A gdyby tak Snow był fajny? „Ballada ptaków i węży” – recenzja książki

-

Chyba mało jest takich osób, którzy nie słyszeli o kultowej już trylogii Igrzyska śmierci.  Wciągająca, pełna emocji, zwrotów akcji historia pokazująca czytelnikowi alternatywną rzeczywistość. Każdy detal ma znaczenie, a z pozoru nic nie wnosząca błahostka staje się kluczowa. Pamiętam, jak zaczytywałam się w przygodach Katniss i nie mogłam się od nich oderwać, wtedy było to coś nowego, cudownego, nietuzinkowego oraz nowatorskiego. Mimo że minęło już dwanaście lat, to saga jest jedną z moich ulubionych, a ja często do niej wracam. Jednak czy tak naprawdę trzeba było ruszać zamkniętą trylogię przez dodanie kolejnego tomu? Uda mu się dorównać wcześniejszym? Nie mogłam sobie odmówić przyjemności i musiałam przekonać się o tym sama.
Ale o co chodzi?

Tegoroczne dożynki to początek dziesiątych Głodowych Igrzysk, które dopiero kiełkują w swojej formie oraz nie są rozumiane przez wszystkich. Właśnie w takiej rzeczywistości żyje osiemnastoletni Coriolanus Snow i mimo wysokiej pozycji w społeczeństwie, musi walczyć o swój status. Mało osób wszak wie, że to, co pokazuje, to tylko pozory. Rola jednego z pierwszych mentorów ma mu przynieść sławę oraz dostatnie życie. Potrzebne będą przebiegłość, spryt, jak i nietuzinkowe myślenie. W innym wypadku bohater przepadnie oraz wyprowadzi się do któregoś z Dystryktów. Protagonista z wielką nadzieją podchodzi do zadania, jednak los nie jest łaskawy. Nie dość, że przypisano mu dziewczynę, to jeszcze z najbiedniejszego okręgu – dwunastego. Chłopak musi się wykazać nie lada sprytem oraz niekonwencjonalnym podejściem, żeby uratować podopieczną, siebie, a zadanie wydaje się niewykonalne. Jednak wrodzona zawziętość nie pozwala mu odpuścić. Czy jego własne uczucia staną na drodze do sukcesu?

I znowu wracamy do Panem, gdzie stykamy się z nieludzkim wręcz podejściem jego mieszkańców do życia. Niedawno skończyła się wojna, a jej skutki widać do dzisiaj, szczególnie po stanie psychicznym oraz wielkości traumy, jaka pozostała u wielu bohaterów. Zasoby żywności powoli wracają do wcześniejszego poziomu, ale ludzie nadal walczą o lepszy byt. W takim właśnie świecie żyje główny bohater, Coriolanus Snow, który ukrywa faktyczny stan swojego dobytku. Mieszka razem z babcią oraz kuzynką Tirgis i zataja prawdę przed resztą miasta, jednak w zaciszu domowym kombinuje, jak przetrwać. Jest to młody chłopak, pełen ambicji, lęków. Miotający się między tym, co wypada, a tym, czego chce. Jakże inny jest ten obraz od jego starszej wersji ukazanej w Igrzyskach śmierci. Tam bezduszny, tutaj zagubiony, często empatyczny. Trzeba przyznać, że autorka naprawdę postarała się podczas kreowania dwoistości jego charakteru. Pisarka kolejny raz uczy nas, iż człowiek, którego mamy za potwora, nie urodził się taki tylko stał pod wpływem sytuacji, jak i traumatycznych wydarzeń. A najlepsze jest to, że młodego Snowa da się lubić, kiedy wcześniej chciało się go po prostu ukatrupić.

Początek końca…

Ciekawym zabiegiem jest pokazanie początków tworzenia się kary dla buntowników, którzy pomyśleli o przejęciu władzy oraz powstania mentoringu dla trybutów. Krok po kroku można zobaczyć, jak jedna myśl ewoluowała w znane już zasady pojawiające się w Igrzyskach śmierci. Nowe pomysły, ciekawe zmiany oraz nieustanna walka o pozycję. Niby ten sam Kapitol, ale jednak mniej radosny, kolorowy oraz żywy. W tej części można odkryć mechanizmy działania oraz tok myślenia dobrze sytuowanych, co ich motywowało do ciągłych zmian. Często są to wybory odległe od tych rebelianckich, jednak jedno jest niezmienne: potrzeba lepszego życia. Obie grupy dążą do tego w różny sposób, ale chęć pozostaje taka sama. Choć nie ukrywajmy, ci pierwsi osiągają swój cel przez tłamszenie drugich.

Każdy może być zły lub dobry

Na wielką uwagę zasługuje zmiana podejścia Snowa i ewolucja jego charakteru. Zawzięty oraz skupiony na jednym celu myśli, że będzie mógł dojść po trupach do celu. Jednak po poznaniu swojej trybutki, Lucy Gray, jego podejście powoli zaczyna się zmieniać. Czytelnik dostrzega  miękką stronę przyszłego prezydenta, widzi, iż może mu zależeć na kimś innym poza sobą. Jest to tak bardzo zaskakujące i ujmujące, że nawet przez chwilę wyleciał mi z pamięci obraz dorosłej osoby Coriolanusa, napędzanej bezwzględnością, oraz fakt, jak go wtedy nie znosiłam. Ba! Teraz nawet mu współczułam. Często jego wybory dają do myślenia oraz wprowadzają w stan zadumy, ale ukazują również człowieczeństwo i wzbudzają sympatię do bohatera. Autorka bardzo przejmująco oraz sprytnie pokazuje, jak ludzki charakter zmienia się pod siłą nacisku.

Coś tu się jednak ciągnie

Nie zauważyłam błędów logicznych czy stylistycznych. Autorka na tyle dobrze poznała tworzony przez siebie świat, że nie ma mowy o jakiś potknięciach. Zrazić może jedynie tempo fabuły. Czytelnik przyzwyczajony do pędzących wydarzeń, szczególnie w Kosogłosie, odczuje rozczarowanie oraz znużenie. W Balladzie ptaków i węży jest dużo rozmyślań Snowa. Nie ukrywam, że na początku bardzo się męczyłam podczas czytania, jednak z biegiem czasu ciekawość wzięła górę i poszło szybciej. Tylko przez zawziętość udało mi się przebrnąć marazm pierwszych rozdziałów.

Książki Suzanne Collins mają magiczną właściwość pokazywania rzeczywistego świata, ale tak dalekiego od naszego. W powieściach przemyca ona więcej wartości, niż mogłoby się nam wydawać. Ukazuje, jak w cieniu ogólnodostępnego przedstawienia rozgrywają się polityczne manipulacje, machlojki, a ludzie przez nie walczą o przetrwanie. Nie ukrywam, jestem bardzo zadowolona, że autorka nie powróciła do życia Katniss i reszty bohaterów znanych z pierwotnej trylogii, ponieważ tamta część to zamkniętą historia, a rozgrzebywanie jej teraz byłoby prawdziwą zbrodnią.

Przemycone wartości do znanej historii

Ostatecznie muszę przyznać, iż jest to naprawdę dobry prequel i mimo obaw cieszę się, że Collins zdecydowała się na kolejną część z mojego ukochanego uniwersum. Trochę inna, bardziej, mroczna i surowsza wersja Igrzysk śmierci pokazuje, iż dobro i zło to przenikające się siły, które mogą zawładnąć każdą osobą. Niezależna historia, jednak osadzona w dobrze znanych realiach. Wydarzenia przedstawione w książce zmuszają do rozmyślania nad motywami swoich działań. Mam nadzieję, że zdecydujecie się sięgnąć po tę część. Jak dla mnie, powinna być pierwszą pozycją do czytania, jeśli nie znacie Igrzysk śmierci.

A gdyby tak Snow był fajny? „Ballada ptaków i węży” – recenzja książkiTytuł: Ballada ptaków i węży

Autor: Suzanne Collins

Wydawnictwo: Media Rodzina

Ilość stron: 544

ISBN:  978-83-8008-758-3

Więcej informacji znajdziecie TUTAJ

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Znane Panem, ale w surowszej i mniej barwnej wersji, które zachwyci starych, jak i nowych czytelników.
Katarzyna Gnacikowska
Katarzyna Gnacikowska
Rodowita łodzianka. Z papierków wynika, że magister inżynier po Politechnice Łódzkiej, jednak z zawodem nie mogą się znaleźć. Wolny duch szukający swojego miejsca na ziemi, Wielka fanka seriali maści wszelakiej, szczególnie Supernatural, Teen Wolf, American Horror Story, ale nie ma co się ograniczać. Książkoholiczka (nie dla obyczajówek i historycznych!) pierwszej wody, która prawdopodobnie umrze przygnieciona swoimi "małymi" zbiorami. Lubi się śmiać, czytać i spędzać miło czas. Nie lubi chamstwa, hipokryzji i beznadziejnych ludzi. Dobra znajoma Deadpoola i Doktora Strange.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Znane Panem, ale w surowszej i mniej barwnej wersji, które zachwyci starych, jak i nowych czytelników. A gdyby tak Snow był fajny? „Ballada ptaków i węży” – recenzja książki