Jest postęp! Od mojej ostatniej recenzji przygód Alcatraza udało mi się przemóc i kupić kilka innych książek Sandersona. Teraz leżą na półce i czekają na moment, gdy będę miała czas i siły, by się z nimi zmierzyć. Zanim jednak do tego dojdzie, warto doczytać do końca serię, którą rozpoczęłam swoją przygodę z prozą tego autora. Zatem jakich wrażeń dostarczył mi ostatni tom cyklu o bohaterze z niesamowitym talentem do psucia wszystkiego?
Mam nadzieję, że nie czytacie tej recenzji bez zapoznania się z poprzednimi książkami z serii, w końcu byłoby to odrobinę nielogiczne, prawda? Nie ma sensu psuć sobie przyjemności z lektury i to tylko po to, by wcześniej poznać opinię o zakończeniu cyklu? W tym momencie gorąco proszę was, żebyście wstrzymali rydwan swojej ciekawości i nie zajechali nim za daleko – wróćcie do tego tekstu za kilka dni (ewentualnie tygodni, ale nie później!), gdy nadrobicie nieznajomość fabuły. Możemy się tak umówić? Super! Niezwykle mnie to cieszy! Sanderson (czy może raczej Alcatraz ukrywający się za tym pseudonimem) zapewne również się uraduje, ponieważ średnio przepada za zerkaniem na koniec książek
Mam ten talent?!
Wróćmy zatem do tego, co działo się w poprzednich tomach – naszemu bohaterowi i jego rodzinie udało się pokonać armię Bibliotekarzy, która najechała Mokię. Niestety, wygrana bitwa nie oznacza automatycznego zwycięstwa w całej wojnie, więc to nie koniec zmagań. Tym bardziej, że Bastylia i część obrońców królestwa leżą pogrążeni w tajemniczej śpiączce. Jakby tego było mało, Alcatraz Smedry jakimś cudem zepsuł talenty swoich krewnych, zaś plany jego ojca (te, w których każdy człowiek otrzymuje specjalną umiejętność, a on sam staje się bożyszczem tłumów) mogą spowodować koniec znanego nam świata i zaprowadzić chaos na niespotykaną dotąd skalę. Wszystko wskazuje na to, że nastolatek musi przedostać się do samego centrum bibliotekarskiego imperium.
Wielkoteka – zwana przez Ciszlandczyków Biblioteką Kongresu – skrywa informacje obiecujące rozwiązanie wielu zagadek: ojciec Alcatraza spodziewa się odkryć tu tajemnice talentów, Incarny oraz sposób na to, jak obdarzyć umiejętnościami każdego; nastolatek zaś pragnie powstrzymać tatę przed realizacją tychh planów i znaleźć lekarstwo na śpiączkę, w której znajduje się Bastylia oraz wojownicy Mokki. Tym razem jednak nasz bohater (oraz jego nieco szalona i lekkomyślna rodzina) muszą stawić czoło śmiertelnie niebezpiecznemu zadaniu bez pomocy swoich talentów. Sprawy nie ułatwi również fakt, że młody Smedry – zupełnie przypadkiem – poinformował o swoich zamiarach wszystkich, łącznie z Bibliotekarzami. Siłą rzeczy cały efekt zaskoczenia biorą diabli. Czy naszym bohaterom uda się ujść z życiem?
Zaczynają się kłopoty?
Mogłoby się wydawać, że skoro cała intryga ciągnie się przez cztery tomy, zaś w ich trakcie co rusz pojawiają się nowe (często wiele zmieniające) informacje, to rozwiązanie jej na niespełna trzystu stronach okaże się nieco… pobieżne, prawda? Nic bardziej mylnego! W poprzednich powieściach Alcatraz (kryjący się pod nazwiskiem Sanderson) sukcesywnie dzieli się z nami wiedzą, którą sam zdobył, nie ukrywając żadnych istotnych szczegółów (nawet jeśli czasem były dla niego niezbyt pochlebne). Zasadniczo to wyłącznie od czytelnika zależy (głównie od tego czy poświęcał lekturze odpowiednio dużo uwagi) czy złoży wszystkie fragmenty układanki i ujrzy wyłaniający się wzór, odgadując zagadkę szybciej niż bohaterowie.
Tempo opowieści również się nie zmieniło – autor wciąż nie zajmuje się wprowadzaniem w akcje, nadmiernym rozwodzeniem się nad przeszłymi wydarzeniami czy tłumaczeniem zawiłości. Jeśli jednak w trakcie lektury wcześniejszych tomów swobodnie nadążaliście za tokiem wydarzeń, to i tym razem nie powinniście mieć z tym trudności. Sanderson (czy też Alcatraz) utrzymuje niezwykle równy poziom swojej twórczości (przynajmniej w tym cyklu), zatem i ten tom nie rozczarowuje. Z drugiej strony okazuje się o wiele bardziej mroczny od wcześniejszych części serii – przygotujecie się na to, że rozpraszające wstawki autora będą znacznie bardziej refleksyjne, a sam ton opowieści o wiele bardziej poważny.
Nie o taki koniec nic nie robiłam!
Alcatraz dorasta – bierze na siebie odpowiedzialność za losy całego świata, podejmuje niezwykle trudne decyzje i mierzy się z zagrożeniem, o którym nawet mu się nie śniło. Jednocześnie jest dla siebie niezwykle surowym sędzią, wciąż uważając się za tchórza, niegodnego sławy oraz uznania za czyny, które mu przypisują. Również czytelnik – raz czy dwa – niewątpliwie zgodzą się z tą oceną, ponieważ chłopak ma swoje wady, lęki i niepewności. Nie zapominajmy jednak o tym, że główny bohater ma raptem trzynaście (no, może już czternaście) lat, dość trudną przeszłość oraz naprawdę pogmatwane relacje z niecodzienną rodziną. To wszystko nie ułatwia mu zadania.
Nie będę ukrywać, że nie takiego zakończenia się spodziewałam. Jesteście ciekawi? Nie powiem wam, nawet sobie nie myślcie! Zdradzę jedynie tyle, że zamknięcie fabuły sugeruje, że pewnego dnia powstanie albo kolejny tom, albo inna seria, opisująca dalsze losy bohaterów. To odrobinę zbija z tropu, ponieważ – zgodnie z informacjami prasowymi – „to już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść”[1], że pozwolę sobie zacytować jedną z moich ulubionych piosenek polskiej sceny muzycznej. Nie sądźcie jednak, że jestem rozczarowana! Skąd! Wciąż niezwykle mocno polecam nie tylko serię, ale też jej ostatni tom (po przeczytaniu wszystkich wcześniejszych oczywiście).
Tytuł: Alcatraz kontra bibliotekarze. Tom 5. Mroczny talent
Autor: Brandon Sanderson
Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 280
ISBN: 978-83-7966-044-5
[1] Elektryczne Gitary, To już jest koniec