Wojna z narkotykami nigdy się nie kończy. „Narcos: Mexico” – recenzja 3. sezonu serialu

-

Seria Narcos była pewnym fenomenem i cieszyła się ogromną popularnością. Szczególnie pierwsze sezony, opowiadające historię Pablo Escobara. Im dłużej jednak serial był na ekranie, tym bardziej cały zachwyt nieco przygasał — co nie jest dziwne, biorąc pod uwagę konkurencję nie tylko na Netflixie, ale i na innych platformach. 

Ale na czym ten cały fenomen Narcos polegał? To trochę efekt popularności true crime, chociaż tego serialu do gatunku zaliczyć nie można. Jest gdzieś obok, ze swoją fabularyzowaną, długoletnią walka DEA z napływem kolumbijskiej kokainy do Ameryki.

Wzloty i upadki Pablo Escobara były tylko bardzo ładnym, a nawet efektownym wstępem do wielkiej historii, którą opowiedziało Narcos na przestrzeni sześciu sezonów. I której jeszcze nie skończyło — bo czy można zakończyć wojnę narkotykową ot tak? Postawić finalną kropkę w serialu i już? No nie do końca.

Ponieważ jest to serial oparty na faktach, większość postaci bazuje na prawdziwych osobach. Wyjątkiem jest agent Walt Breslin (Scoot McNairy), który został sklejony bardziej z wydarzeń dziejących się wokół meksykańskiej krucjaty, i wypełniony ciałem na potrzeby serialu. Jest on też naszym narratorem przez dwa sezony Narcos: Mexico, by w trzecim ustąpić miejsca młodej dziennikarce — Andrei Nuñez.

Wojna z narkotykami nigdy się nie kończy. „Narcos: Mexico” – recenzja 3. sezonu serialu
Kadr z serialu Narcos: Mexico ©Netflix
O czym w zasadzie jest 3. sezon Narcos: Mexico?

Nie da się odpowiedzieć na to pytanie bez kilku spoilerów.

Po aresztowaniu Miguela Ángela Félixa Gallardo (Diego Luna), który był założycielem kartelu Guadalajara, meksykańska mafia narkotykowa jest w rozsypce i wszystkie działania związane z przemytem dzielą między siebie trzy główne frakcje. Takie rozwiązanie zapowiada kłopoty. Kartel Cali — główny dostawca kolumbijskiej kokainy, znany widzom z trzeciego sezonu Narcos — nie przejmuje się tym jednak tak bardzo, póki dostaje pieniądze za swój towar. The Show Must Go On, jak mawiają w show biznesie. Co do samych frakcji, na meksykańskiej arenie wyrastają niczym trzygłowy potwór: Kartel Tijuana, dowodzony przez rodzinę Arellano, znany też jako Arellano-Félix Organization; Kartel Sinaloa, na czele którego pojawia się między innymi El Chapo; oraz Kartel Juarez, przejęty przez  Amado Carrillo Fuentesa.

Nikt nie lubi dzielić się władzą, ani dobrymi drogami do przemytu.To tylko kwestia czasu, zanim wszystkie fronty meksykańskiej mafii narkotykowej zaczną się ścierać i walczyć o większy kawałek tortu dla siebie. Od małych przepychanek i podkupywania sobie pracowników, po mniej lub bardziej otwarte wojny i trupy ścielące ulice miast. Jest to jeden z kluczowych wątków fabularnych trzeciego sezonu.

Oczywiście nie można zapomnieć o amerykańskich agentach DEA, którzy równocześnie prowadzą swoją walkę z napływem narkotyków do USA poprzez granicę z Meksykiem. Walt nie ma łatwo — po aresztowaniu Felixa, skorumpowany Meksyk jest coraz trudniejszy do zinfiltrowania. W zadaniu przeszkadzają mu własne demony, bo ciągle gdzieś za nim ciągnie się duch zabójstwa agenta Enrique S. „Kiki” Camareny Salazara. Dodatkowo wygląda na to, że amerykańskie służby korzystają z oparów gościnności meksykańskich władz i każdy kolejny krok jest niezwykle mozolny.

Wojna z narkotykami nigdy się nie kończy. „Narcos: Mexico” – recenzja 3. sezonu serialu
Kadr z serialu Narcos: Mexico ©Netflix
Czwarta władza w Meksyku

Kiedy wydaje się, że nic nie może się już udać, a wojna antynarkotykowa to przegrana sprawa, do akcji wkracza młoda dziennikarka (w tej roli Luisa Rubino). Właściwie po to, by wprowadzić dwa wątki, które nierozerwalnie wiążą się z mafijna działalnością. Bo tam, gdzie są pieniądze, jest też polityka. I dobra zabawa.

I to jest ten moment, kiedy akcja zagęszcza się, robi coraz bardziej interesująca, a jednocześnie wątki dziwnie się mnożą, by potem łączyć. I nie do końca jestem pewna czy okazało się to dobrym rozwiązaniem. To trochę tak, jakby scenarzyści nie mogli się zdecydować na konkretną linię fabularną, bo bardzo zależało im na pokazaniu pełnego obrazu meksykańskiej wojny narkotykowej. Przez co są odcinki bardziej spójne, ale są też te bardziej poszatkowane na mniejsze historie. 

W efekcie odbiór trzeciego sezonu Narcos: Mexico jest trudniejszy, bo i też minęło sporo czasu od poprzedniej odsłony serialu. Jest chaotycznie, nie jest liniowo — od widza wymaga się dużej uwagi, żeby nie pogubić się w tym, kto z kim trzyma i kogo zdradza.

Wojna z narkotykami nigdy się nie kończy. „Narcos: Mexico” – recenzja 3. sezonu serialu
Kadr z serialu Narcos: Mexico ©Netflix
Piękne i podzielone El Paso

To, co odróżnia sezon trzeci od poprzednich w Narcos: Mexico, to wspomniane już rozdrobnienie na mniejsze wątki fabularne, z pozoru ze sobą zupełnie niezwiązane. Patrząc na całokształt, w skorumpowanym kraju wszystko łączy się w pewną całość. Ale co ma z tym wspólnego El Paso?

To dość specyficzne miasto, ponieważ leży na granicy Meksyku i amerykańskiego stanu Teksas. Ta druga strona jest zdecydowanie bogatsza i lepiej usytuowana od tej pierwszej — co serial nakreśla nam głosem Andrei po to, by wprowadzić pewnego bohatera.

Victor Tapia to dość niepozorny policjant, który miał pecha urodzić się po tej gorszej stronie El Paso. Robi co może, żeby przetrwać w jego szarym i brudnym świecie. Przyznam, że aktor wcielający się w rolę — Luis Gerardo Méndez — zrobił świetną robotę. Victora nie da się szczególnie lubić. Drobne przestępstwa, wyłudzanie pieniędzy na służbie i tak dalej. Jednak im bardziej poznajemy realia świata, w którym żyje, tym lepiej rozumiemy jego wybory i doceniamy skomplikowany charakter postaci. Po meksykańskiej stronie El Paso nie jest różowo. Wątek tego bohatera sprawia, iż staje się on symbolem walki z wiatrakami, niekończącej się krucjaty i beznadziejności świata.

Wojna z narkotykami nigdy się nie kończy. „Narcos: Mexico” – recenzja 3. sezonu serialu
Kadr z serialu Narcos: Mexico ©Netflix
Przyszłość Narcos i Narcos: Mexico

Oficjalnie nie istnieją plany na kontynuowanie serii. Stety i niestety, jak się okazuje, bo zakończenie serialu zostawiło kilka otwartych nitek i kilka pytań bez odpowiedzi, a przecież wojna z narkotykami trwa nadal. I jest jeszcze „El Chapo” — swoją drogą ma on już serial na Netflixie z 2017 roku i ponoć bardzo dobry.

Alejandro Edda, który wciela się w Joaquín „El Chapo” Guzmána, wygrywa ten sezon. Błyszczy na ekranie po tym jak produkcję opuścili Michael Peña i Diego Luna, i gdyby pojawił się plan nakręcenia serialu kontynuującego wątki Narcos: Mexico, to nie wyobrażam sobie innego aktora w tej roli. Zresztą, jest pewna otwarta furtka, bo Javier Peña (Pedro Pascal w serialu matce) w swojej ostatniej scenie zapowiedział walkę z meksykańskim przemytem. Fani mogą mieć cichą nadzieję.

A skoro już o aktorstwie mowa, to całość wypadła bardzo naturalnie i nie mogę przypisać tego bardzo prostym charakterom postaci, nastawionym na jeden cel. Twórcom udało się zaangażować aktorów o rozbudowanych filmografia, które potwierdzają ich umiejętności (nawet jeśli nie są to nazwiska znane międzynarodowo). Oby więcej produkcji, które trzymają poziom do samego końca.

Narcos: Mexico to nie  tytuł, który da się ocenić jak zwyczajny serial — to coś pomiędzy dokumentem a fabułą i ja, jako widz patrzyłam na ten tytuł innymi kategoriami. Z jednej strony żałuję, że dobiegł końca, bo Narcos ma w moim popkulturowym sercu specjalne miejsce. Z drugiej strony obawiałabym się o ciągnięcie tej historii zbyt długo — nawet najlepsze seriale kiedyś tracą duszę i swoją wyjątkowość.

podsumowanie

Ocena
8.5

Komentarz

Trzeci sezon „Narcos” to bardzo ładne podsumowanie długoletniego projektu. Niby zamyka wątki, a jednak zostawia kilka furtek na ewentualne kontynuacje — które nie są aż tak potrzebne. Jako widz poczułam jednocześnie satysfakcję, jak i pewien smutek, że to już koniec. Dla spragnionych dalszych przygód pozostaje serial o El Chapo, który chronologicznie idealnie dopełni historie meksykańskiej mafii narkotykowej.
Iwona Borkowska
Iwona Borkowskahttps://iwonamagdalena.pl/
Kobieta na emigracji. Mówi o sobie, że jest Gryzipiórką, bo nieustannie próbuje pisać. Czyta od kiedy skończyła 5 lat, najczęściej fantastykę. Ulubiona zabawa z dzieciństwa to szkoła i pisanie literek (chyba coś jej z tego zostało). Miała być dziennikarzem lub pracować w wydawnictwie — nie wyszło. Czasami stawia tarorta i chociaż bywa, że się sprawdza, to stwierdza, że jest z niej World Worst Witch. Nie może mieć czarnego kota, bo ma alergię (na wszystkie koty). Po godzinach udaje, że zna się na k-dramach.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Trzeci sezon „Narcos” to bardzo ładne podsumowanie długoletniego projektu. Niby zamyka wątki, a jednak zostawia kilka furtek na ewentualne kontynuacje — które nie są aż tak potrzebne. Jako widz poczułam jednocześnie satysfakcję, jak i pewien smutek, że to już koniec. Dla spragnionych dalszych przygód pozostaje serial o El Chapo, który chronologicznie idealnie dopełni historie meksykańskiej mafii narkotykowej.Wojna z narkotykami nigdy się nie kończy. „Narcos: Mexico” – recenzja 3. sezonu serialu