Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry

-

Mój krasnolud siarczyście splunął i ruszył przed siebie. Torował sobie drogę toporami. Kanały były pełne sług Nurgle’a. Przynajmniej z radością wskakiwał w środek bitwy i dziesiątkował kultystów, demony i inne diabelstwo.
Chaos chce pożerać wszystko

Historia Chaosbane rozpoczyna się niedługo po ogromnej inwazji Chaosu na terytorium Imperium i próbie namieszania w Starym Świecie. Dowodzący natarciem Asavar Kul zdołał splądrować miasto Praag, jednak ostatecznie uległ sile Magnusa. Demony musiały przegrupować swoje szeregi i wyłonić nowego czempiona, który stanie na czele potężnej armii. Imperium nie świętowało jednak zbyt długo. Magnus został bowiem uwięziony za pomocą czarnej magii.

Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry
Screen z gry

Jak to zwykle bywa, bohater lub bohaterka chcieli dobrze, ale znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Zostajemy oskarżeni o to, że to my odpowiadamy za obecny status Asavara, jednak ratuje nas potężny elfi czarodziej, broniąc naszej niewinności. Naturalnie nie możemy ruszyć w kierunku zachodzącego słońca, tylko zostajemy wysłani do walki.

Do wyboru mamy cztery postacie. Miałem napisać sztampowy tekst w stylu: każda jest inna, wyjątkowa i takie tam, ale myślę, że to oczywiste. Elfia łuczniczka, mag, krasnoludzki zabójca oraz kapitan imperialny. Jedno z nich zostanie protagonistą naszej historii. Umiejętności jest całkiem sporo, a oryginalny system punktów przypisanych do poszczególnych zdolności sprawia, że jednocześnie  korzystać tylko z kilku z nich, bo na tyle pozwala nam ich ograniczona pula. Dzięki temu, nawet jedną klasą można zagrać na kilka sposobów. Mamy tutaj umiejętności aktywne, jak i pasywne.

Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry
Screen z gry

Kwestia leczenia również mi się podoba. Nie jesteśmy zmuszani do kupowania miliardów eliksirów, tylko mamy jeden, odnawiający się co jakiś czas. Zmusza to do główkowania, a nie wypijania dziesiątek płynów nieznanego pochodzenia.

Świetnie, że można zagrać lokalnie i czteroosobową ekipą wspólnie likwidować demony. Sporo zyskuje na tym siekanie wrogów, bo jak wiadomo, w drużynie raźniej i potworki jakoś tak szybciej padają. Rozgrywka przez sieć również jest możliwa, jednak gracze wielokrotnie zgłaszali, że coś jest z nią nie tak i nie funkcjonuje poprawnie.

Poziom trudności można bez problemu dostosować do swoich umiejętności. Od totalnego świeżaka, który nie kojarzy tego gatunku gry, po hardcorowców, którzy na Diablo, Path of Exile i inne tego typu produkcjach zjedli zęby. A po ukończeniu głównej osi fabularnej, możemy dalej toczyć nieskończone boje z przeciwnikami, zyskując coraz to lepszy sprzęt i testując nasze umiejętności.

Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry
Screen z gry

Niestety, wpływy mrocznych bogów sięgają daleko i nawet tutaj spowodowały liczne problemy…

Chaotyczne zło

Chaosbane w pewnym momencie po prostu zaczyna nużyć. Co z tego, że postacie gadają o czarnej magii, spiskach i innych takich, skoro zadanie gracza to: idź, przynieś, zlikwiduj i pozamiataj? W każdym akcie (z czterech dostępnych) będziemy notorycznie zwiedzać te same lokacje. Lenistwo twórców albo oszczędność. Jedyne, co będzie się zmieniać, to położenie wejścia lub wyjścia do niej.

Według karty Steam, opowieść jest autorstwa Mike’a Lee (autora Czarnej Biblioteki). Albo to tani chwyt reklamowy, albo pisarz naprawdę nie miał pomysłu. Fabuła jest nudna, przewidywalna i tylko początek ma pomysł na siebie. A szkoda, bo liczyłem na coś bardziej wciągającego.

Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry
Screen z gry

Totalnie rozbroił mnie fakt, że nie mam co robić z zebranym złotem. Serio. U kupca oddajemy (za darmo, janusz.exe) przedmioty w zamian za… reputację. Ta daje nam bonusy. To po jakiego Khorna zbieram te monety?! A no, żeby zapłacić co najwyżej za wskrzeszenie. Nowy ekwipunek musimy wyciągnąć ze zwłok naszych wrogów.

Szkoda, że zabrakło trochę różnorodności w kwestii doboru broni oraz pancerzy. Każda postać ma odgórnie przypisany oręż. Nici więc z krasnoluda prującego z łuku czy elfa używającego broni palnej.

Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry
Screen z gry

A cena? Ta dopiero wywołuje śmiech mrocznych bogów. Na Steamie twórcy życzą sobie 179,99 zł za wersję podstawową. Mało? Spokojnie, cena za komplet (season pack) wynosi 279,99 zł.

Przygotować topór?

Warhammer: Chaosbane nie jest złą grą, ale na pewno nie należy do pozycji wybitnych. To nie najgorszy hack’n’slash, osadzony w uniwersum Warhammera. Jest brudno, krwawo i mrocznie. Pozytywne jest też to, że twórcy nie chowają głowy w piasek i ciągle pracują nad swoją produkcją. Zapowiedziano dodatkową zawartość, która wprowadzi nową opowieść oraz przeciwników. Jeśli ktoś lubi grindować, to po ukończeniu fabuły będzie miał co robić. Jednak polecam wybrać inny tytuł w tej cenie lub poczekać na obniżkę.

Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry

  • Uniwersum Warhammera,
  • Rozbudowany system rozwoju postaci,
  • Styl graficzny.

 

Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry

  • Powtarzające się lokacje,
  • Fabuła,
  • Zadania.

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

„Warhammer: Chaosbane” to poprawnie wykonany hack’n’slash, który niektórymi mechanikami irytuje, innymi zyskuje. Jego cena jednak nie jest adekwatna do jakości.
Mateusz Zelek
Mateusz Zelek
Gdyby urodził się 65 milionów lat temu, to na pewno byłby dinozaurem. Ogromny fan prehistorycznych gadów i wszystkiego, co z nimi związane. Dziennikarz specjalizujący się w grach wideo i wiążący z nimi swoją zawodową przyszłość. Nie pogardzi także dobrą lekturą.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Warhammer: Chaosbane” to poprawnie wykonany hack’n’slash, który niektórymi mechanikami irytuje, innymi zyskuje. Jego cena jednak nie jest adekwatna do jakości.Znowu chaos? Podajcie mi topór! „Warhammer: Chaosbane” – recenzja gry