Papka z mózgu widzów, doprawiona nonsensem. „Twin Peaks” – recenzja serialu

-

Kręcenie nowego sezonu serialu po długiej przerwie zazwyczaj kończy się źle. Fani uważają taką produkcje za odgrzany kotlet, który mógłby spodobać się ileś lat wcześniej, ale niekoniecznie w czasie wyprodukowania. Czasem zdarza się nawet tak, że doprodukowana po dłuższym czasie kolejna część okazuje się słaba, co wpływa mocno na całokształt.

Nakręcenie nowego sezonu jest dla wielu wytwórni wielkim krokiem, ale także wyzywaniem, aby zaspokoić „głód” oglądających. Zdejmowanie kurzu ze starego już tytułu bywa porywaniem się z motyką na słońce, ale czasem okazuje się także strzałem w dziesiątkę. Czy warto ryzykować, czy nie, to już jesteśmy w stanie osądzić sami, spoglądając na całokształt serialu. Twin Peaks jest dziwny i wyjątkowy na swój sposób, ale czy jego twórcy poradzili sobie z bardzo wysoko postawioną poprzeczką?

Papka z mózgu widzów, doprawiona nonsensem. „Twin Peaks” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Twin Peaks”
Powrót do przeszłości

Dokładne opisanie tego, co widziałam wydaje mi się wręcz niemożliwe. Dwuodcinkowe wprowadzenie jest bardzo niełatwym doświadczeniem dla widza. Sceny psychodeli oraz ciężkie dla oczu efekty specjalne sprawiają że nie do końca jesteśmy w stanie pojąć, co dzieje się na ekranie. Atmosfera, która towarzyszy nam podczas seansu, także nie ułatwia nam próby zrozumienia fabuły czy chociażby podążania za bohaterami. Serial rozpoczyna się od wprowadzenia postaci Richarda oraz Lindy, o których dowiaduje się także agent Dale Cooper. Równocześnie  Hawk otrzymuje tajemniczą wiadomość. Adresatką jest Pieńkowa Dama, próbująca powiedzieć, że czegoś brakuje, i to za sprawą Coopera. Następnie policja odnajduje korpus nieznanej nam postaci, a w międzyczasie w Nowym Jorku zostają odkryte ciała anonimowych osób, bestialsko zamordowanych przez dziwną, tajemniczą siłę ze szklanego pojemnika. Już po takim wprowadzeniu jesteśmy w stanie zauważyć, jak wielkie są różnice między tym Twin Peaks a jego starszą odsłoną. Pojawia się także sobowtór Coopera, który kradnie show i nie zamierza odejść.

Niedokończona historia

W tej części serialu pojawiło się wiele motywów, które zostały poruszone, ale nie rozwinięte. Wątek Bena Horna oraz jego tajemniczej asystentki, szklane pudełko czy śledztwo prowadzone w Dakocie to tylko luźne przykłady, a można wskazać ich dużo więcej. Jest to oczywiście dużym wzbogaceniem serialu, ale mimo to poruszenie tak wielu tematów i niekontynuowanie ich może być irytujące. Zwłaszcza gdy zaczynamy gubić się w natłoku informacji i trudnej fabule. Wątek tajemniczej istoty z pojemnika powinien zostać rozwinięty na tyle, aby każdy go zrozumiał i nie był jedynie niejasnym epizodem. Twórca serialu okazał się przywiązany do swojego stylu, stąd niezbyt logiczne zabiegi, a także brak wyjaśnień wielu sytuacji.

Aktorzy są jedną z najważniejszych części filmów i seriali. Bez nich oczywiście nie moglibyśmy oglądać naszych ulubionych tytułów. Oryginalne postaci z poprzednich sezonów zostały przyćmione przez nowych, fascynujących bohaterów pierwszo- i drugoplanowych. Robert Knepper oraz Jim Belushi czyli genialni bracia Mitchum, pokazali się nam z najlepszej strony, dając popis swoich umiejętności. Sceny z tymi aktorami przypominają klimat poprzednich części, a jednocześnie przynoszą powiew świeżości. Kyle MacLachlan także poradził sobie świetnie z rolami Dale’a Coopera oraz Douga Jonesa.

Papka z mózgu widzów, doprawiona nonsensem. „Twin Peaks” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Twin Peaks”
Estetyka zawsze na plus

W trzeciej odsłonie perypetii Twin Peaks zaskoczyło mnie przedziwne użycie efektów specjalnych. Oczywiście jest to zrozumiałe w tej produkcji, jednak momentami okazywały się aż przytłaczające. Twin Peaks od zawsze było wyjątkowym serialem, mocno odbiegającym od standardowych tytułów, co przekłada się na takie a nie inne ukazanie historii. Mimo tego że śmiało mogę stwierdzić, że choć jest to serial do masochistów, to wyróżnia się na tle wszystkich znanych tytułów. Twórcy łamią reguły i pokazują, do czego dążą, dzięki czemu widzowie wiedzą że mają do czynienia z czymś wyjątkowym.

Osiemnastogodzinny seans został zakończony w zaskakujący sposób, który wprawił w zdziwienie niemałą liczbę osób. Finał z fajerwerkami nie przekładał się na te same emocje podczas reszty seansu. Czas, który poświęciłam na zagłębienie się w historię Twin Peaks, nie został według mnie najlepiej spędzony. Odcinki strasznie się dłużą, a mało zrozumiała treść wcale nie sprawia że bawiłam się dobrze. Zakończenie sezonu okazuje się jednak rekompensatą za nudny początek i rozwinięcie.

Serca, które zatęsknią

Kto uwielbia Twin Peaks, ten oczywiście odda swoje serce także tej części. Trzeci sezon nie jest arcydziełem, ale ma swój wyjątkowy klimat i odznacza się na tle innych produkcji. Już po dziesięciu minutach wiemy dokładnie, z czym mamy do czynienia i jakie emocje będą nam towarzyszyć podczas seansu. Trudno jednoznacznie ocenić Twin Peaks, bo tak naprawdę nie możemy odnieść się do całości. Powinniśmy rozłożyć ją na czynniki pierwsze i dokładnie przeanalizować, aby wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. Lynch stworzył coś niezwykłego, co niekoniecznie przypadnie każdemu do gustu, jednak wyraźnie włożył w to dużo pracy i serca. Na pewno wielu fanów będzie tęsknić za miasteczkiem Twin Peaks.

https://youtu.be/henMyWiei9Y

Patrycja Szustak
Patrycja Szustak
Jest najprawdziwszym hobbitem, który kocha wszelkie zwierzęta, a najbardziej koty (jakby mogła wybrać swoje kolejne wcielenie, zostałaby grubym kotem). Przemieniła swój pokój w bibliotekę, na niekorzyść pleców mężczyzn, którzy musieli wnosić te wszystkie książki. Jej wzrost ułatwia zawinięcie się w kokon i oglądanie filmów oraz seriali całymi dniami. Lubi dobrą kawę, jednak jest zbyt leniwa, żeby ją zaparzyć.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu