Z toporem na ratunek! „Królowie Wyldu” – recenzja książki

-

Chyba każdy miał do czynienia z klasycznym fantasy, w którym nieustraszeni wojowie wyruszają w pełną niebezpieczeństw podróż. Choć książek opartych na tym motywie nie brakuje, to wciąż zadziwiające jest to, że ów wątek zwyczajnie nie nudzi się czytelnikom. Jednak, kiedy na okładce widnieje napis: „Najlepsza książka fantasy 2017 roku”, oczekiwania rosną, a wraz z nimi szansa na rozczarowanie, gdy fabuła zwyczajnie nie przypadnie nam do gustu.

Clay Cooper to wojownik na emeryturze, który porzucił waleczne życie w glorii i chwale na rzecz ukochanej żony i córeczki. W sferze jego marzeń nie ma ani krzty miejsca na ubicie smoka czy innego potwora, lecz założenie własnego interesu – otwarcie karczmy. Spokojną sielankę zakłóca mu przyjaciel z dawnych lat, Gabriel, który wpada na szalony pomysł reaktywacji niegdyś sławnej grupy Sagi. Nie jest to zwykły kaprys byłego lidera zespołu, Gabriel ma ku temu poważny powód. Jego córka, Rose, znalazła się w śmiertelnych tarapatach. Uwięziona w odległej Castii, bez możliwości ucieczki, ukrywa się przed najazdem potworów zwanych hordą z Wyldu. Dla zdesperowanego ojca nie ma czasu do stracenia; wierzy, że misja powiedzie się tylko z dawnymi kompanami u boku. Tak oto zaczyna się dla Claya i Gabriela podróż pełna niebezpieczeństw, podczas której spotkają swych przyjaciół z dawnych lat Korga, Matricka oraz Ganelona. Jednakże znacznie częściej na ich drodze staną potwory rodem z najgorszych koszmarów. Nie wspominając, że przyjdzie im się nawet zmierzyć z samym bogiem.

Przygodę czas zacząć

Fabuła w głównej mierze opiera się na wędrówce grupy przyjaciół – wcześniej już wspomnianej Sagi składającej się z pięciu wojowników: Claya, Gabriela, Korga, Matricka oraz Ganelona – do odległego miasta Castii. Zanim jednak dojdzie do spotkania wszystkich protagonistów czytelnik musi przebrnąć przez jakieś dwieście stron książki, co stanowi mniej więcej jej połowę. Na samym początku śledzimy poczynania Claya i Gabriela, które niezbyt mnie zachwyciły. Owszem, może być to podyktowane tym, że mężczyźni nie są już pierwszej młodości i władanie orężem nie przychodzi im z taką lekkością jak jakieś dwadzieścia lat temu, dlatego powrót do starych nawyków jest dla nich początkowo bardzo ciężki. Oczekiwałam jednak, że sławni niegdyś wojowie zachowają choć trochę dawnej krzepy, a nie zwyczajnie dadzą się obrabować grupie kobiet… bo do takiego wydarzenia w powieści również dochodzi.

Walko, gdzie jesteś?

Czuję pewien niedosyt, ponieważ w fabule zabrakło mi scen walki. Oczywiście, dochodzi do starć bohaterów z siłami zła, jednak spodziewałam się ich znacznie więcej. Zwłaszcza, że autor książki Nicholas Eames w bardzo obrazowy i realistyczny sposób opisuje sceny batalii i pojedynków protagonistów, dlatego mogłyby się pojawić znacznie częściej. Choć Saga rusza na pomoc córce jej lidera, to bardziej odczuwalne było to, że grupa wciąż musi przed kimś uciekać, albo przed swym byłym promotorem Kallorekiem, albo przed Ostróżką – łowczynią nagród. Ten fakt, w połączeniu z ich „emerytalnym” wiekem, sprawia wrażenie, że to główni bohaterowie potrzebowali pomocy, a nie Rose. Protagoniści mają również więcej szczęścia niż rozumu, ponieważ na swej drodze spotykają przyjaciół z dawnych lat, którzy chętnie służą im pomocą, natomiast sami bohaterowie mało kiedy wykazują się własnym sprytem. I tak dla przykładu… Wojownik z Sagi spadł w przepaść? Nic nie szkodzi, znikąd pojawia się przed nim latający statek, który zabiera go na pokład. Straciłeś rękę? Nie ma sprawy, znam przepis na taką miksturę, że kończyna ci odrośnie i będzie jak nowa.

Na koniec świata i z powrotem

W trakcie swojej przygody protagoniści natrafią na magiczne i niemagiczne postacie, zwiedzą zamek króla oraz różne miasta, wyjdą na arenę, na której stoczą walkę z samym koszmarem schwytanym w Wyldzie – chimerą. Nicholas Eames wykreował bogaty świat zamieszkały nie tylko przez ludzi, koboldy czy trolle, znane dotychczas z innych książek, ale również niespotykane dotąd stworzenia będące wymysłem samego autora. Uważam to za dużą zaletę powieści, ponieważ dzięki temu do znanego wszystkim świata fantasy Eames wprowadza nowe elementy. Nie można również zapomnieć o humorze, który jest nieodzowną składową powieści. W Królach Wyldu czytelnik odnajdzie liczne śmieszne sceny oraz całkiem zabawne żarty bohaterów, często rozładowujące napiętą atmosferę. Ten zabieg jest całkiem miłym akcentem, ponieważ czytelnik nie jest świadkiem samych narad wojennych oraz scen trzymających w napięciu, tylko może się również „rozluźnić” śledząc poczynania Sagi.

Z toporem na ratunek! „Królowie Wyldu” – recenzja książki

 

Tytuł: Królowie Wyldu

Autor: Nicholas Eames

Wydawnictwo: Rebis

Liczba stron: 528

ISBN: 978-83-8062-309-5

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Osobiście oczekiwałam po powieści czegoś zupełnie innego i trochę się zawiodłam, ponieważ wydaje mi się, że autor nie wykorzystał do końca potencjału wykreowanego przez siebie świata. Opisy stworzeń i miejsc mogłyby być jeszcze bardziej szczegółowe, co wprowadziłoby do fabuły większy klimat.
Sylwia Smolińska
Sylwia Smolińska
Miłośniczka gier planszowych, karcianych oraz fanka dram koreańskich. Lubi otaczać się pozytywnie zakręconymi ludźmi, nigdy nie odmówi wyjścia do Escape Roomu. W wolnym czasie czyta książki fantasy i próbuje swoich sił w szydełkowaniu. Nie wyobraża sobie życia bez kina i seriali.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Osobiście oczekiwałam po powieści czegoś zupełnie innego i trochę się zawiodłam, ponieważ wydaje mi się, że autor nie wykorzystał do końca potencjału wykreowanego przez siebie świata. Opisy stworzeń i miejsc mogłyby być jeszcze bardziej szczegółowe, co wprowadziłoby do fabuły większy klimat.Z toporem na ratunek! „Królowie Wyldu” – recenzja książki