W moim przypadku zaczęło się od oglądanych w dzieciństwie, dość przypadkowo, odcinków z kapitanem Picardem. Muszę przyznać, że niewiele pamiętam z tamtego okresu – chyba tylko uwielbienie dla Q. Potem Star Trek na długo zniknął z mojego radaru – znajomi i rodzina preferowali Gwiezdne Wojny, a ja nie do końca czułam się przekonana do “pew pew” w kosmosie. Rok temu zaczęłam przypadkiem oglądać Star Trek:Discovery i wciągnęłam się niesamowicie, ale to siedem odcinków zdecydowanie zbyt szybko się skończyło. Na całe szczęście Netflix miał na to lekarstwo – wszystkie serie starszych Star Treków i kilka filmów. No i wtedy się zaczęło…
Przed wami moje dziesięć (… albo trochę więcej!) powodów, dla których kocham Star Treka. A jakie są wasze?
Spock
Wykreowany przez Leonarda Nimoya kosmita z pierwszej serii Star Treka jest jedną z najciekawszych postaci serii. Pozornie chłodny i logiczny, mocno trzymający się swojej wulkańskiej tożsamości, tak naprawdę ciągle balansuje pomiędzy dwoma światami. Jego szukanie balansu i problemy z ustaleniem, kim naprawdę się czuje, były i są mi bardzo bliskie.
Chociaż Spock to dla mnie przede wszystkim Leonard Nimoy, muszę przyznać, że oglądanie Zachary’ego Quinto w tej roli sprawiło mi dużo radości. A scena, w której Quinto i Nimoy się spotykają, na długo pozostanie moją ulubioną.
Leonard Nimoy
Zanim powiecie „To już było!”,pozwólcie, że wyjaśnię: Leonard Nimoy sam w sobie to osoba, na którą mam absolutnego, bezgranicznego crusha intelektualnego. Jego podejście do fanów, kolegów i koleżanek na planie oraz otwartość wobec ludzi są miłe i krzepiące. Cudownie działają jako odtrutka na rzeczywistość – zwłaszcza gdy przypadkiem natknę się na wypowiedzi Williama Shatnera.
Nimoy miał jeszcze jedną zaletę – posiadał bardzo przyjemny głos. Audiobooków I am Spock i I am not Spock słucham z ogromną frajdą. Również dlatego, że mogę lepiej poznać nie tylko ulubionego kosmitę, ale też człowieka, który go stworzył.
Leonard McCoy
Doktor Leonard „Bones” McCoy to druga z ulubionych postać – nie tylko z oryginalnej serii, ale też w ogóle. Charakterny i nieco upierdliwy doktor szybko zdobył moje serce. Mimo gotowości do poświęceń, nie pakował się w każde napotkane niebezpieczeństwo – używał głowy tam, gdzie to było konieczne, ale pozwalał też sobie na bardziej emocjonalne momenty. No i… lubię jego interakcje ze Spockiem.
Moją ulubioną sceną na zawsze pozostanie ta, w której DeForest Kelley, wcielający się w rolę Bonesa, złamał czwartą ścianę i zwrócił się bezpośrednio do widzów. Zaraz po tym, jak opanował dwóch rannych Vulcan oraz swojego kapitana i zapakował całą trójkę do łóżek.
Karl Urban grający McCoya w filmowym uniwersum był zupełnie inny – ale to, co najbardziej podobało mi się w tej postaci, zostało niezmienione.
Tribble
Tribble to małe, futrzaste kulki radości; takie takie kosmiczne koty, tylko że nie drapią, ale mruczą tak samo. No i jest z nimi jeden problem: nakarmione, zaczynają się rozmnażać w zaskakującym tempie. Ale poza tym są esencją puchatości. Jak tu ich nie kochać?
Optymistyczna wizja przyszłości
Nie jestem fanką apokalips, dystopii i końców świata. Lubię wierzyć, że jako rasa mamy jeszcze szansę na przyszłość, w której nie zabija nas kolejna wojna światowa ani spadający meteor. W Star Treku urzeka mnie to, że Roddenberry uwierzył, iż ludzkość kiedyś zmądrzeje. I na przykład przywyknie do różnorodności oraz zacznie doceniać to, że różnimy się między sobą. Jak na razie wizja twórcy Star Treka wydaje się mocno przesadzona, ale mam nadzieję, że kiedyś będzie prawdziwa.
Uhura
Uhura, grana przez Nichelle Nichols, nadal robi wrażenie, a gdy weźmie się pod uwagę kontekst kulturowy, jest ono jeszcze większe. Uhura była pierwszą niebiałą kobietą pokazaną jako poruczniczka (później awansowała do stopnia dowódczyni). A jej wpływ na kulturę tamtego okresu jest nie do przecenienia – gdy chciała odejść z serialu, interweniował Martin Luther King Jr., prosząc, by została. Jej postać w oryginalnej serii zdecydowanie zasługiwała na więcej czasu antenowego, ale na szczęście już w Star Trek: The Animated Series udało się to nieco naprawić.
Mimo wielu fajnych scen (między innymi tej, do której Nichelle nauczyła się swahili), moją ulubioną pozostanie ta z ST: TAS, gdy Uhura ratuje męską załogę USS Enterprise przed śmiercią.
Janeway
Kapitanka Voyagera, uzależniona od kawy, nieco krzykliwa i bardzo zdeterminowana. Seria, której bohaterką była jest nieco inna od reszty – w pozostałych kapitanowie mieli do dyspozycji całą infrastrukturę Starfleet – tu załoga Voyagera była zdana wyłącznie na siebie. Janeway różnie sobie z tym radzi, ale finalnie udaje się jej dotrwać do końca. Bardzo podobało mi się w niej to, że jest bardzo ludzka – daje się ponieść emocjom, popełnia błędy i ponosi ich konsekwencje.
Elim Garak
Garak to oficjalnie krawiec, wygnany ze swojej rodzimej planety. Jest też (byłym) szpiegiem. Bardzo inteligentny, z ciętym poczuciem humoru. Kradnie w zasadzie każdą scenę, w której się pojawia. Bardzo lubiłam tę jego “ewolucję” z bardzo skrytego, pozornie nie dbającego o resztę załogi DS9, w tego, który żeby ich uratować, jest w stanie pokonać swoje największe lęki.
Culber i Stamets
Hugh Culber i Paul Stamets to pierwsza kanonicznie nieheteroseksualna para w startrekowym uniwersum, o której wiemy z samego serialu, a nie z wypowiedzi aktorów (Hikaru Sulu z nowych filmów, Garak z Deep Space Nine) oraz nie podtrzymująca szkodliwych stereotypów (jak na przykład lustrzana Kira Nerys z Deep Space Nine czy równie lustrzana Gorigou ze Star Trek: Discovery). Przy okazji obaj panowie są zdecydowanie czymś więcej niż swoją orientacją: Stamets jest (nieco szalonym) naukowcem, Culber – głównym lekarzem. Samą relację też przedstawiono naturalnie.
Niestety w tym słoiczku miodu jest całkiem spora chochelka dziegciu [UWAGA, SPOILER]: Culber w połowie pierwszego sezonu umiera w bezsensowny sposób. Z relacji Willsona Cruza, aktora wcielającego się tę postać, wynika, że powiedział on jeszcze ostatniego słowa. Niestety nauczona słabymi doświadczeniami z popkulturą uwierzę dopiero, jak zobaczę. [PO SPOILERZE]
Jean-Luc Picard
Grany przez charyzmatycznego Patricka Stewarta, jest pierwszym kapitanem, którego poznałam. Zdecydowanie różny od swojego poprzednika – Jamesa T. Kirka – bardziej dyplomatyczny i powściągliwy. Ale też bardzo ludzki, z ogromnym bagażem doświadczeń.
Wśród moich ulubionych momentów Picarda są zdecydowanie odcinki w których wchodzi w interakcje z Vulcanami – najpierw z Sarekiem, a później ze Spockiem.
Honorable mentions:
Q – nieprzewidywalny, wkurzający, absolutnie doskonały. Nieśmiertelny kosmita z końca kosmosu, który upatrzył sobie Picarda i jego załogę, żeby poznać ludzkość. Dwa gify poniżej doskonale obrazują, jakie odnosił efekty.
Portos – pies kapitana Archera. Na tę chwilę jeden z niewielu pozytywów Star Trek: Enterprise, zaraz obok mimiki T’pol. Portos zostaje też wspominany w filmowym uniwersum – jest przyczyną, dla której Scotty ląduje na bardzo zimnej i zapomnianej przez boga i ludzi planecie.
Data – Data jest dla The Next Generations tym, czym Spock był dla The Original Series. Ma podobne motywacje i rozterki – nie jest wprawdzie pół człowiekiem, pół kosmitą, ale androidem, który wiecznie szuka (i chyba znajduje) człowieczeństwa. Postaci tego typu to moja słabość.
Guinan – jest tym dla załogi Enterprise, czym Deanna Troi chciałaby być, ale scenarzystom nie bardzo to wyszło. Czasem barmanka, czasem ciocia dobra rada, czasem kopiąca tyłki (mentalnie i nie) buntowniczka. Grana przez wspaniałą Whoopie Goldberg.
Odo – jak wspominałam, mam słabość do postaci szukających swojej tożsamości. Taki jest też Odo. W pewnym momencie staje przed bardzo trudnym wyborem: musi zdecydować czy ważniejsza jest dla niego rodzina, która znalazł na DS9 czy też pokrewieństwo z przybyszami z innej części galaktyki.
Tuvok – to kolejny Vulcan na tej liście. Członek załogi Voyagera, pierwszy oficer (zastąpiony potem przez Chakotaya), doradca i przyjaciel Janeway. W swojej sztywności nieco groteskowy, ale w miarę upływu czasu pokazuje, jak skomplikowaną jest postacią.
George Takei – czyli oryginalny Hikaru Sulu. Obecnie aktywista, bardzo zaangażowany w walkę o prawa osób nieheteroseksualnych. Ma sporo dystansu do siebie i zdecydowanie uwielbia swoich fanów. No i dał nam to wideo: