Upadek bogów. „Siła wyższa” – recenzja komiksu

-

Łatwo przywyknąć do korzystania z niewyobrażalnych mocy. Herosi broniący Ziemię z łatwością dokonywali niewiarygodnych czynów, a poprzeczkę stawiano wyżej i wyżej. Jednak błysk czarnego światła sprawił, że lądowanie nie zakończyło się delikatnym cupnięciem na jedno kolanko. Bohaterowie upadli i sobie głupi pysk rozwalili.

Siła wyższa zalicza się do „Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics” i opowiada o wydarzeniu, podczas którego obrońcy planet utracili swe ponadprzeciętne zdolności. Flasha teraz nagle wyprzedza PKP (i to opóźnione), Supermana w walce wręcz pokona nawet Kruszwil, a Batman… No tak. Batman nadal ma pieniądze. U niego bez zmian.

Scenariusz stworzył Doug Moench i podjął on ciekawy temat, a zarazem podszedł do niego z powagą, bo przedstawił czytelnikom (za sprawą rysunków Dave’a Rossa) upodlenie bóstw. Już tematyka powinna zachęcić do zakupu komiksu, gdyż Clark Kent, mogący co najwyżej napisać artykuł, jest nie lada gratką, jednak autorzy nie ograniczyli się jedynie do tego, że Green Lantern będzie musiał skorzystać z tramwajów lub Ubera. Oni zagłębili się w postaci i wykoncypowali, co może stać się z ich psychiką.

Poszarpana peleryna

Do plusów zalicza się zróżnicowanie bohaterów oraz to, jak radzą sobie z ogromnymi zmianami w ich życiach. W niektórych przypadkach skundelenie posuwa się za daleko, inni zaś próbują się podnieść z kolan, jednak z różnym skutkiem. Zmiany są koniecznie, ale trudno wyjść ze strefy komfortu. Uparte trwanie w przeszłości jest fatalnym pomysłem, gdyż wyniszcza od środka. Kylo Ren powiedziałby Let the past die, lecz gdyby sam stracił Moc, to pewnie zapłakałby cały hełm.

Twórcy pomyśleli także, co mogłoby się wydarzyć, gdy zabraknie metaludzi. Natura nie lubi pustki, zatem trzeba ją załatać. Ktoś musi się uporać z rozbestwionymi łobuzami, chcącymi jak najbardziej wykorzystać zaistniałą sytuację. Gdy herosa nie ma, to ancymony harcują… W sukurs może przyjść jedynie technologia, a z niej korzystało wielu (na przykład Booster Gold).

Scenariusz naprawdę trzyma się kupy, a całość czyta się z przyjemnością. Najlepszą rekomendacją będzie stwierdzenie: „To ma sens”. Oczywiście nie obyło się bez klasycznych komiksowych głupotek, takich jak tandetne teksty, skierowane do oponentów, czy też wyjaśnianie działania rzeczy podczas walki. Tłukli się na śmierć i życie, ale mieli czas, aby pogadać. Wprawdzie nigdy nie walczyłem z Jokerem czy Kapitanem Chłodem (zawsze bawi mnie ten pseudonim), więc nie powinienem wypowiadać się na ten temat, jednak jestem przekonany, że byłbym zajęty krzyczeniem „A masz!” lub „AŁA!”, aniżeli tłumaczeniem, jak działa moja broń.

Zielony pierścień z odpustu

Istotną kwestią historii jest ukazanie, kto tak naprawdę zasługuje na miano bohatera. Siła wyższa już na samym wstępie mówi wprost: nie trzeba mieć peleryny, aby ratować ludzkie życie. Strażak, policjant czy lekarz zasługują na podziw i uznanie. Wystarczy tylko być człowiekiem, aby mieć na koncie mnóstwo heroicznych czynów. Niestety mieszkańcy Ziemi przywykli do nie lada wyczynów, takich jak powstrzymanie inwazji obcych, przebicie się do jądra planety czy też wrzucenie mentosów do coli. Będąc kompletnie zwykłym, można zaliczać się do wyjątkowych.

Oprócz przemyślanych (w większości) dialogów postaci, na uwagę zasługują też dymki z wypowiedziami lektora. Buduje to klimat, opowiada historię, a także dopowiada ciekawe informacje. Doug Moench naprawdę zasłużył na gromkie brawa, gdyż przysłużył się do powstania wciągającej lektury za jedyne 41,99 złotych. Natomiast prace Dave’a Rossa wpadają w oko, choć czuć w nich lekki retro klimat, co niektórych może zniechęcić, jednak podkreśliłbym słowo „lekki”, bo nawet jak ktoś nie jest fanem oldschoolu, to i tak powinien dać szansę Sile wyższej.

W wydaniu znalazła się także historia pod tytułem Sprawa skradzionych supermocy z 1960 roku, którą warto przeczytać, aby sprawdzić jakie pomysły mieli niegdyś twórcy. Kreska, teksty, jak i wydarzenia są, jednym słowem, przaśne i całość czyta się z uśmiechem na ustach. To po prostu smaczek dla fanów historii obrazkowych.

Siła wyższa, to wciągającą opowieść, niebazująca jedynie na mordobitce i dobrze dawkująca emocjonujące wydarzenia. Rzecz jasna, jest tu sporo walk, bo superherosi bez bitew są jak Pudzian bez mięśni ­– to będzie wyglądać fatalnie. Jednak scenarzysta położył spory nacisk na psychikę postaci i zaserwował czytelnikom wycieczkę po każdym sposobie radzenia sobie z porażką. Zdecydowanie lekturę można polecić każdemu, kto oczekuje od komiksu nie tylko rozrywki.

Upadek bogów. „Siła wyższa” – recenzja komiksu

 

Tytuł: Amerykańska Liga Sprawiedliwości JLA: Siła wyższa

Autor: Dave Ross, Doug Moench

Wydawnictwo: Eaglemoss Polska

ISBN: 9788365725868

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Jeśli uważasz, że superbohaterszczyzna nie polega tylko na napinaniu mięśni i prześciganiu się, kto ma bielsze zęby, to Siła wyższa będzie dla ciebie tym, czym jest słowo „Marta” dla Batmana: wzbudzi twoją ciekawość. Skundlenie, zwątpienie, odrętwienie, zalesienie, apatycznienie – taka sytuacja.
Artur Sobala
Artur Sobala
Miłośnik dwuznaczności, cytatów, patosu i śmieszkowania. Eskapizm i fantastyka świetnie się uzupełniają, tworząc światy, w których doskonale się czuje. Ma więcej pomysłów, niż zapału, by je zrealizować. Zmienia zdanie częściej niż Kylo Ren.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Jeśli uważasz, że superbohaterszczyzna nie polega tylko na napinaniu mięśni i prześciganiu się, kto ma bielsze zęby, to Siła wyższa będzie dla ciebie tym, czym jest słowo „Marta” dla Batmana: wzbudzi twoją ciekawość. Skundlenie, zwątpienie, odrętwienie, zalesienie, apatycznienie – taka sytuacja.Upadek bogów. „Siła wyższa” – recenzja komiksu