Trzy pogrzeby i (prawie) wesele… „Miłość jest wszystkim” – recenzja filmu

-

Corocznie w bożonarodzeniowym okresie polscy twórcy serwują widzom świąteczną komedię, częściej komediodramat niż film romantyczny. W ostatnich latach były to przede wszystkim kolejne części Listów do M. – tu wielka szkoda, że po znakomitej „jedynce” kontynuacja okazała się niemal wierną kopią pierwotnego scenariusza („trójka” z tej tendencji na szczęście się wyłamała). Nadeszła pora na coś nowego… Ale nie całkiem, jak podczas seansu się okazało.
Dramatycznie

O tym, że Miłość jest wszystkim nie osiągnie takich wyników oglądalności jak Listy do M., przekonałam się już po tym, jak okazało się, że na sali poza mną nikogo nie było. Choć małą frekwencję można by uzasadnić południową godziną seansu, wierzcie mi, że widzów na równoległych seansach nie brakowało. Optymizmem nie napawają również mocno przeciętne oceny w serwisach filmowych. Czy rzeczywiście jest tak tragicznie?

Trzy pogrzeby i (prawie) wesele… „Miłość jest wszystkim” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Miłość jest wszystkim”

Miłość jest wszystkim, podobnie jak Listy do M., przedstawia zazębiające się losy kilku bohaterów.  Są dramaty rodzinne, jak rozwód, strata pracy czy śmierć rodzica. Są też mikrotragedie natury miłosnej – każdy chce kochać i być kochanym, choć nie zawsze ma odwagę do tego sięprzyznać. Tak więc pojawiają się rozstania i ucieczki sprzed ołtarza, skoki w bok i podejrzenia o zdradę czy spontaniczne akty namiętności, po których oczekuje się zobowiązujących deklaracji. Wszystkie możliwe wątki, jakie uobecniają się w romantycznych i melodramatycznych opowieściach.

Świątecznie

Szukając dalszych podobieństw do Listów do M., należy wspomnieć o postaci św. Mikołaja, który w tegorocznej produkcji pełni najważniejszą funkcję. Podobnie jak bohaterowi Listów do M., tak i temu Mikołajowi nie dopisuje szczęście – pierwszy jego filmowy odtwórca umiera na zawał serca, a drugim jest przypadkowy mężczyzna, który właśnie przyjechał z Finlandii. Wrobiony przyjezdny w niespodziewaną rolę nie odnajduje się jako poczciwy, siwobrody staruch dobrotliwie głaszczący grzeczne dzieci. Mimo to szybko staje się bohaterem, gdy podczas świątecznego miejskiego spektaklu ratuje tonącą dziewczynkę, później jednak miast cieszyć się tymczasową sławą, co zawdzięcza telewizyjnej emisji zdarzenia, korzysta z każdej możliwości ucieczki z tej komercyjnej błazenady. Gdy powraca na łamy telewizyjnego ekranu – co udaje się osiągnąć tylko dzięki obietnicy atrakcyjnego zarobku bez skrupułów podważa popularne mity o życiu świętego, a demaskując mikołajowe przebieranki, ostatecznie łamie dzieciom serca. Ku zaskoczeniu pracowników telewizji, jak i samego „aktora” – jego kontrowersyjne wypowiedzi zwiększają oglądalność, dzięki czemu staje się pożądanym bohaterem programów.

Nie jest to święty Mikołaj, który zachęca ludzi do bycia lepszymi. Choć w jego krytycznych wypowiedziach kryje się wiele refleksyjnych uwag o relacjach międzyludzkich i pustce naszych świątecznych gestów, on sam tak naprawdę potrzebuje nawrócenia, dobrego słowa i nadziei na odmianę jego losu, którym tak niefortunnie niegdyś pokierował. Losu mającego niemały wpływ na życie i decyzje innych filmowych postaci.

Trzy pogrzeby i (prawie) wesele… „Miłość jest wszystkim” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Miłość jest wszystkim”
Magicznie?

Tej produkcji można zarzucić niemal wszystko, co się zarzuca większości polskim komediom. Po pierwsze – jest mało zabawna. Po drugie – scenariusz znowu przekombinowany, a wątki poplątane, mają również nieprawdopodobne rozwinięcia i stanowią one raczej efekt: „a co było, jakbyśmy wrzucili jeszcze to?”. Chociaż podziwiam, że mimo chaosu całość trzyma się kupy i ogólnie wiadomo, kto jest kim i o co mniej więcej tu chodzi, to nie da się ukryć, że nie są to odkrywcze, oryginalne i najsensowniejsze rozwiązania fabularne. Ucieczka z własnego ślubu, by dopilnować ceremonii pogrzebowej we własnym zakładzie, jest może przykładem niekonwencjonalnego przedstawienia ogranego motywu, ale nie budzi ono uznaniowego uśmiechu, lecz raczej pytanie, „po co to?”. Temat śmierci w Miłość jest wszystkim pojawia się na równi z miłością. To z jednej strony mogłoby realizować opowieść osnutą na przeciwnych emocjach. Wszak określenie„wzrusza i bawi” jest pewnym komplementem dla recenzowanego tytułu, niestety do tej produkcji ono nie do końca pasuje. Mam wrażenie, że zestawianie uczuć miłosnych z motywem śmierci, który zazwyczaj jest tu groteskowo pokazany, zaburza harmonię filmu. Nie wiadomo, czy mamy emocjonalnie zaangażować się w losy bohaterów, wczuwać się w ich sytuację, czy jednak odbierać historię jako świadomie zakreśloną farsę i w związku z tym zachowywać wobec niej odpowiedni dystans.

Miłość jest wszystkim nie jest filmem udanym, niemniej jednak oglądałam go z prawdziwą przyjemnością. Udzieliła mi się świąteczna atmosfera i zachwyciła mnie kolorowo-śnieżna sceneria jednego z piękniejszych miast w Polsce – Gdańska. Z pewnym zainteresowaniem śledziłam losy bohaterów, choć w większości przypadków wiedziałam, jak one się skończą (w przypadku, gdy nie przewidziałam fabularnych rozwiązań, okazywały się one tak absurdalne, że przekraczały granice mojej wyobraźni). Ta filmowa opowieść jest jak pięknie zapakowane pudełko prezentowe. Wygląda atrakcyjnie, chce się poznać jego zawartość, dopiero później okazuje się , że ono jest puste.

Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy

Trzy pogrzeby i (prawie) wesele… „Miłość jest wszystkim” – recenzja filmu

 

Trzy pogrzeby i (prawie) wesele… „Miłość jest wszystkim” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Miłość jest wszystkim

Reżyseria: Michał Kwieciński

Rok powstania: 2018

Czas trwania: 130 min.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu