W ramionach dom z duszą. „Dziewczyna z trzeciego piętra” — recenzja filmu

-

Ze względu na Halloween październik to idealny czas dla wszystkich fanów grozy. Miesiąc kończący się świętem zmarłych — celtyckim dniem Samhain, podczas którego granica między światem żywych a umarłych zostaje zatarta, jest najlepszym momentem do celebracji strachu.

Ta jedna noc w roku bawi, a jednocześnie przeraża. W ciągu niej wszystko może się zdarzyć. Właśnie dlatego, niezmiennie, od kilku lat, gdy tylko powietrze zaczyna pachnieć mrozem, sięgam po utwory wywołujące u mnie dreszcz grozy. Seriale, filmy, książki, komiksy. Dzieła kultury popularnej nawiązujące chociaż w minimalnym stopniu do horroru.

Strach ma wielkie oczy

W tym roku z niezwykle długiej listy potworności wybrałam fantastycznie zapowiadający się film Dziewczynę z trzeciego piętra. Fabularną opowieść o domu z piekła rodem. Szczerze liczyłam na ciekawą interpretację popularnego motywu, jakim jest nawiedzona posiadłość. Niestety debiut reżyserski Travisa Stevensa — długoletniego producenta filmowego, zdecydowanie mnie nie zachwycił. Nawet jeżeli głosy profesjonalnych krytyków zapowiadały arcydzieło.

W ramionach dom z duszą. „Dziewczyna z trzeciego piętra” — recenzja filmu
Kadr z filmu

Być może moje postrzeganie niszowych horrorów zostało odrobinę spaczone po pochłonięciu szeregu blockbusterów. The Amityville Horror (1979), Koszmar z ulicy Wiązów (1984), Piątek trzynastego (1980), Krzyk (1996) — pierwszy film grozy w moim życiu, oglądany przez palce razem z siostrą, Martwe zło (1981), Szczęki (1975), czy Lśnienie (1980) nauczyły mnie odbierać to, co straszne, w dosyć konkretny sposób. I chociaż w dorobku widza mam również odhaczone takie produkcje, jak Mordercza opona (2010), seria Sharknado (2013) oraz bardzo dziwne filmy o zombie — również ten, gdzie nieumarli powłóczą nogami w niemieckich mundurach z czasów II wojny światowej, to by oglądać kicz, muszę o tym wiedzieć. Nastawić się na niezbyt górnolotne wizje twórców od samego początku. Otrzymując produkcję, która balansuje na granicy klasycznego kina grozy a nieuzasadnionego slapsticku, mam naprawdę mieszane uczucia. Tak właśnie stało się w przypadku Dziewczyny z trzeciego piętra.

Pora na zmiany

Don i Liz Koch nabywają dom. Uciekając na przedmieścia, pragną rozpocząć nowy rozdział w życiu. Jednak zakup posiadłości, a zamieszkanie w niej to dwie różne rzeczy. By zacząć godną, rodzinną egzystencję, trzeba najpierw naprawić zepsute elementy. Uzupełnić ubytki. Nie tylko te namacalnie związane z wiktoriańską posiadłością.

Produkcja stworzona przez Travisa Stevensa zaczyna się w iście banalny sposób. On, ona, nowy etap w życiu, stary dom skrywający mroczną przeszłość. Brzmi jak najpowszedniejszy przepis na udany horror. Faktycznie, do pewnego momentu wszystko na to wskazuje. Szczególnie że użyte do receptury składniki mają własny, niepowtarzalny aromat. Główny, męski bohater nie jest idealny. Bliżej mu do czarnego charakteru, który w widzu wzbudza antypatię i niechęć. Okłamuje żonę na każdym kroku, ma na karku kuratora, zachowuje się nieodpowiedzialnie, egoistycznie. Wierność to dla niego pojęcie abstrakcyjne, szczególnie gdy do drzwi remontowanego domu puka, a raczej dzwoni, piękna sąsiadka. Zagadkowa femme fatale, ewidentnie powiązana z tajemnicą skrywaną przez stare mury.

W ramionach dom z duszą. „Dziewczyna z trzeciego piętra” — recenzja filmu

Kamera, akcja

Aktorska strona Dziewczyny z trzeciego piętra wypada naprawdę dobrze. Szczególnie gdy jako widzowie weźmiemy pod uwagę fakt, że praktycznie każdy, kto w nim występuje, jest debiutantem. Bezapelacyjnym królem ekranu zostaje były wrestler C.M. Punk, który wygląda niemal jak Bruce Campbell — Ashley J. Williams z filmu Martwe zło (1981). Co ciekawe, aparycja to nie jedyny aspekt łączący grę tych dwóch panów. Przerysowana mowa ciała, ostentacyjnie wybałuszone oczy stanowiące najmocniejszy punkt niezwykle plastycznej mimiki. Wszystkie te elementy składają się na kreację pełnokrwistego heteryka, samca alfa z dumą dzierżącego młotek. Tym bardziej żałuję, że mimo dobrego początku, nie licząc niezwykle estetycznej palety kolorów, przykłuwających uwagę swoją pastelowością, reszta składowych filmu wypada marnie.

Nie tego się spodziewałam

Lista zarzutów, które spisałam podczas seansu, jest niezwykle długa. Przede wszystkim horror powinien straszyć. W tym wypadku raczej bawi, a przez większą część zwyczajnie nudzi. Dziewięcioaktowa struktura scenariusza opracowana przez Syda Fielda nie ma tutaj najmniejszego odzwierciedlenia, co sprawia, że w pierwszych minutach seans niemiłosiernie się wlecze, tylko po to, by w ostatnich scenach przyśpieszyć, zalewając widza surrealistycznymi scenami. Slapstick płynie gęstym strumieniem, w ilościach porównywalnych do dziwnej, białawej substancji wyciekającej z przegniłych zakamarków nawiedzonego domu. Śmiech wywołany gwałtownymi najazdami na twarze przerażonych postaci miesza się z obrzydzeniem spowodowanym przez widok płynów najprawdopodobniej ustrojowych. I chociaż Dziewczyna z trzeciego piętra miała być ewidentną lurką w stronę Lśnienia Stanleya Kubricka w kilku scenach wręcz cytując etapy popadania w obłęd Jacka Torrance’a, to w filmowym wyścigu wiktoriańska posiadłość pozostaje daleko w tyle za nawiedzonym hotelem.

W ramionach dom z duszą. „Dziewczyna z trzeciego piętra” — recenzja filmu
Kadr z filmu

Nadanie przeklętemu domostwu życia, w dosłownym znaczeniu tego sformowania, jest zabiegiem niezwykle intrygującym. Rytmiczne bicie serca, odgłos głodnych trzewi czekających na ofiarę. Zabawa gatunkowością z naciskiem na nieco kiczowaty body horror. Próba umoralnienia widza, jednoznaczne nawiązania do inicjatywy MeToo. Dosłowna destrukcja gnijących ścian oraz ta metaforyczna, odbijająca się na postaci Dona. Umiejętne zabawy kliszami, powtórzonymi, budującymi napięcie ujęciami, sprytnym wykorzystaniem luster, których celem było niedopowiedzenie utrzymujące widza w napięciu, to wszystko zdaje się bez znaczenia w perspektywie pełnej dziur fabuły oraz braku wyraźnego planu na cały film. Niestety Dziewczyna z trzeciego piętra miała potencjał, by stać się produkcją intrygującą, wręcz kultową, jednak poprzez brak konsekwencji wyszedł dziwny potworek, który z każdą minutą staje się coraz bardziej absurdalny.

Podsumowanie

Dziewczyna z trzeciego piętra miała spore szanse, by rozkochać w sobie widownię. Dołączyć do panteonu łączących pokolenia horrorów. Kultowych, przerażających, czerpiący z tego, co popularne i lubiane. Niestety, tym razem nie wyszło. Bez względu na starania twórców oraz aktorów, którzy dosłownie i w przenośni wyszyli ze skóry, by zadowolić odbiorców, na niewiele się to zdało. Szkoda.

W ramionach dom z duszą. „Dziewczyna z trzeciego piętra” — recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Girl on the Third Floor

Reżyseria: Travis Stevens

Rok powstania: 2019

Czas trwania: 1 godzina 33 minuty

podsumowanie

Ocena
4

Komentarz

Film zachwalany przez krytyków za innowację, powrót do klasyki horroru z lat 80'tych i 90'tych, rezygnację z CGI, najprawdopodobniej trafi do szerszej części widowni. Prawda?
Martyna Macyszyn
Martyna Macyszyn
Blogerka, graficzka, krypto czarownica odrzucająca miotłę na rzecz książek oraz Netflixa. Walcząca o prawa współczesnej animacji oraz równouprawnienie powieści graficznych (szczególnie tych rysowanych przez Jamesa H. Williamsa III). Popkultura jest dla niej tym, czym tornado dla rekina. Żona Wolverina, kochanka Gambita, wielbicielka Batmana.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Film zachwalany przez krytyków za innowację, powrót do klasyki horroru z lat 80'tych i 90'tych, rezygnację z CGI, najprawdopodobniej trafi do szerszej części widowni. Prawda?W ramionach dom z duszą. „Dziewczyna z trzeciego piętra” — recenzja filmu