tym, że w silniku brak oleju, dowiemy się zapewne dopiero gdy spróbujemy opuścić warsztat. A wtedy wrócimy do naszego Baudi (AUW?), podniesiemy maskę, podumamy nad silnikiem, odkryjemy, że lejąc olej do silnika nie mamy żadnego wskaźnika napełnienia, więc będziemy lać aż nie zacznie chlapać. Potem maska w dół, wyjazd przez interfejs mapy na tor (nie uświadczymy tu „otwartego świata”. Za kierownicą czeka nas test przyśpieszenia, slalom, wertepy, test hamowania, koniec samouczka. Gratulacje – właśnie zostaliśmy mechanikiem.

Z pamiętnika młodego mechanika 

Faktyczne zapoznanie z mechanikami gry przychodzi wraz z pierwszym zleceniem. Wymiana opon, oleju i filtrów jest chlebem powszednim dla każdego Cytryna & Gumiaka (tych, co naprawiają, czego ktoś nie umiał) i tak jest też w naszej wirtualnej karierze – do tego (plus okazjonalnego serwisu hamulców) sprowadzać się będzie większość początkowych zadań. Choć sterowanie wydaje się, szczególnie na początku, bardzo nieintuicyjne (ograniczenia Switcha dają o sobie znać, brak myszy doskwiera), przestawianie auta na podnośnik, podnoszenie i przytrzymywanie przycisku, by odkręcać kolejne śruby i demontować elementy, w końcu wchodzą w pamięć mięśniową. Gwarantuję jednak, że wyrwiecie niejeden włos z głowy, próbując „wycelować” wskaźnikiem na przykład w malutkie obejmy filtra powietrza – „zdjęcie” czterech w wirtualnym świecie zajęło mi więcej niż wymiana filtra w aucie w skali 1:1. Widać, że jest to produkcja zaadaptowana na Switcha, ale nie z myślą o nim tworzona. 

Car
Car Mechanic Simulator Pocket Edition 2 / Ultimate Games SA

Konsolka nie daje sobie też rady podczas zamawiania części poprzez warsztatowy komputer – od naciśnięcia na „link” do sklepu do załadowania strony z komponentami mija długie kilka (naście…) sekund. Cierpliwość i żelazną wolę nauki (ach, gdyby miało ją więcej mechaników w realnym świecie…) sprawdzają też mechaniki absolutnie repetytywne i głupie. Pierwszą czynnością, przy której poległem i musiałem się posiłkować Googlem, była… wymiana opon. Dałem radę podnieść auto, zdemontować koła, zdemontować stare opony z felg, zamówić odpowiednie opony, zamontować je na felgi – wszystko to okupione dziesiątkami kliknięć dla każdej z czynności – wszystko po to, by gra nie pozwoliła mi ich zamontować na auto. Żadnej informacji zwrotnej, nie da się i tyle. Po kilkunastu sekundach spędzonych na googlaniu dowiedziałem się, że koła muszę jeszcze… wyważyć. Szkoda, że wulkanizatorzy w realnym świecie nie mają takich blokad, może rzadziej wyjeżdżałbym z ich zakładów na bijących, niewyważonych kołach…

Symulator totalny?

Takich sytuacji było więcej. Wiele czynności jest nieintuicyjnych, wiele przekombinowanych, inne zaskakująco łatwe do wykonania (w porównaniu do świata realnego). Gra miota się pomiędzy „symulacją totalną”, a „to tylko zabawa dla memów”, ale mimo wszystko z każdą spędzoną w niej minutą, z każdym wykonanym zleceniem chce się wracać po więcej – a produkcja zdecydowanie oferuje ogrom możliwości i jest prawdziwą gratką dla tych, którym w żyłach płynie olej silnikowy. 

Wraz z naszymi postępami, zdobywanymi punktami doświadczenia odblokowujemy kolejne narzędzia i umiejętności — od miernika prądowego i szybszego poruszania się po warsztacie (co, swoją drogą, dobrze pokazuje grind w tym tytule), poprzez skaner błędów OBD i większą szansę na naprawę zużytych części, po „ścieżkę zdrowia” do testowania pojazdów i zdolność oceny „na oko” stanu kilku części na raz (znowu: redukcja grindu perkiem). A to dopiero początek – wszak oprócz przyjmowania zleceń, sami możemy nabywać pojazdy na aukcjach, wyszukiwać je po stodołach, przeprowadzać renowacje, lakierować, tuningować, testować na torze, sprzedawać z zyskiem… 

Hit z Kraju Kwitnącej Wiśni? „Dynasty Warriors 9 Empires” – recenzja gry

Jeśli większość wolnego czasu spędzacie w garażu, zaś w pracy, gdy szef nie patrzy, przeglądacie OLXa za gratami do naprawy i częściami do własnego „gruza”, ta gra jest spełnieniem waszych najdzikszych fantazji. Nawet ci, którzy „w realu” nie potrafią sami dolać płynu do spryskiwaczy, znaleźć tu mogą coś dla siebie – dochodzenie, co gryzie samochód, na podstawie mglistego opisu klienta, jazda próbna i wychwytywanie „dolegliwości”, wreszcie testowanie dostępnymi narzędziami lub rozbieranie auta „do gołej śrubki” w poszukiwaniu zużytych elementów – ta detektywistyczna robota jest diabelsko satysfakcjonująca. Zdobytą wiedzę zaś – bo metodyki i mechaniki są w sumie całkiem dobrze osadzone w rzeczywistości – można wykorzystać w realu, choćby po to, by nie dać się naciągnąć mechanikowi na wymianę połowy samochodu, gdy ten wymaga tylko nowych cewek. 😉

Car
Car Mechanic Simulator Pocket Edition 2 / Ultimate Games SA
Gwarancja do bramy, potem się nie znamy

Nie jest to z całą pewnością produkcja idealna. Oprawa graficzna zdecydowanie nie powala (nawet jak na Switcha), sterowanie i mechaniki gry upierdliwe, zwłaszcza na początku, zaś zdecydowanie najsłabszy element to doprowadzająca w krótkim czasie do szału grająca w tle rockowo-techno-łomotowa muzyka. Na dodatek intro daje złudną nadzieję, że w produkcji uświadczymy licencjonowanych samochodów, ale w czasie faktycznej gry możemy o tym tylko pomarzyć, naprawiając generyczne hybrydy Mustanga i Camaro czy M3 z S4. Mimo tego jednak – wciąga, chce się wracać po więcej, na zasadzie: „tylko znajdę, co tu się popsuło”, „tylko sprawdzę czy w tej stodole nie ma jakiegoś fajnego auta do renowacji” albo „tylko jedna licytacja i idę spać”. 

Jeśli zbijacie piątkę z mechanikiem albo macie ochotę zbić mu zęby po rachunku na kilka tysięcy za wymianę sprzęgła – warto!

Drugi etat, w smarze po łokcie. „Car Mechanic Simulator: Pocket Edition 2” – recenzja gry– ogrom możliwości, od prostych zleceń klientów po renowacje aut ze złomowisk na własny rachunek
– dość rozbudowana „symulacja” pracy mechanika samochodowego, z zachowaniem zasad, narzędzi i metodyk pracy
– wciąga, poprzez umiejętne wykorzystanie losowości i „jeszcze tylko…”
Drugi etat, w smarze po łokcie. „Car Mechanic Simulator: Pocket Edition 2” – recenzja gry– muzyka!
– powtarzalność, monotonność i przesadna upierdliwość niektórych czynności
– brak czytelności i przejrzystości przy wielu mechanikach gry
– gracz rzucany jest na dość głęboką wodę
– „zaciachy” w niektórych menu i czasy ładowania

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

„Car Mechanic Simulator: Pocket Edition 2” to przyjemny sposób na spędzenie wolnego czasu, zwłaszcza dla fanów motoryzacji. Mnogość opcji zabawy i dobrze oddane realia pracy w warsztacie pozwalają nawet nieopierzonym mechanikom naprawić swoje pierwsze auto. Produkcja niestety nie ustrzegła się pewnych potknięć i niekonsekwencji, które osobom niezapoznanym z gatunkiem mogą napsuć sporo nerwów
Bartłomiej Szary
Bartłomiej Szary
Gdyby nie został informatykiem, najprawdopodobniej zmieniłby imię na Ben i wyjechał na pustynną planetę. Chętnie chłonie wszystko co gwiezdnowojenne i marvelowe. Kolekcjoner gier (planszowych i wideo) oraz zestawów Lego z logiem Star Wars. Prywatnie, adopcyjny ojciec dwójki kociaków.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Car Mechanic Simulator: Pocket Edition 2” to przyjemny sposób na spędzenie wolnego czasu, zwłaszcza dla fanów motoryzacji. Mnogość opcji zabawy i dobrze oddane realia pracy w warsztacie pozwalają nawet nieopierzonym mechanikom naprawić swoje pierwsze auto. Produkcja niestety nie ustrzegła się pewnych potknięć i niekonsekwencji, które osobom niezapoznanym z gatunkiem mogą napsuć sporo nerwówDrugi etat, w smarze po łokcie. „Car Mechanic Simulator: Pocket Edition 2” – recenzja gry