Nawiedzony dom w Kotlinie. ,,Pełnik” – recenzja książki

-

Nierzadko im mniejsze miasteczko, tym większe ma tajemnice. Pełnik nie jest wyjątkiem. Ukryte jaskinie, pradawne demony i tajne stowarzyszenia – przejmując pensjonat po ciotce, Emilia Lipska nawet nie wie, w co się pakuje. Czytelnik również nie ma pojęcia, czego się spodziewać. Powieść grozy czy wielka ściema?

Emilia Lipska uciekła przed przeszłością. Z Pełnika przeniosła się do Warszawy, gdzie stanęła na nogi i rozpoczęła intratną karierę prawniczą. Jej świat zadrżał w posadach, gdy dowiedziała się o śmierci ukochanej ciotki. W ręce Emilii przechodzi majątek kobiety, łącznie ze starym domem w Kotlinie Kłodzkiej. Skaranie boskie, a może uśmiech losu? Warszawska prawniczka podejmuje wyzwanie i daje kolejną szansę niegościnnemu miasteczku u podnóża Karkonoszy. Przed Emilią walka z nieprzychylnymi mieszkańcami, remontem pensjonatu i… demonami – zarówno lokalnymi, jak i własnymi. Jeden będzie nawet próbował wpełznąć jej do łóżka.

Ale w Pełniku dzieje się coś więcej. Dlaczego bliscy kobiety giną w tajemniczych wypadkach? Co oznacza wszechobecny symbol róży i łacińska sentencja: Omnia Paribus? Kim jest Konstanty? Czemu zawsze wyrasta, jak spod ziemi? Pytań przybywa, a Emilia musi zdecydować: wróci do Warszawy czy zostanie i rozwiąże tajemnice Pełnika? W międzyczasie, znajdzie chwilę dla nie jednego, ale dwóch przystojniaków, którzy tylko trochę odwrócą jej uwagę…

Czego tu się bać?

Małomiasteczkowe opowieści mają pewien urok, którego nie znajdziemy na ulicach wielkich metropolii. Przede wszystkim, dają okazję, aby sportretować pewną zbiorowość – jej grzechy, dziwactwa i drobne rytuały. Takie oczekiwania można mieć wobec Pełnika.

Oczywiście, nie obędziemy się bez kilku konwencjonalnych chwytów. W każdej pipidówie obowiązuje pewna hierarchia, na czele której stoi potężny burmistrz. Z początku może się wydawać, że to Jan Turski będzie spędzał Emilii sen z powiek. Rzeczywiście, pierwsze rozdziały Pełnika są dla czytelnika zwodnicze. Głównym problemem jest w nich niechęć mieszkańców do przybyszki z Warszawy, przeplatana bezpardonowymi próbami wykupienia od niej domu ciotki. Grozy tam jak na lekarstwo, a bohaterka największy horror przeżywa z duchami w czterech ścianach, będąc pod wpływem alkoholu.

W międzyczasie, Emilia poznaje dwóch mężczyzn, którzy kompletnie zawracają jej w głowie. Krzysiek wrócił do Pełnika z Londynu. Jest dziarskim facetem z facetowni – obowiązkowo o stalowych mięśniach i ramionach zarówno do ściskania, jak i omdlewania. Na co dzień zajmuje się remontami i to właśnie jego do pomocy zatrudnia Emilia. W takich okolicznościach nietrudno o wybuch namiętności. Ale jest jeszcze Konstanty – przybysz znikąd. Ten grotołaz-amator nie dość, że co jakiś czas pojawia się na posesji kobiety, to jeszcze dręczy ją w bardzo wymownych snach. I zawsze przychodzi jej na ratunek.

W miarę kolejnych spotkań, rozmów i wpadania w rozmaite tarapaty, wątek obyczajowy wysuwa się na pierwszy plan, a o grozie dalej czytamy tylko na okładce…

Perypetie Mary Sue

Pełnik pisany jest w narracji pierwszoosobowej. W powieściach to wielki atut, jeśli główny bohater przekona do siebie czytelnika. Przecież chcemy wiedzieć, co siedzi mu w głowie i dlaczego podejmuje pewne decyzje. Nie dzieje się tak w przypadku Emilii Lipskiej. Wręcz przeciwnie, protagonistką Lewickiej trudno się nie zmęczyć.

Emilia nie przekonuje ani historią ani osobowością. Pisarce udało się stworzyć podręcznikową Mary Sue – emocjonalną, wewnętrznie zagubioną i wiecznie wpadającą w kłopoty, z której muszą ratować ją cni (lub niecni) rycerze. W takich postaciach nie ma nic złego, dopóki nie buduje się na nich z założenia wciągającej fabuły. Bohaterka wiele przeszła. Za młodu była prześladowana przez rówieśników, doznała nawet przemocy seksualnej, jednak wątek ten nie wybrzmiewa w powieści tak, jak powinien. Tło psychologiczne bohaterki poznajemy dopiero w posłowiu, a to stanowczo zbyt późno, aby jej współczuć i rozumieć pewne działania.

Papierowi bohaterowie to bolączka Pełnika. Stworzeni przez Lewicką faceci – serdeczny Krzysiek i niebezpieczny Konstanty – nie stanowią postaci per se. Czytelnik może ich odczytać jako archetypiczne figury w tekście, zbudowane na zasadzie wzajemnego kontrastu. Nieprzekonujący jest również sposób, w jaki autorka rozwija relacje między bohaterami. Nie tylko wszystko dzieje się zbyt szybko, ale i, jak na dorosłych, Emilia, Krzysiek i Konstanty wyjątkowo nie radzą sobie z pożądaniem, a także z trudną sztuką rozmowy. Niemal każde ich spotkanie i towarzyszący mu dialog przywodzi na myśl sztampowy melodramat z klasycznym trójkątem miłosnym w tle.

Nie pierwszy raz głębokie i namiętne relacje nie wytrzymały zderzenia z realizmem powieściowym.Już to czytaliśmy – można stwierdzić. Nie znaczy to jednak, że mamy rozstać się z książką. Im bliżej końca, tym robi się ciekawiej…

Nie demonizujmy

Pełnik bardziej niż gotycką powieść grozy przywodzi na myśl Szeptuchę Katarzyny Bereniki Miszczuk, także z jej pozytywnymi aspektami. Obie historie osadzone są w polskim folklorze, który większości z czytelników jest obcy. Czy to nie dziwne, że lepiej niż legendy polskie, znamy chociażby mity greckie?

Anna Lewicka sięga po opowieści z Kotliny Kłodzkiej. Przywołuje postać Ducha Gór Liczyrzepy, w niemieckich podaniach znanego jako Rubenzahl lub Berggeist. W Pełniku  nie przypomina staruszka, któremu, zgodnie z legendą, sprytna dziewczyna kazała liczyć kiełkujące w polu rzepy, aby zbiec do ukochanego. U Lewickiej to pełnokrwisty demon, pradawne bóstwo strzegące Karkonoszy. Ten leśny stwór z ciałem człowieka był władcą lasów i pogody. W powieści przyjmuje rolę strażnika równowagi i bożka zemsty, jednak Lewicka wyciska z niego znacznie więcej. Chociaż książka nie odrzuciła mnie wątkami obyczajowymi, to na pewno kupiła unikalnym klimatem. Szkoda, że tak późno. Folklor Karkonoszy doceniłam niemal pod koniec powieści, gdy legendy stanęły czytelnikowi naprzeciw.

W powieści pojawiają się wątki z potencjałem. Chciałabym dowiedzieć się więcej o Tajnym Stowarzyszeniu i jego członkach. Ciekawy wydaje się również motyw przesiedleńców, powojennego chaosu i budowania zrębów nowej społeczności. Lewicka zrobiła wiele, aby wzbudzić apetyt na świat przedstawiony. O ile nie przekonałam się do Emilii, to pełnickiego klimatu mam niedosyt.

Nawiedzony dom w Kotlinie. ,,Pełnik” - recenzja książki

 

Tytuł: Pełnik

Autorka: Anna Lewicka

Liczba stron: 360

Wydawnictwo: Jaguar

podsumowanie

Ocena
6.5

Komentarz

Nie nazwałabym „Pełnika” powieścią grozy – raczej melodramatem z wątkiem fantastyczno-folklorystycznym. Wiele elementów fabuły miało potencjał, który nie został wykorzystany. Mimo wszystko, warto dobrnąć do końca. Tam dopiero czają się niespodzianki. A do twórczości Anny Lewickiej na pewno wrócę.
Kaja Folga
Kaja Folga
Czarownica od strony matki. Potterhead od 10. roku życia, wciąż rozdarta między Ravenclawem a Slytherinem. Jak przystało na wiedźmę, ma domek w lesie, cztery koty, półki pełne książek i szafki pełne herbaty. Wraz z kolejnymi perełkami popkultury odkrywa nowe tożsamości. Wielbicielka RPG, LARP-ów i sesji opisowych, którym poświęca czas między artykułami. W tekstach przemyca podprogowy przekaz feministyczny, chociaż chętnie zaprasza na obiad.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Nie nazwałabym „Pełnika” powieścią grozy – raczej melodramatem z wątkiem fantastyczno-folklorystycznym. Wiele elementów fabuły miało potencjał, który nie został wykorzystany. Mimo wszystko, warto dobrnąć do końca. Tam dopiero czają się niespodzianki. A do twórczości Anny Lewickiej na pewno wrócę.Nawiedzony dom w Kotlinie. ,,Pełnik” - recenzja książki