Oryginalnie i klimatycznie. „Cienie Nowego Orleanu” – recenzja książki

-

Książka Cienie Nowego Orleanu Macieja Lewandowskiego skusiła mnie zapowiedzią okultyzmu, elementów mitologii voodoo i horroru w duchu twórczości Lovecrafta, którego to autora uwielbiam. Brzmiało to dla mnie dość oryginalnie i ekscytująco. Mało kto ma odwagę, by w swoich powieściach przemycić elementy zapożyczone od twórcy legendarnego Cthulhu.

[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”#cc2854″ class=”” size=”18″] Nieśmiertelni i obłąkani trwają na krawędzi ludzkiego poznania. Czekają, pogrążenia w letargu. Wielki Cthulhu śni, marząc o powrocie do świata śmiertelników. Jak każdy śpiący, może się kiedyś przebudzić. (str. 33) [/perfectpullquote]

Cienie Nowego Orleanu to mroczna powieść, łącząca elementy kryminału i grozy, osadzona w tytułowym mieście w latach 20-tych XX wieku. Pomimo obowiązującej w tych czasach w całych Stanach Zjednoczonych prohibicji, wszędzie przestrzeganej poprawności politycznej, metropolia ta wciąż bez żadnego skonfundowania jest stolicą pijaków, brudnego seksu, narkotyków i handlu żywym towarem.

[perfectpullquote align=”full” bordertop=”false” cite=”” link=”” color=”#cc2854″ class=”” size=”18″] Człowiek, istota ludzka, jest największym demonem. Od niego, nie od nadprzyrodzonego pochodzi zło. Bestialstwo czynimy dla ułudy zbawienia. (str. 31) [/perfectpullquote]

Poszukiwania Cthulhu na bagnach Luizjany

Głównym bohaterem powieści jest inspektor John Raymond Legrasse, weteran wojenny, który od lata zmaga się z niełatwą przeszłością. Wciąż pada również na niego cień śledztwa dotyczącego porywającej i torturującej młode kobiety sekty z bagien. Podczas tego pechowego dochodzenia, po urządzonej przez policję zasadzce i wyłapaniu większości jej członków, Castro – domniemany przywódca został zamknięty w więziennej celi. Poniekąd sprawa wydawała się rozwiana. Jednak Legrasse nie potrafił o niej zapomnieć. Coś ciągle kazało my drążyć i szukać, a intelektualne wyzwanie przerodziło się w toksyczną fascynację.

Kilka lat po zamknięciu tej sprawy, podczas jednego z nalotów policyjnych, Legrasse znajduje w piwnicy przeszukiwanego domu okaleczone ciało młodej kobiety wyraźnie poddanej przed śmiercią torturom. Parę dni później do jego gabinetu niespodziewanie przychodzi naukowiec – archeolog badający tajemne płaskorzeźby dotyczące kultu piekielnego krakena. Wszystkie te rzeczy zdają się być powiązane z wcześniejszymi wydarzeniami. Każda z nich nieuchronnie prowadzi na bagna Luizjany.

Duszny klimat ulic Nowego Orleanu

To, co w tej książce wyszło autorowi najlepiej, to wykreowanie ciężkiego, wręcz odurzającego klimatu wielkiego miasta Stanów Zjednoczonych w latach 20. XX wieku. Wraz z rozwojem śledztwa towarzyszymy głównemu bohaterowi w podróżach po najciemniejszych i najbardziej mrocznych zakątkach miasta. Odwiedzamy szemrane lokale i obserwujemy wszędobylską makabrę oraz ohydę. Opisy są realistyczne i szczegółowe, co przy odrobinie wyobraźni pozwala poczuć smród pobliskich bagien wymieszanych z zatęchłym odorem miasta pełnego śmierci, narkotyków i pędzonego ukradkiem bimbru. Duży plus również za dodanie tematu Cthulhu, który przewijał się co jakiś czas.

Przez powieść przewija się całą masa różnych postaci – jedne wykreowane lepiej, pełniące ważniejsze role, inne trochę gorzej, służące bardziej jako ubarwienie całej historii. Trochę rozbawił mnie fakt, że autor na siłę próbował przeszmuglować odrobinę polskiego akcentu, poprzez nadanie jednej z główniejszych postaci naszego krajowego pochodzenia. I w sumie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie wspomniał o tym, co kilka zdań.

Niestety, chociaż początek mnie wbił w fotel i nastawił bardzo pozytywnie do powieści, to w dalszej części cała historia jakby zwalnia tempa, a autor gubi pomysł na dalszą fabułę. Nie ukrywam, że od połowy zdarzały mi się kilkudniowe przerwy od lektury, ponieważ robiła się zbyt chaotyczna i nieścisła. Z jednej strony dobrze, że sam pisarz przygotował się merytorycznie przed napisaniem tej książki, z drugiej strony mam jednak wrażenie, że wszystko tutaj zostało upchniętej na siłę, aby uzyskać efekt wow. Nie wyszło to dobrze.

Sama akcja przypomina sinusoidę. W wielu miejscach wydarzenia zapierają dech w piersiach, i wciągają, by potem znów wlec się w nieskończoność. Archaiczny język i wiele dość nie potrzebnych wstawek historycznych – nie ułatwiają zrozumienia fabuły. Jeśli by jednak pominąć ten aspekt – Cienie Nowego Orleanu to oryginalna pozycja z własnym, awangardowym stylem. Sama dam autorowi jeszcze jedną szansę i chętnie odwiedzę wykreowane przez Lewandowskiego mroczne uniwersum.

Oryginalnie i klimatycznie. „Cienie Nowego Orleanu” – recenzja książki

 

Tytuł: Cienie Nowego Orleanu

Autorzy: Maciej Lewandowski

Wydawnictwo: Uroboros

Ilość stron: 360

ISBN: 9788328057098

Weronika Penar
Weronika Penarhttps://recenzowniaksiazkowa.blogspot.com/
Z zawodu behawiorystka i badaczka kociego zachowania -  nic co kocie, nie jest jej obce. Z zamiłowania czytelniczka dobrych kryminałów i książek przygodowych, kinomaniaczka i ciągła podróżniczka. Jeśli nie biega na swojej uczelni, nie uczy studentów lub nie czyta pod kocem książek, to na pewno podróżuje, szukając swojego miejsca w świecie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu