Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Bogobójczyni do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Jaguar.
Na okładce Bogobójczyni, pierwszego tomu debiutanckiej serii Hannah Kaner, polski wydawca umieścił adnotację: „[…] idealny dla fanów Wiedźmina”. Idealnie na pewno nie jest, mało która osoba autorska przy pracy nad pierwszą książką unika błędów, a z polecanką dla fanów powieści Andrzeja Sapkowskiego lepiej uważać – nie do końca jest to porównanie przesadzone, ale również nie wszystkie fanki i wszyscy fani Geralta z Rivii odnajdą się w tym świecie.
Przedziwna ścieżka wojenna
W świecie, w którym poznajemy czwórkę głównych bohaterów, bogowie nie są jedynie ukształtowanymi przez zbiorową, ludzką wyobraźnię napędzaną lękiem bądź wdzięcznością wizerunkami, mającymi przynosić ukojenie, pociechę czy poczucie celu. Tutaj dzięki ofiarom oraz oddaniu wiernych stają się istotnymi, kształtującymi rzeczywistość, politykę oraz kulturę siłami. Można ich spotkać, zawrzeć z nimi układ, a także – ich zabić, jeśli tylko wie się jak.
Kissen, główna bohaterka, pracuje jako veiga, tytułowa bogobójczyni. Gdy była jeszcze nastolatką, stała się ofiarą ambicji jednej z bogiń ognia i wojny, Hseth, podsycającej nienawiść do wyznawców kogokolwiek innego, doprowadziła do śmierci rodziny protagonistki, czczącej Osidisena, opiekuna mórz. Tego samego, któremu zawdzięcza swoje przetrwanie. Veigi pracują w królestwie Middrenu, by na rozkaz króla tępić wszelkich wciąż pojawiających się bogów – tam po jednym ze zleceń poznaje pochodzącą z wielkiego rodu Inarę, ukrywaną przez matkę w wielkiej posiadłości i Skediceth, niewielkiego, związanego z tajemniczym dzieckiem bożka małych kłamstewek. Gdy dom dziewczynki zostaje zrównany z ziemią, Kissen zabiera ze sobą tę przedziwną parę, aby na spokojnie zastanowić się co dalej. Nieco później ich drogi krzyżują się z Elogastem, bliskim przyjacielem króla Middrenu, który wyruszył na niezwykle ważną misję. Choć jeszcze tego nie wiedzą – tylko razem zdołają osiągnąć swoje cele.
Raczej schematycznie, ale tragedii nie ma
Przedstawiona w pierwszym rozdziale Bogobójczyni Kissen od razu przywodzi nam na myśl Ciri – gdyby Andrzej Sapkowski chciał napisać powieść mniej ambitną (i nie z takim rozmachem polityczno-społecznym) z pogranicza young i new adult, otrzymalibyśmy bohaterkę podobną do Kissen. Pewną siebie, zdolną wojowniczkę, prześladowaną przez koszmary ze swojej przeszłości, idącą przez życie z uniesioną głową, wbrew przeznaczeniu oraz z narzuconym jej darem/przekleństwem przez bóstwo, którego się wyparła. To podobieństwo nie jest niczym złym, tak długo, jak będziemy pamiętać, że Kaner nie kopiuje Wiedźmina, a tworzy opowieść we własnym świecie oraz na własnych.
Sama fabuła Bogobójczyni nie należy do skomplikowanych – realizuje raczej już utrwalony schemat historii, w której czwórka wcześniej nieznanych sobie osób przez zrządzenie losu zaczyna ze sobą współpracować, z każdym kolejnym wyzwaniem wytwarzają się między nimi różnego rodzaju, zupełnie niespodziewane dla wszystkich więzi. Muszą wykonać swoje zadanie, jakie doprowadzi ich do rozwiązania największego sekretu tego tomu. Zanim wszyscy się spotkają, musimy się jednak nieco naczekać – naprzemienna narracja pozwala nam wprawdzie lepiej zrozumieć motywacje bohaterów oraz podejmowane przez nich decyzje, w konsekwencji jednak odsuwa w czasie moment zejścia się ich dróg i właściwej akcji. Sprawia to, że – niestety – Bogobójczyni w pewnym momencie staje się po prostu nudna. Ciągle czekamy bowiem, aby wreszcie wszystkie elementy układanki znalazły się na stole i coś zaczęło się dziać. Żeby już znany nam problem przestał być jedynie niewiadomą. Autorka wydziela nam informacje dość skąpo, co potencjalnie spotęguje poczucie frustracji. Ten brak dynamiki dla niektórych może okazać się nie do przeskoczenia, inni, znęceni przynętą tajemnicy świata przedstawionego, ewentualnie zmarszczą nos i będą czytać dalej.
Niezależnie od mankamentów Bogobójczyni jeden z jej elementów ponad wszelką wątpliwość zasługuje na uwagę: potraktowanie bogów jak pełnoprawnych bohaterów powieści – nie tyle czuwających nad swoimi wybrańcami, co aktywnie biorących udział w wydarzeniach, stających do walki, pociągających za sznurki. Podobnie jak miało to miejsce niegdyś w mitologiach. Wprowadzenie takich postaci – pochodzących z wierzeń, władających mocami przekraczającymi ludzkie możliwości – nie jest łatwe, dodanie tak potężnych istot sprawia, że trudno przeciwstawić im bohaterów, jeśli ich zdolności nie będą proporcjonalnie zwiększone względem zagrożenia. Kaner udało się wykreować bogów, którzy posiadają nieprzeciętne moce, ale nie są niezniszczalni. Pytanie, jak ich wątek rozwinie się w drugiej części.
Lektura dla relaksu
Bogobójczyni nie jest historią ani bardzo złożoną, ani skomplikowaną, ale za to sprawnie realizującą schemat powieści fantasy. Na pewno przypadnie do gustu tym, którzy dopiero zaczęli przygodę z tym gatunkiem, oferując im opowieść z ciekawymi bohaterami oraz zdumiewającym światem pełnym bogów. Dla bardziej doświadczonych czytelników i czytelniczek może zapewnić chwilę wytchnienia w gorsze dni, dla wielu okaże się jednak zbyt prosta w swojej fabularnej konstrukcji. Najlepiej sprawdzić na własnej skórze.
Autor: Hannah Kaner
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 368