Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Moc apoliona do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Filia.
To miała być dobra kontynuacja. To miała być część, która okaże się idealnym uzupełnieniem poprzednich. Wreszcie to miał być wciągający i zaskakujący tom. Pojawiło się wiele założeń odnośnie do Mocy apoliona, jednak żadne z nich nie zakładało, iż ta powieść okaże się najgorszą cyklu (to „zaszczytne” mienie może mu jedynie odebrać kolejna część apoliońskiej serii, ta dopiero przede mną). Trudno wyjaśnić spadek formy autorki, jedno jest natomiast pewne – prawie każdy aspekt książki nie został odpowiednio dopracowany i przemyślany.
Alex przestała racjonalnie myśleć – wszystkie jej uczucia i zachowanie są skutkiem przebudzenia i więzi, jaką bohaterka ma z Sethem. To on, mimo zapewnień, że nigdy tego nie zrobi, zaczął wpływać na protagonistkę, która żyje obecnie jedną myślą – być z Pierwszym. Przyjaciele dziewczyny nie mogą jednak dopuścić do tego, by ta połączyła się z drugim apolionem, ten przejmie bowiem jej moc i stanie się zabójcą bogów. Alex jest więc więziona przez bliskich, Aiden próbuje dotrzeć do niej i przełamać oddziaływanie Setha na ukochaną.
Czy bohaterom uda się odzyskać protagonistkę? Czy dojdzie do przelania mocy apolionów? Czy w końcu okaże się, kto stoi za całym tym zamieszaniem?
Trudna lektura
Moc apoliona okazała się sporym rozczarowaniem. Jest kilka elementów, które przyciągnęły moją uwagę, jak choćby motyw zejścia do Zaświatów czy starcie Alex z pewną boską osobą (nie mogę zdradzić więcej, byłby to bowiem dość znaczący spoiler), ale pojawia się ich zaledwie parę. Przez większą część książki zastanawiałam się, dokąd to wszystko prowadzi i dlaczego autorka zapomniała o spójności, akcji, dobrej kreacji postaci i wciągającej fabule. Kiedy już wydarzenia zaczynają interesować czytelnika, bardzo szybko emocje opadają, ponieważ pisarka skupia się na miłostkach bohaterów, a nie na zdarzeniach. Wiem, że tę serię buduje wątek miłosny Alex i Aidena, i na początku (w trzech tomach) nie był on irytujący, za słodki i przewidywalny, owszem, ale nie denerwujący. Tymczasem w Mocy apoliona nie da się o nim napisać nic pozytywnego. Przytłacza, nuży, sporo jego elementów jest niepotrzebnych, nie przekonuje. Po prostu istnieje. Można to było zrobić lepiej, chociażby jak w serii Akademia wampirów, cyklu, na jakim bazują książki Armentrout.
Początek powieści nie wciąga, Alex mocno irytuje, a Aiden traci charakterek. Później, przynajmniej na chwilę, sytuacja ulega polepszeniu, ale bardzo szybko wracamy do punktu wyjściowego i fabuła znowu zaczyna nużyć. Owszem, mamy wątek Zaświatów, który okazuje się najbardziej zajmującym w całej książce, jednak to, iż jawi się jako taki, nie równa się temu, że można go nazwać odpowiednio poprowadzonym. Czytając Moc apoliona, czułam się, jakbym powróciła do przygód Percy’ego Jacksona i jego przyjaciół. Sporo elementów brzmi podobnie, miałam czasami wrażenie, że autorka inspirowała się i tym cyklem. Problem w tym, iż tutaj te podobne wątki nie są tak dobrze skonstruowane jak u Riordana.
Mamy greckich bogów, dwóch napakowanych (podobno) mocą apolionów oraz widmo nadchodzącego starcia ostatecznego. Co tu mogło wyjść nie tak? Niestety sporo. Greccy bogowie pojawiają się i znikają, apoliony są silne, ale sporadycznie korzystają ze swoich zdolności (cały motyw szkolenia Alex okazał się tak naprawdę wprowadzony do fabuły, by zwiększyć ilość stron książki), a ostateczne starcie rozegra się dopiero w finalnym tomie serii. To taka część z tych napisanych, bo przydałoby się jeszcze wspomnieć o czymś zanim dojdzie do EPICKIEJ walki (choć mam małe obawy odnośnie do tej epickości). Jest, ale równie dobrze mogłoby jej nie być.
Podsumowanie
Moc apoliona okazała się sporym zaskoczeniem, niestety tym negatywnym. Trudno wciągnąć się w przedstawianą w tym tomie historię, trudno sympatyzować z bohaterami, trudno dać się porwać wydarzeniom. Za dużo elementów do siebie nie pasuje, do tego postaci zachowują się irracjonalnie. Jest jeszcze warstwa językowa książki. Trudno mi powiedzieć, czy to wina osoby tłumaczącej, a może autorki, ale nie da się ukryć, iż sporo dialogów i zdań nie ma sensu i trudno zrozumieć, o co w nich chodzi. To razi i wprowadza chaos.
Czy polecam ten tytuł? Dwa światy, wcześniejszą część, polecałam osobom, które poszukują niezobowiązującej lektury i są miłośnikami twórczości Mead. Wiadomym jest, że jeśli rozpoczęło się apolioński cykl, i chce się go zakończyć, trudno ominąć jedną z jego części. Ostrzegam jednak, że ta niekoniecznie się spodoba.
Autor: Jennifer L. Armentrout
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 464
ISBN: 978-83-8195-064-0
Więcej informacji TUTAJ