Jestem jedną z tych osób, które miały nadzieję, iż seria Left 4 Dead powstanie z martwych. Jednak, jak to komentują złośliwi, producent Valve nie potrafi liczyć do trzech. Druga odsłona tej świetnej kooperacji zadebiutowała dwanaście lat temu i skradła serca graczy. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że w końcu ujrzymy kontynuację strzelanki. Tak się jednak nie stało. Wtem Turtle Rock Studios dało nam iskierkę nadziei w postaci Back 4 Blood – to zupełnie nowy tytuł, ale w podobnej konwencji.
Back 4 Blood wprawdzie nie jest kontynuacją Left 4 Dead 2, jednak czerpie z tego kooperacyjnego FPS-a bardzo wiele. Ponownie czwórka ocalałych apokalipsę staje przeciwko hordom robaczywych zombiaków i mutantów.
Produkcja powstała dzięki współpracy studia Turtle Rock Studios oraz wydawcy Warner Bros. Interactive Entertainment. Gra pojawiła się na komputerach osobistych oraz konsolach starszej, jak i najnowszej generacji. Dzięki uprzejmości Cenegi, polskiego dystrybutora Back 4 Blood, miałam okazję sprawdzić, czy warto sięgnąć po ten tytuł oraz zastanowić się, w jaki sposób może on zrekompensować lata czekania na kolejną odsłonę nieśmiertelnego Left 4 Dead.
Czworo przeciwko hordzie
Nie bez przyczyny porównuję, a nawet nawiązuję do L4D. Back 4 Blood opiera się na niemal identycznym schemacie. Otrzymujemy kampanie do przejścia, wcielając się w jednego z ocalałych, podczas apokalipsy zombie. Wraz z trójką innych Czyścicieli przemierzamy lokacje, wypełniamy misje, zabijamy hordy mutantów, szukamy schronienia w postaci Safe House’a i co najważniejsze dbamy o siebie nawzajem. Brzmi znajomo, prawda?
Kampania została podzielona na cztery akty, zaś te na kilka punktów kontrolnych. Podczas misji otrzymujemy różne zadania, takie jak: przetrwać nadciągającą hordę Robaczywych, zabezpieczyć ładunki z zaopatrzeniem czy zniszczyć gniazdo Robaczywych. Poszczególne etapy są dość schematyczne, biegniemy od startu do mety, realizując wskazane cele główne oraz poboczne.
Warto zwrócić uwagę na fakt, iż w przypadku niepowodzenia i rozpoczynania danej lokacji od początku, zombie nigdy nie nadbiegnie z tej samej strony. Dlatego zapomnijcie o przechodzeniu kampanii na pamięć, ponieważ nawet niektóre elementy związane z wykonaniem misji mogą pojawić się w zupełnie innym punkcie. Dzięki temu, mimo iż fabuła nie wydaje się wyjątkowo porywająca, rozgrywka nie stanie się monotonna i powtarzalna.
Karty
Back 4 Blood zostało urozmaicone o dość interesujący system kart. Jest on nowością, w porównaniu z L4D. Wraz z postępem rozgrywki otrzymujemy szansę na odblokowanie kart, które możemy wrzucić do swojej kolekcji, tworząc w ten sposób idealną talię i spersonalizowanego bohatera.
Mamy szansę na ulepszenie w postaci większej wytrzymałości, dodatkowe punkty życia czy przyspieszenie czasu przeładowywania broni. Karty podczas rozgrywki dodajemy stopniowo, pełna talia nie jest dostępna od samego początku. Daje to poczucie upgradownia Czyściciela wraz z postępem kampanii.
Dodatkowo przed rozpoczęciem każdej nowej misji pojawiają się tak zwane karty problematyczne, czyli takie, co nieco utrudnią ukończenie jej z sukcesem.
Za parę miedziaków
Kolejnym urozmaiceniem rozgrywki jest wprowadzenie waluty w grze, za którą kupimy dodatkowy sprzęt, amunicję lub ulepszyć aktualną broń. Miedziaki zdobywamy za ukończone wcześniejsze etapy, jak również można je znaleźć podczas eksplorowania mapy.
Współpraca przede wszystkim
Tym, co jest najważniejsze w rozgrywce Back 4 Blood, okazuje się współpraca. Gra wykorzystuje taki sam schemat, jaki mieliśmy okazję zobaczyć w Left 4 Dead. Należy dbać o to, aby nikt z naszej drużyny nie pozostał bez amunicji czy poświęcić swoją apteczkę i podreperować potrzebującemu punkty zdrowia. Podobnie wygląda to w przypadku obalenia. Leżący na ziemi gracz może jedynie zabijać zombiaki nadbiegające w jego kierunku oraz czekać aż któryś z kompanów przybędzie mu z pomocą.
Back 4 Blood zostało tak mocno ukierunkowane na kooperację multiplayerową, że niestety nie działa dobrze, jeśli zdecydujemy się na rozgrywkę solo. Gra wręcz wymusza potrzebę przejścia niektórych lokacji w towarzystwie, z co najmniej drugą osobą. Już pierwszy finał początkowego punktu kontrolnego do tego obliguje. W pojedynkę nie jesteśmy w stanie ukończyć zadania, które polega na umieszczeniu ładunków wybuchowych w różnych miejscach naraz. Boty podstawione za ‘prawdziwych’ graczy nie wykonują celów, jedynie strzelają do przeciwników, podnoszą upadłego lub leczą.
Dlatego też należy nastawić się na kooperację z innymi graczami. Oczekiwanie w lobby nie jest zbyt długie i z pewnością wpływa na to multiplatformowość produkcji. Zdecydowanie sprawniej odbywa się dołączanie do tak zwanej szybkiej rozgrywki, jednak wtedy nie mamy zielonego pojęcia, w którym punkcie kampanii się znajdziemy. Zauważyłam za to, że często lądowałam w rozgrywce tuż przed finałem danego etapu.
Jeżeli postanowimy kontynuować naszą własną kampanię, wtedy czekanie w lobby na innych graczy niestety wydłuża się do tego stopnia, że po pewnym czasie grę rozpoczynamy z podstawionymi botami. Co prawda kilka punktów kontrolnych możemy ukończyć w ich towarzystwie, jednak nie wykonują one zadań związanych z misją. Wówczas albo całą robotę musimy realizować sami, albo liczyć, że zaraz ktoś dołączy do rozgrywki, zastępując wirtualnym kompanów.
Problem w tym, iż „prawdziwi” gracze bardzo często pojawiali się pod koniec misji, zupełnie mnie zaskakując. Nie ukazała mi się żadna informacja, że ktokolwiek właśnie wszedł do mojej gry. Wyobraźcie sobie więc moje zaskoczenie, kiedy to skupiona na likwidowaniu kolejnych robaczywych, nagle usłyszałam w słuchawce bardzo głośne rozmowy w obcym języku. Niemal dostałam zawału.
Klimatycznie
To, co należy oddać Back 4 Blood, to fakt, iż gra posiada niesamowity klimat. Nie mam tu na myśli nostalgii, która towarzyszy mi podczas każdej. Zwracam za to uwagę na oprawę wizualną produkcji. Grafika fenomenalnie oddaje zepsuty, zniszczony świat. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak prezentują się najmniejsze szczegóły. Podoba mi się, iż każdy z przeciwników różni się od drugiego, a same lokacje, choć wydają się schematyczne, zostały bardzo dobrze zaprojektowane.
Pod względem dźwiękowym także nie ma nic do zarzucenia tej produkcji. Odgłosy Robaczywych, broni, jak również utwory wykorzystywane w grze świetnie wpływają na imersję. Jednym z moich ulubionych momentów w grze okazała się misja polegająca na odwracaniu uwagi zombiaków za pomocą szafy grającej. Mocne, rockowe brzmienia były idealnym soundtrackiem do zabijania hordy mutantów.
Rywalizacja
W Back 4 Blood otrzymujemy, podobnie jak w Left 4 Dead, tryb, w którym gracze mają szansę na rywalizację. Podzieleni na dwie drużyny walczą między sobą, raz wcielając się w Czyścicieli, a raz w silnych mutantów. Za każdym razem celem „żywych” jest jak najdłuższe utrzymanie się przy życiu, natomiast drugich szybkie zlikwidowanie przeciwników. Osobiście nie poświęcałam zbyt dużo czasu temu wariantowi rozgrywki, ponieważ sterowanie mutantem delikatnie mnie przerosło. Zdecydowanie wcielać się w bohaterów i walczyć z nieumarłymi.
Godny następca?
Nie przedłużając, Back 4 Blood to bardzo udana produkcja. Fani, którzy czekali na kontynuację Left 4 Dead, mogą poczuć ulgę. Nie jest to Left 4 Dead 3, jednakże najnowsza propozycja od Turtle Rock Studios okazała się świetnym substytutem, wykorzystując najlepsze elementy światowego hitu. Oprócz dobrej zabawy, czułam nostalgię oraz satysfakcję, że mogę ponownie wraz z trójką innych graczy stanąć przeciwko hordom Robaczywych. Dlatego też z pewnością nie odstawię zbyt prędko tego tytułu. Miejmy nadzieję, że gracze szybko go nie porzucą i lobby stale będzie pełne osób gotowych na zabijanie zombiaków.
Klimat Left 4 Dead
System budowania talii i różnorodność kart
Grafika
Oprawa dźwiękowa
Ograniczona rozgrywka jednoosobowa
Czas oczekiwania w lobby
Dość krótka kampania