Klasyka w nowym wydaniu. „Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Tom 1” – recenzja komiksu

-

Przesadą nie będzie stwierdzenie, że na opowieściach o Allanie Quatermainie wychowało się pokolenie z lat 90. XX wieku. To samo napisać można o kultowym zbiorze komiksów, z późniejszą ekranizacją, opowiadających o tajemniczej Lidze Niezwykłych Dżentelmenów. Przygody tej niesamowitej drużyny, które działały na wyobraźnię wielu ludzi, powracają w nowym wydaniu.

Najpierw trochę historii

Liga Niezwykłych Dżentelmenów to niezwykły przykład łączenia wielu uniwersów. Komiks pomyślany został niegorzej niż marvelowscy Avengersi czy Justice League od DC. Allan Moore wykazał się tutaj dużym kunsztem, zgrabnie dodając do siebie kilkoro całkiem różnych bohaterów i światów. Mamy tu na przykład postacie słynnego doktora Jekylla i jego destrukcyjne drugie oblicze – Pana Hyde’a, z powieści Doktor Jekyll i Pan Hyde, kapitana Nemo – głównego bohatera książki 20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi, oraz chyba najsłynniejszego ze wszystkich członków drużyny – Allana Quatermaina, znanego na całym świecie poszukiwacza przygód, występującego w serii autorstwa Henry’ego Ridera Haggarda. Dziś nazwiska te nie są być może bardzo znane czy popularne (a przynajmniej w szerokiej popkulturze), jednak pod koniec XIX wieku   były to postacie rozpoznawalne nie mniej niż aktualnie Hulk, Iron Man czy Kapitan Ameryka. Moore w bardzo dobry sposób prywrócił tych bohaterów do literackiego życia, dzięki czemu mamy okazję znów z nimi obcować.

Odkryjmy trochę fabuły

Jak na pierwsze tomy komiksów przystało, nie dzieje się tam zbyt wiele przełomowych akcji. Poznajemy główną bohaterkę i narratorkę (a przynajmniej tak kreowaną) – Pannę Murray, której to przypada dość nietypowe zadanie – zebranie drużyny ekscentrycznych śmiałków, mających wyruszyć na pewną niebezpieczną misję. I tak oto, mniej więcej, wygląda pierwszy tom historii. Jest to swego rodzaju cisza przed burzą, a Panna Murray, cytując Piotra Frączewskiego „przed wyruszeniem w drogę musi zebrać drużynę”. Nie oznacza to jednak, że brakuje tam momentów akcji czy przygody, wręcz przeciwnie. Z rekrutacją każdego z bohaterów wiąże się jakaś zagadka lub problem do rozwiązania, co sprawia, że z zaciekawieniem czekamy na dalszy rozwój wydarzeń, zwłaszcza że charaktery poszczególnych postaci są diametralnie różne. Co ciekawe, już w pierwszym tomie widzimy pewne przekształcenia w zachowaniu i nastawieniu postaci, co może zwiastować, że jeszcze wiele mają nam do pokazania.

O wydaniu słów kilka

Muszę przyznać, że tym, co szczególnie zwróciło moją uwagę, było właśnie genialne wydanie pierwszego tomu Ligi Niezwykłych Dżentelmenów. Już sama okładka, wykonana na twardej oprawie, prezentuje to, czym zdecydowanie jest ten komiks – klasyczną podróżą do przeszłości. Trzymając go w ręku można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z reliktem z poprzedniej epoki, który zachował się po dziś dzień. W środku jest jeszcze lepiej. Aby podtrzymać ten XIX-wieczny klimat, zastosowano bardzo prosty zabieg: część stron zeszytu została ukazana w formie klasycznej gazety, dzięki czemu mamy możliwość poczuć się jak autentyczny odbiorca tamtych zdarzeń. Jednak przechodząc już do najważniejszej części, czyli graficznego przedstawienia Ligi Niezwykłych Dżentelmenów, to mam co do niego mieszane uczucia. O ile podoba mi się klasyczny wygląd okładki, to mimo wszystko jestem zwolennikiem bardziej dynamicznego komiksu, w którym dominują płynne przejścia i ogólny „chaos” na stronie. Tutaj natomiast mamy powrót do korzeni gatunku, czyli statyczne kadry, przypominające bardziej następujące po sobie obrazki, a nie ciągłą historię. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, w końcu to nowe wydanie komiksu, który ma już swoje lata, a już wtedy był stylizowany na wiek XIX, mimo to spodziewałem się jakiegoś unowocześnienia, pozwalającego spojrzeć na niego z innej perspektywy.

Co mi tu nie grało

Jako całokształt, komiks został wykonany naprawdę bardzo dobrze. Wydawca postarał się, aby oddać ducha epoki, w której żyją bohaterowie serii o Lidze Niezwykłych Dżentelmenów, jednak nie wiem czy nie zostało to pociągnięte za daleko. O ile oprawa wokół komiksu wygląda obłędnie, tak samo zobrazowanie historii, przez swoją prostotę i przesadną archaiczność, tytuł jest dość toporny w ogólnym odbiorze. Oglądanie statycznych kadrów na dłuższą metę staje się, delikatnie mówiąc, nudne. Jedynie angażująca historia, która oczywiście sama w sobie jest najważniejsza, potrafiła utrzymać mnie przy czytaniu, jednak mimo wszystko oprawa wizualna w komiksie ma ogromne znaczenie. Chciałbym zobaczyć więcej unowocześnień – takich, które sprawiłyby, że poczuję powiew świeżości spomiędzy stron.

Podsumowanie

Pomimo wspomnianego wyżej mankamentu, który bardziej jest personalnym odczuciem, całość komiksu wypada bardzo dobrze. Dodatki graficzne w postaci wycinków gazet, plakatów i tym podobnych, dodają masę klimatu i sprawiają, że chce się zagłębiać w tę historię. Fabuła, pomimo wielu archaicznych odniesień, nadal potrafi wciągnąć, dlatego też Liga Niezwykłych Dżentelmenów ma (prawie) wszystko, czego potrzebuje dobra opowieść obrazkowa.

Klasyka w nowym wydaniu. „Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Tom 1” – recenzja komiksuTytuł: Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Tom 1

Scenarzysta: Alan Moore

Ilustrator: Kevin O’Neil

Liczba stron: 192

Wydawnictwo: Egmont

podsumowanie

Ocena
8.5

Komentarz

Kawał dobrego klasyka.
Filip Linski
Filip Linski
Miłośnik fantastyki, napędzany hektolitrami kawy. Ciągnie go zarówno do mroków lovecraftowego Innsmouth, jak i do piękna tolkienowskiego Rivendell. W prawdziwym życiu zajmuje się fotografią i zwierzętami, a najbardziej lubi łączyć oba te zainteresowania.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Kawał dobrego klasyka.Klasyka w nowym wydaniu. „Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Tom 1” – recenzja komiksu