Jedną z moich ulubionych gier są Zamki Burgundii Stefana Felda. Mam w nią rozegranych kilkaset partii online i kilkadziesiąt w fizyczną wersję. Ten tytuł sprawił, że niemiecki autor stał się moim ulubionym projektantem i co roku z wypiekami na twarzy czytam doniesienia dotyczące pomysłów, nad którymi pracuje.
Gdy usłyszałem, że Alea wyda Zamki Toskanii, i zobaczyłem zdjęcia komponentów, trochę się zmartwiłem. Podobieństwo wizualne do Zamków Burgundii było niezaprzeczalne, porównanie – nieuniknione. Obawy potęgowało to, że wersje karciana i kościana mojego ulubionego tytułu były poprawne, ale to wszystko. Jako prawdziwy fan, nie zraziłem się jednak i ochoczo przystąpiłem do sprawdzania najnowszego dzieła Stefana Felda.
Niedaleko pada jabłko od jabłoni
Zamki Toskanii to remake Zamków Burgundii. W obu grach osią rozgrywki jest umieszczenie na planszy kafelków i „budowanie” królestwa. Za każdym razem, gdy gracz położy jakiś budynek lub zwierzę, otrzymuje punkty albo możliwość wykonania specjalnej akcji. To właśnie one napędzają rozgrywkę, pozwalając na szybki rozwój i poszerzanie swoich opcji. Partia to swoisty wyścig, w którym gracze chcą jak najszybciej zamykać obszary i zgarniać punkty bonusowe, zabierać co rzadsze i ciekawsze kafelki z wystawki i tak rozbudowywać swoje włości, by na końcu przyniosły one jak najwięcej punktów. Różnice pomiędzy oba tytułami zaczynają się, gdy wchodzimy w detale.
Kości vs karty
W Zamkach Burgundii gracze co rundę rzucają kośćmi i wykonują dwie z czterech możliwych do wyboru akcji. Mogą dobrać kafelek z jednej z sześciu wystawek, wstawić go na planszę, wziąć pomocników lub sprzedać towar. To, co mamy dostępne, determinowane jest przez wyniki, jakie uzyskamy w rzucie. Czasami musimy ratować się akcją ucieczkową, a czasami wydać żetony, by zmienić wskazane wartości.
Zamki Toskanii opierają się na kartach. Te mają kilka kolorów/symboli i pozwalają graczom na wstawianie kafelków na planszę. Poza tym, w swojej turze możemy wziąć jeden z ośmiu budynków z wystawki lub dobrać karty. Tylko jedna akcja zależna od dociągu, pozostałe są od niego niezależne. Losowość jest zatem podobna, ale dotyczy tylko dwóch elementów (karty i kafelki w wystawce), przez co gracze mają mniej decyzji do podjęcia i szybciej wykonują swoje tury.
Plansza vs planszetki
W Zamkach Burgundii gracze otrzymują gotowe plansze, na które wykładają kafelki. W Toskanii, podczas przygotowania gry, każdy samodzielnie przygotowuje swoje pole gry z trzech wylosowanych elementów. Już na tym etapie musimy podjąć decyzję, gdzie zaczniemy partię, jak duże obszary stworzymy i co będzie nas interesowało w początkowej fazie rozgrywki. Ta zmiana powinna ucieszyć wszystkich, którzy narzekali, że w Burgundii są lepsze i gorsze plansze. Tutaj sami sobie ją przygotowujemy i nie możemy powiedzieć, że to wina autora, że zrobiliśmy to źle. Dodatkowo plac gry jest niewielki, obszary mają maksymalnie trzy pola, co przekłada się na szybkość rozgrywki, jak i mniejszą powierzchnię potrzebną do grania.
Szybko vs wolno
Zamkii Burgudnii trwają dwadzieścia pięć rund, co oznacza, że gracze wykonują pięćdziesiąt akcji. Toskania trwa tyle, na ile zdecydują się gracze. Im szybciej rozbudowujemy swoje włości, tym szybciej skończy się rozgrywka. To spora zmiana w stosunku do pierwowzoru, która podkreśla wyścigowy charakter gry. Bardzo podoba mi się, że decyzje są mocno uproszczone. Dobieranie kart trwa sekundę, a wybór kafelka to analiza ośmiu opcji (czasami mniej, gdy na wystawce powtarzają się typy). Wystawienie go na planszę i wykonanie związanej z nim akcji to najdłuższy proces, ale nadal zajmujący około minuty. Mniejsze pole grania również sprzyja prowadzeniu szybszych rozgrywek. Moje trwały około 30-40 minut.
Symetria vs asymetria
W Zamkach Burgundii gracze mogą zacząć z takimi samymi planszami, w Toskanii nie ma takiej możliwości. Dodatkowo każdy wybiera jedno ulepszenie, co bardzo wpływa na zróżnicowany start. Dostępne jest: zwiększenie liczby dobieranych kart, ekstra miejsce do przechowywania kafelka czy pozyskiwanie ekstra kamienia lub pomocnika. Ta zmiana powoduje, że każdy przy stole będzie prowadził zupełnie inną rozgrywkę i rozwijał się zgodnie ze swoim planem. W Zamkach Burgundii znów jesteśmy zdani na los i możliwości, jakie wskazują nam kości, przez co niejednokrotnie gramy bardziej taktycznie niż strategicznie. Te ulepszenia wydają się w początkowych grach lepsze i gorsze, jednak po kilku partiach widać, że to, jak stworzymy sobie planszę oraz jakie kafelki są na wystawce na początku partii, mocno determinuje ich przydatność.
Nowe szaty króla
W Zamki Toskanii miałem okazję zagrać zaraz po premierze. Gra bardzo mi się spodobała i już umieściłem ją w koszyku, kiedy dowiedziałem się, że będzie polska wersja od Rebela. Niedługo po tej wiadomości, ogłoszono, że w naszym wydaniu wprowadzonozmiany mechaniczne i wizualne w stosunku do pierwszej edycji. To nie pierwszy taki przypadek, kiedy Alea dokonuje roszad w grze Felda w kolejnych dodrukach. Ucieszyło mnie to, bo faktycznie niemiecka wersja była mniej czytelna, zasady zostawiały jakąś przestrzeń do pytań, a jedna akcja wydawała się za słaba. I tak w polskiej edycji zamiast dwóch kart, dociągamy trzy, lepiej są one wyjaśnione i sposób punktacji, na planszach pomocy umieszczono symbole dla osób mających trudności z rozróżnianiem kolorów. Krótko mówiąc, zmiany na plus.
Kompleks starszej siostry
Ciężko mi było nie porównywać tych dwóch wersji Zamków, na szczęście po kilku partiach wiedziałem, że jest to daremne. Pomimo bliskości głównej mechaniki, to bardzo różne gry: w odczuciach, jakie generują, tempie rozgrywki i poziomie losowości. Toskania oferuje szybką i skondensowaną ucztę dla optymalizatorów lubiących atmosferę wyścigu. Burgundia wydaje się być skierowana do graczy preferujących liczenie, rozważanie opcji i szacowanie ryzyka. Obie są świetne, ale na tyle inne, że ciężko je porównywać. Zabieg marketingowy w postaci wykorzystania podobnej szaty graficznej i bliźniaczej nazwy jest pewnie skuteczny, ale może powodować problemy wśród graczy. Skoro mam jedną – czy potrzebuję drugiej? Jeśli mąż nie lubi Burgundii to czy Toskania trafi w jego gusta?
Wrażenia
Zamki Toskanii z partii na partię zyskują moją coraz większą sympatię. Gram w nie na zakończenie wieczoru lub jako rozgrzewkę przed innymi tytułami. Próbuję odmiennych taktyk, sposobów ułożenia planszy, wybieram różne rozwinięcia startowe. Podoba mi się mnogość opcji, jakie mam.
Zamki mają syndrom jeszcze jednej partii. Wielokrotnie zdarzyło nam się zakończyć grę i od razu rozpocząć kolejną. Każdy chciał sprawdzić czy zmienione podejście zakończy się innym efektem.
W grę zagrałem z ośmiolatkiem i jego babcią, akcje są proste do wyjaśnienia i pozwalają cieszyć się rozgrywką każdej grupie. Zamki Toskanii to świetny tytuł drugiego kroku. Zagrałeś już sto razy w Dobble, Wsiąść do pociągu i Splendor? Szukasz czegoś więcej, ale nie chcesz gry trwającej kilka godzin, z masą zasad? Zamki są tym, czego szukasz.
Świetne wykonanie, wciągająca rozgrywka, szybkie i emocjonujące partie, czego chcieć więcej? U mnie gra zostaje na półce i będzie bardzo często wędrowała na mój stół. To może nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale po trzecim razie coś między nami kliknęło i bardzo się z Zamkami Toskanii polubiliśmy. Zdecydowanie polecam.
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 12+
Czas rozgrywki: 45-60 minut
Wydawnictwo: Rebel
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel, więcej o grze przeczytacie tutaj.