Wściekle i wietrznie. „Huragan” – recenzja filmu

-

Rob Cohen słynie z tego, że jego produkcje są szybkie, wściekłe, ze sporą dawką wybuchów i szaleństwa. To kino akcji w najczystszej postaci, bez zbędnego dbania o fabułę, twórcy skupiają się tylko i wyłącznie na obrazie.

Dlatego jeśli spodziewacie się po Huraganie chociaż odrobiny logiki czy głębi, musicie zmienić kierunek poszukiwań. Tutaj trzeba zawiesić racjonalizm na kołku i dać się porwać wydarzeniom, które niejednokrotnie mogą przyprawić o zawrót głowy tych myślących. Moja rada dla was – wyłączcie tę partię mózgu odpowiedzialną za logikę, nie przyda się podczas „kontemplowania” tej produkcji, oczyśćcie umysł i wyznaczcie sobie jasno określony cel – chcecie się dobrze bawić.

Nasz przyjaciel huragan

Will i Breeze przeżyli w swoim życiu coś, o czym nigdy nie zapomną – stanęli oko w oko z potężnym huraganem. Ich ojciec przypłacił to spotkanie własnym życiem, bohaterom, a byli wtedy dziećmi, z trudem udało się wyjść cało z tego rendez-vous. Mijają lata – młodszy z braci pracuje dla stacji meteorologicznej, a starszy ma swój warsztat w jednym z miasteczek Alabamy. Ich drogi splatają się po pięciu latach, kiedy to Will przyjeżdża do członka rodziny, by zabrać go w bezpieczne miejsce, do ich miasteczka nadciąga bowiem wielki huragan.

Wściekle i wietrznie. „Huragan” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Huragan” Kino Świat

W tym samym momencie grupa zbirów planuje napad na jedną z amerykańskich mennic (zgadnijcie, gdzie ta się znajduje). Akurat była do niej przywieziona nowa dostawa pieniędzy do zniszczenia, wystarczy tylko dostać się do siedziby i je sobie zabrać. Bułka z masłem? Antagoniście nie przewidzieli jednak, że to nie huragan będzie ich największym zmartwieniem.

Rock You Like A Hurricane1

Powiedzmy sobie szczerze i bez owijania w bawełnę – Huragan to film pełen absurdalnych i niemożliwych sytuacji, nie grzeszy logiką i naprawdę sporo w nim dziur fabularnych. Zresztą sama historia jest prosta jak budowa cepa i niczym nas nie zaskoczy. Mamy tych złych i dobrych, oczywiście antagonistów jest o wiele więcej, bo przecież trzeba spotęgować wrażenie beznadziejności sytuacji. Ale co z tego, może i liczby przemawiają na korzyść oprawców, ale przecież jeden z protagonistów ma doktorat i wie wszystko o huraganach. I nie waha się wykorzystać wszelkich możliwości, byle tylko uniemożliwić złomom kradzież zielonych papierków. Mnóstwa zielonych papierków.

Po drodze podstawowa grupa złoczyńców zostaje eksterminowana, dochodzą nowi, w końcu pieniądze nie śmierdzą, fabuła zaczyna serwować kolejne absurdy, a herosi walczą i dzielnie stawiają czoła niebezpieczeństwom. No i jest jeszcze huragan, przecież nie możemy o nim zapomnieć. On także dostał swoje pięć minut, a nawet rzekłabym, że przecież to on okazuje się głównym bohaterem całej opowieści – nieokiełznany, niszczy i pomaga w walce ze złolami.

Wściekle i wietrznie. „Huragan” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Huragan” Kino Świat

Jasne, kibicujemy tym dobrym, bo są pocieszni, szurnięci i nieobliczalni (może nie tak jak Vin Diesel i jego ekipa, ale z Breezem na pewno coś jest nie tak). Antagoniści to banda ogarniętych miłością do pieniądza osobników, którymi nie kieruje nawet jakiś wyższy niż zarobkowy cel. Dlatego nie dziwota, że to ci dobrzy zwracają naszą uwagę, a zwłaszcza wspomniany przed chwilą starszy z rodzeństwa.

Grany przez Ryana Kwantena Breeze jest… świrem (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Reszta postaci przy nim to szare myszki, które coś tam pokrzyczą, pokażą wielką spluwę czy super wyposażony pojazd i w sumie szybko się o nich zapomni. Nie wiem, co ten aktor ma w sobie, ale do grania szalonych bohaterów nadaje się wprost idealnie. Widocznie Czysta krew odcisnęła na nim swoje piętno, umówmy się, Jason wcale nie należał do normalnych, i teraz tylko rolę szurniętych protagonistów, którzy skaczą śmierci w objęcia, dobrze mu wychodzą.

To nie jest dobry film…

… a jednak świetnie się na nim bawiłam. Przestałam rozpatrywać tę produkcję pod kątem „to się nie mogło wydarzyć”, a zaczęłam „wygra huragan czy bohaterowie?. Wyścigi w filmach to nic nowego, ale takie z wielką trąbą powietrzną? Tego to nawet Dominic Torreto nie miał w swoim arsenale dziwactw… Jeszcze.

Wściekle i wietrznie. „Huragan” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Huragan” Kino Świat

I tak, można płakać nad tym, że twórcy nie skupili się na fabule, czemu jest tylko strzelanie, uciekanie, wianie, znowu strzelanie, znowu uciekanie i znowu wianie. Nie pogardziłabym dobrą soczystą historią, która nie przypomina prania wyciągniętego z pralki – poskręcanego i mokrego. Nie dostałam jej, ale dzięki ilości nagromadzonego na jedną klatkę absurdu, mogę jakoś przymknąć na to oko.

Huragan nie jest dobrym obrazem. Nie będę nikogo przekonywać, że można odnieść inne wrażenie, bo sama dokładnie zdaję sobie sprawę z mankamentów produkcji. Ale wiem też, że bawiłam się na niej bardzo dobrze – relacja braci była zabawna, motyw wykorzystania huraganu do pokonania złoli komiczny, a Breeze… Cóż, świry mają w sobie to coś!

Wściekle i wietrznie. „Huragan” – recenzja filmu
Kino Świat plakat promujący film „Huragan”

 

 

Tytuł oryginalny:  The Hurricane Heist

Reżyseria: Rob Cohen

Rok powstania: 2018

Czas trwania: 1 godzina 43 minut

 

 

 


1 Tytuł piosenki grupy Scorpions

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu