Powieść antywojenna dla koneserów. „Rzeźnia numer pięć” – recenzja książki

-

Pojęcie sztuki i literatury w XX wieku uległo całkowitemu przedefiniowaniu. Nie są już one wyłącznie odbiciem inspiracji autora czy wiernym odwzorowaniem rzeczywistości. Zakładają aktywny udział adresata w procesie twórczym: widza, słuchacza, czytelnika. Odbiorca, poprzez swoją interpretację, własne doświadczenia i odczucia wzbogaca dzieło, wpływając na jego ostateczny kształt. W ten sposób staje się ono bardziej duchowym niż namacalnym przeżyciem, subiektywnym tworem: obrazem, rzeźbą, powieścią.

Miarą wielkości autora, w tym wypadku powieściopisarza, jest umiejętność zmuszenia czytelnika do świadomego poznawania dzieła, refleksji, tworzenia własnych interpretacji. Lektura staję się trudniejsza, ale o wiele bardziej pasjonująca i ciekawa. Powieść, od początku XX wieku, szuka swojej drogi rozwoju wielotorowo: zarówno poprzez wzbogacanie tematyki, nowe formy powieściowe, jak i przez zabiegi formalne. Dla świadomego czytelnika sposób prowadzenia narracji, wprowadzania i charakteryzowania postaci, chronologia zdarzeń są równie istotne, co fabuła. I właśnie aspekt formalny twórczości literackiej jest dla współczesnych powieściopisarzy prawdziwą kopalnią pomysłów, polem ciekawych mniej lub bardziej udanych doświadczeń i eksperymentów.

Powieść pełna różnych stylów

Nie inaczej dzieje się w książce Kurta Vonneguta Rzeźnia numer pięć. Historia z pogranicza fantastyki, autobiografii i dokumentu jest uznawana za wiodącą w światowej literaturze pozycję o wydźwięku antywojennym. W powieści przeplatają się dwa luźno splecione wątki: nawiązanie do postaci autora i jego przyjaciela, Bernarda O’Hare’a, oraz opowieść o życiu Billa Pilgrima, optyka z Ilium w stanie Nowy York, żołnierza, jeńca wojennego, świadka bombardowania Drezna i zniszczeń dokonanych przez amerykańskie lotnictwo w tym mieście.

Pilgrim, przeciętny Amerykanin obdarzony przeciętnym intelektem, przeciętną wrażliwością i ponadprzeciętną fantazją, jest uosobieniem destrukcji, jaka dokonuje się w psychice uczestników i świadków wojennych okrucieństw. Po powrocie do kraju, leczony na oddziale dla nerwowo chorych w szpitalu, mężczyzna styka się z literaturą fantastycznonaukową autorstwa Kilgora Trouta, trzeciorzędnego pisarzyny, którego dzieła wywierają przemożny wpływ na osobowość postaci. Od tej pory to, co prawdziwe będzie w umyśle bohatera coraz bardziej zastępowane przez uniwersum fantazji, a wymyślona planeta, Tralfamadoria, i jej mieszkańcy, pozwolą mu odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania i problemy. Szaleństwo pogłębia się, tworząc paranoidalną atmosferę absurdu i dystansu do realnego świata, połączoną z jego bezmyślną pogonią za materialnym sukcesem.

Aktualne wydarzenia z życia Pilgrima przeplatają się z wojennymi wspomnieniami i wyimaginowanymi obrazami z jego rzekomego pobytu u Tralfamadorian. Wszystko to zostało przedstawione w całkowitym bezładzie chronologicznym, mającym być rzekomo odzwierciedleniem pomieszania czasowego, jakie obowiązuje we wszechświecie. I chociaż brak konkretnej kolejności w prezentacji fabuły bywa techniką literacką, często stosowaną przez współczesnych powieściopisarzy, to w przypadku książki Kurta Vonneguta ciekawe jest jej logiczne umotywowanie. Gorzej z wykonaniem, gdyż powieść w wielu momentach, dzięki takiemu prowadzeniu narracji, przestaje być zrozumiała, a śledzenie ciągu przyczynowo-skutkowego wymaga od czytelnika ogromnego skupienia. Osłabia także antywojenne przesłanie, które w założeniu ma być głównym motywem powstania utworu.

Coś jednak nie zagrało…

W wielu fragmentach książka ociera się o surrealizm, groteskę i czarny humor, co mogłoby być wartością dodaną utworu, gdyby nie jego przesłanie. Do końca nie wiemy, czy choroba psychiczna Pilgrima jest wynikiem szoku doznanego przez bohatera na skutek przeżyć wojennych czy obrażeń zdobytych w wyniki wypadku lotniczego, w którym uczestniczył. Same opisy bombardowania Drezna przez Aliantów w 1945 roku i zniszczeń, jakie za sobą pociągnęło, są fragmentaryczne i niejako zagubione wśród fantazyjnego świata iluzji. Na czytelniku, który zetknął się ze świadectwami okrucieństwa wojennego w literaturze dokumentalnej i beletrystyce, nie robią one dużego wrażenia, gdyż nie mają ani głębi plastycznej, ani emocjonalnej.

W książce spotykamy szkice i rysunki autora, będące ilustracją i komentarzem do opisywanych wydarzeń. Jednak zarówno one, jak i zamieszczone wiersze-aforyzmy, trudno zaliczyć do arcydzieł gatunku. Bez nich powieść straciłaby na wartości naprawdę niewiele. Nie ukrywam, że przedstawiona historia raczej mnie rozczarowała. Czarny humor autora rozmija się z moim poczuciem sarkazmu… z jednym wyjątkiem. Kurt Vonnegut, we fragmencie poświęconym pobytowi Pilgrima na Tralfamadorii, opisuje książki  tworzone na tej planecie:

[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”#cc2854″ class=”” size=”18″]Wiadomości te nie mają ze sobą żadnego szczególnego związku, ale autor dobrał je starannie w ten sposób, aby widziane jednocześnie składały się na obraz piękny, zaskakujący i głęboki. Nie ma początku ani końca , nie ma sensacyjnej fabuły, morału, przyczyn ani skutków. My cenimy w naszych książkach głębię, jaką daje jednoczesne oglądanie wielu pięknych momentów życia[/perfectpullquote]

– str.109-110

Jak nic – doskonała autorecenzja do Rzeźni numer pięć.

 

Powieść antywojenna dla koneserów. „Rzeźnia numer pięć” – recenzja książki

 

Tytuł: Rzeźnia numer pięć

Autor: Kurt Vonnegut

Liczba stron: 240

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

ISBN: 9788381164924

Weronika Penar
Weronika Penarhttps://recenzowniaksiazkowa.blogspot.com/
Z zawodu behawiorystka i badaczka kociego zachowania -  nic co kocie, nie jest jej obce. Z zamiłowania czytelniczka dobrych kryminałów i książek przygodowych, kinomaniaczka i ciągła podróżniczka. Jeśli nie biega na swojej uczelni, nie uczy studentów lub nie czyta pod kocem książek, to na pewno podróżuje, szukając swojego miejsca w świecie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu