Świat w rozsypce. „Tryjon” – recenzja książki

-

Przyznam od razu – gdyby nie to, że Tryjon Melissy Darwood przypadł mi do recenzji, nie sięgnęłabym po tę książkę. Głównie przez zamieszczonego na okładce blurba, który zapowiada kolejną opowiastkę o nastoletniej miłości w fantastycznych realiach. I choć nie miałabym pojęcia, co mnie ominęło, życie toczyłoby się dalej, ale ta dzisiejsza ja wie, że to byłby błąd.
Ciemność i rozpacz

Gdy Mila budzi się w kamiennej, surowej i zatęchłej celi, nie ma pojęcia, jakim cudem się w niej znalazła. Niestety takie niespodziewane przebudzenia powiązane z utratą pamięci to dla bohaterki nic nowego – dziewczyna całe życie zmaga się z podobnymi epizodami. Kiedy w jej więzieniu pojawia się budzący lęk Zachary, ogarnia ją przemożne pragnienie zniknięcia, zapadnięcia się w siebie, odszukania poczucia bezpieczeństwa. Obcy oznajmia Mili, że… umarła i za popełnione za życia morderstwo trafiła do Tryjonu, gdzie zostanie osądzona. Aby nie spotkał jej los Samotnicy, niemogącego się poruszać, ale świadomego posągu, musi przyznać się do winy i okazać szczerą skruchę, wówczas trafi na Wyspę Nawróconych. Tylko jest jeden problem –  Mila nikogo nie zabiła.

Jest dobrze

Tryjon to powieść dobra, nie idealna, wspaniała, fascynująca, a po prostu dobra. Przemyślana, solidnie skonstruowana, łącząca tak elementy fantastyczne, przenosząc gros akcji do zaświatów i unikając przy tym popadania w eksploatowane przez popkulturę chrześcijaństwo, jak i romansowe. Przedstawione w książce zaświaty są niestandardowe – podzielone na trzy Wyspy (Potępionych, Nawróconych oraz Zbawionych), z olbrzymem Arbitrem dokonującym oceny morderców oraz tajemniczym Solnarem oceniającym ich prawdomówność. Zwłaszcza Wyspa Nawróconych zastanawia – z jednej strony jest pusta, błoga, umożliwia odpoczynek, ale jednocześnie Tryjończycy się nie męczą, nie odczuwają potrzeb fizjologicznych, a picie i jedzenie wywołuje dość gwałtowne, nieprzyjemne reakcje. Wszystko to sprawia, że dość szybko zaczyna doskwierać im ten stan niejakiej stagnacji. Jednocześnie to również Wyspa zamieszkana przez kanibali. To dość ciekawa cecha Tryjonu – z jednej strony jest powieścią kierowaną raczej do młodszych odbiorców, trochę bajkową, senną, oniryczną, a z drugiej jej główny temat, poszczególne wydarzenia oraz historie bohaterów sprzed śmierci są zaskakująco gwałtowne i brutalne. Darwood nie zapomniała, że opisuje postaci skruszonych  morderców.

Na dodatek wyraźnie widać, że autorka przygotowała się do przedstawienia niezwykle złożonego stanu psychicznego jej głównej bohaterki. Ta ostatnia kwestia najczęściej kuleje w podobnych opowieściach, jakby coś gdzieś dzwoniło, ale nie było wiadomo, w którym kościele, więc autorzy zalepiają dziury własnymi, niepopartymi faktyczną wiedzą wyobrażeniami. Mila, co zostaje zresztą dość szybko ujawnione w powieści, ma osobowość wieloraką, której istnienia nie jest do końca świadoma – to dlatego ma uczucie, że traci wspomnienia, z tego powodu nagle budzi się w dziwnych miejscach, nie wiedząc, jak się w nich znalazła ani z czemu. Dużym plusem okazuje się to, że autorka przedstawiła to zaburzenie całkiem porządnie, a także konsekwentnie je nam przedstawiała, przypisując każdą z osobowości do konkretnych problemów, które je zrodziły.

Ale nie doskonale

Przy tym wszystkim Tryjon nie jest żadną miarą powieścią perfekcyjną. Znajdziemy w niej bowiem kilka irytujących i stereotypowych rozwiązań fabularnych, zwłaszcza w kwestii wątku romantycznego, bo, a jakże, on się pojawia i sam w sobie jest całkiem niezły, ale także sztampowy. Narrację poprowadzono dość niekonsekwentnie – ta bez żadnego zaznaczenia zmiany przeskakuje pomiędzy punktem widzenia Mili i Zacharego, z okazjonalnie dochodzącym do głosu narratorem wszechwiedzącym. To tworzy poczucie lekkiego bałaganu, choć, nad czym ubolewam, nie jest wcale dla Tryjonu wyłączne. Bohaterowie nie będący protagonistami posiadają zazwyczaj jedną cechę osobowości, nieraz również niezwykle stereotypową – dotyczy to zwłaszcza pojawiającej się od czasu do czasu matki dziewczyny. A także, choć jest szansa, że irytuje to jedynie mnie, nadmiernego wyidealizowania wyglądu protagonistów – znowu dostajemy ją delikatną oraz ładną, a jego umięśnionego i nieco surowego w wyglądzie.

Czas mierzony oddechem

Kończąc Tryjon, nie byłam zadowolona – mam wielkie pretensje do autorki o finał tej książki. Nie dlatego, że jest zły, och nie,  idealnie pasuje do całej tej powieści, naturalnie z niej wynika i oddaje jej ogólny przekaz. Po prostu, podobnie jak poprzednie opisane wydarzenia, niekoniecznie okazuje się być dla bohaterów takim, jakim oni sami by pragnęli. Darwood nie jest łaskawą autorką, ale zdecydowanie piszącą ciekawie i oryginalnie. Wciąż brakuje nam takich powieści spod pióra polskiej autorki, trochę nieokreślonych i naiwnych, a jednocześnie zaskakująco dosadnych i okrutnych.

Świat w rozsypce. „Tryjon” – recenzja książki

 

 

Tytuł: Tryjon

Autor: Melissa Darwood

Wydawnictwo: Kobiece

Ilość stron: 320

ISBN: 978-83-81291-156

Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

4 komentarzy

Popularne w tym tygodniu