To płynie we krwi. „Ocean’s 8” – recenzja filmu

-

Jaki jest najstarszy zawód świata? Wbrew pozorom nie okazuje się nim sprzedawanie swoich wdzięków tylko… No właśnie, co? Zastanówmy się przez chwilę nad ty, co zrobiła Ewa w Raju. Wiem, wiem, wiele rzeczy, ale to za jedną z nich została surowo ukarana. Ciepło. Cieplej. Tak! Właśnie, UKRADŁA jabłko, czego nie powinna zrobić. Idąc tym tropem, można więc śmiało stwierdzić, że najstarszym zawodem świata jest właśnie złodziej.

Nie myślcie jednak, że kradzież dobra bliźniego swego to bułka z masłem. Oczywiście znajdzie się wielu rabusiów, którzy zabierają, co popadnie, wyrywają staruszkom torebki czy wyciągają portfele z kieszeni. W tych metodach nie ma żadnej finezji, tacy złodzieje to po prostu rzeźnicy – tną, co im się pod rękę nawinie. A przecież ten fach wymaga sprytu, umiejętności planowania, szerszego spojrzenia na różne sprawy i przede wszystkim zdolności zachowania zimnej krwi.

Urodziła się, by kraść

Ze smykałką do wykonywania tego „zawodu” trzeba się po prostu urodzić. Mieć to we krwi. Nie wszyscy nadają się na złodzieja, przynajmniej gdy mowa o kimś więcej niż ulicznym przestępcy. Okradanie innych to sztuka, nie każdy może być wirtuozem, jeśli chodzi o zagarnianie nieswoich dóbr, tak jak nie każdy osiągnie mistrzostwo w grze na skrzypcach.

Debbie Ocean dokładnie wie, że bycie złodziejem to dar. Ona akurat odziedziczyła go po swoich przodkach, prawie każdy w jej rodzinie pałał się tym zajęciem. Niebezpiecznym? Owszem. Ryzykownym? Jak najbardziej. Ale jakże rentownym i dającym uczucie spełnienia.

To płynie we krwi. „Ocean’s 8” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Ocean’s 8” Warner Bros Entertainment/ Serwis Galapagos

Po pięciu latach pobytu w więzieniu, Debbie opuszcza mury tej instytucji, by wkroczyć na drogę sprawiedliwości i uczciwości… No dobrze, nie ma zamiaru próżnować, już sobie upatrzyła kolejny cel ataku, a będzie nim piękny, wysadzany diamentami naszyjnik, ważący trzy kilogramy. Tak, trzy kilogramy diamentów to sporo, więc nie dziwota, że bohaterka połasiła się na to świecidełko. Jedynym problemem jest zebranie grupy, koniecznie składającej się z samych kobiet, mężczyznom nie można bowiem ufać, ale w tej materii wesprze ją Lou – koleżanka, z jaką niejeden przekręt się robiło.

Teraz wystarczy tylko zaznajomić drużynę z planem, zdobyć wszelkie potrzebne informacje o naszyjniku, sprawić, by opuścił pilnie strzeżony sejf kilka metrów pod ziemią i voilà. Reszta powinna pójść już z górki. A przynajmniej tak zakładają protagonistki. My, widzowie, wiemy, że po drodze coś musi pójść nie w tym kierunku co trzeba.

Babki z charakterkami

Babska wersja Ocean’s Eleven nie mogła się nie udać. Nie, gdy spojrzy się na doborową obsadę produkcji. Sandra Bullock nie raz, nie dwa udowodniła, że potrafi grać – komedie nie stanowią dla niej wyzwania, ale w ambitniejszych obrazach także pokazuje, na co ją stać; Cate Blanchett to kobieta kameleon, żadna rola jej niestraszna; Anne Hathaway także odnajdzie się zarówno w filmie humorystycznym, jak i poważniejszym; Helena Bonham Carter… Tutaj chyba nie trzeba nikogo przekonywać do jej umiejętności. Także Sarah Paulson czy Mindy Kaling nie są nowe w tym zawodzie, obie wiedzą, z czym się je ten aktorski chleb.

Jedyne wątpliwości mogła budzić Rihanna, której występów na dużym ekranie, chyba że były to relacje z koncertów, nie można uznać za udane. Battleship: Bitwa o Ziemię to przykład tego, jak nie grać. Na szczęście tym razem piosenkarka sobie poradziła, udźwignęła powierzoną jej rolę i pokazała, że potrafi sprawdzić się i na aktorskim poletku.

To płynie we krwi. „Ocean’s 8” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Ocean’s 8” Warner Bros Entertainment/ Serwis Galapagos

Tak, Ocean’s 8 to film, który zachwyca grą, bohaterki są niesamowite, każda inna, każda ma swojego własnego bzika, a widz z fascynacją śledzi ich perypetie. Tworzenie planu, egzekwowanie go, mistrzowskie sceny, gdzie protagonistki wcielają swoje wizje w życie. Jest intensywnie, zabawnie i przede wszystkim intrygująco.

Jasne, można się doszukiwać kilku mało realnych rozwiązań, ale spójrzmy prawdzie w oczy – ten film ma nam dostarczyć najczystszej dawki rozrywki. I dokładnie to robi. Przez dwie godziny obserwujemy zmagania bohaterek, a przecież kradzież jednego z najpilniej strzeżonych i najbardziej wartościowych (tylko sto pięćdziesiąt milionów dolarów) świecidełek nie należy do najprostszych.

Wszystko musi być idealnie dopracowane, działać jak w najlepszym szwajcarskim zegarku, bo inaczej – ręce w rozkroku, nogi do góry… A nie, to nie tak miało być… Bo inaczej pojawią się stróże prawa i każą przywdziać pomarańczowy uniform, a przecież nie każdej kobiecie do twarzy w tym kolorze, zrobić jakieś dziwne zdjęcie, bez filtrów, i jeszcze spędzić kilka dobrych lat w małej celi, z nieznaną współlokatorką.

To płynie we krwi. „Ocean’s 8” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Ocean’s 8” Warner Bros Entertainment/ Serwis Galapagos

Pod względem rozrywkowym i humorystycznym Ocean’s 8, mówiąc kolokwialnie, daje radę. Choć te dwa słowa nie oddają w pełni tego, co film robi z widzem. A robi wiele – śmieszy, serwuje minizawały, przyprawia o szybsze bicie serca i jeszcze urzeka grą aktorską. Do tego trzeba dodać wpadającą w ucho ścieżkę dźwiękową i… stroje. Suknie bohaterek, te kosztowności, obok których przemykają, chciałoby się mieć je wszystkie!

Jeśli więc nie boicie się kobiet z charakterkiem, pokazywania girl power i szalonych pomysłów, ta produkcja na pewno przypadnie wam do gustu. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby powstała jej kontynuacja. A może kiedyś przyjdzie nam obejrzeć starcie damskiej drużyny z męską? Kilka cameo już było, więc czas na coś poważniejszego.

To płynie we krwi. „Ocean’s 8” – recenzja filmu
Warner Bros Entertainment/ Serwis Galapagos plakat promujący film „Ocena’s 8”

 

 

Tytuł oryginalny: Ocean’s 8

Reżyseria: Gary Ross

Rok powstania: 2018

Czas trwania: 2 godziny 5 minut

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

2 komentarzy

Popularne w tym tygodniu