Kraina mlekiem i miodem płynąca… „Miasto Snów” – recenzja książki

-

Autorzy współczesnej fantastyki mają trudny orzech do zgryzienia. Można pomyśleć, że do tej pory wszystko już było… kilkadziesiąt wersji elfów, różne oblicza smoków, krasnoludy, gnomy, skrzaty i inne nieludzkie stworzenia. Zaskoczenie czytelnika stanowi prawdziwe wyzwanie, jednak ogranicza nas tylko wyobraźnia. Adam Faber udowadnia, że pozostało jeszcze dużo do odkrycia w świecie fantasy, przenosząc nas ponownie do uniwersum Jaaru.

March wydaje się być zwykłą nastolatką… no, prawie. Jej niski wzrost, nieco ponad metr dwadzieścia, jest przyczyną częstych drwin ze strony rówieśników. Na szczęście zawsze może liczyć na wsparcie swojej przyjaciółki. Niestety ze względu na swoją korpulentność, Isel również nie ma łatwo. Jednak dziewczyny nie wydają się być zmartwione swoim wyglądem i potrafią o siebie zadbać, a kiedy trzeba i odpyskować, przez co często wpadają w kłopoty. March wciąż czuje, jakby nie należała do swojego świata, a dziwne sny i pojawiający się w nich chłopak nie dają jej spokoju. Kiedy po raz pierwszy spotyka go na żywo, jej przypuszczenia się potwierdzają. Z nią musi być coś nie tak. Jednak znajomość z Callenem jest tylko początkiem nadchodzących kłopotów…

Jaar, ale co to takiego?

Muszę przyznać, że Miasto Snów było moją pierwszą przygodą w świecie Jaaru. Początkowo obawiałam się, że mogę mieć pewne zaległości czytając tę powieść. Nie będę znała wszystkich zakamarków tej krainy, jej tajemnic i magicznych stworzeń. Po lekturze krótkiego opisu, znajdującego się na okładce książki, uznałam, że historia nie brzmi jak kontynuacja Kronik Jaaru, przez co nie powinnam mieć problemu z poznaniem tego świata na nowo, z perspektywy innej bohaterki. Cóż, chyba trochę się pomyliłam, ponieważ Faber nie poświęcił w powieści zbyt wiele miejsca na opis tego uniwersum, ograniczając się jedynie do kilku akapitów. Tym samym nie miałam silnego odczucia, że fabuła osadzona została stricte w krainie Jaaru. Z jednej strony szkoda, że nie mogłam się bardziej zagłębić w tym świecie, z drugiej strony – brak całkowitej wiedzy na jego temat nie przeszkadzał w odbiorze powieści.

Fery, wiedźmy i gadające koty…

Na prawdziwe uznanie zasługuje pomysłowość autora. O ile wiedźmy i gadające koty nie są obce w literaturze fantasy, o tyle skrzydlate i różnobarwne postacie owszem. Faber dodaje im mroczności ze względu na ich owiane tajemnicą rytuały, zwyczaje i tradycje. To czyni je niedostępnymi i nieuchwytnymi. Wywołuje w czytelniku ciekawe emocje, ponieważ ze względu na ową tajemniczość ma się ochotę poznać je dokładniej. Ale nic z tego! To, co serwuje nam autor w pierwszej części trylogii Krwi Ferów, to zaledwie prolog do prawdziwej burzy, która, mam nadzieję, rozszaleje się na dobre w kolejnych dwóch tomach.

Co do wiedźm i gadających kotów, tutaj też czeka na czytelnika jeszcze wiele niewiadomych do odkrycia, ponieważ historię poznajemy z perspektywy March i w zasadzie wiemy tyle, co ona. Bardzo lubię tę formę dozowania informacji na temat świata przedstawionego, mimo że powieść napisana jest w narracji trzecioosobowej. Tym samym czytelnik może lepiej poznać postać głównej bohaterki i w zasadzie odczuwać równocześnie z nią te same emocje, a zwłaszcza zaskoczenie pewnymi faktami, mającymi miejsce w mało oczekiwanych momentach.

Kiedy wyruszymy w kolejną podróż?

Odnoszę wrażenie, że Miasto Snów jest raptem wstępem do pełnej niebezpieczeństw przygody, a przynajmniej taką mam nadzieję, ponieważ akcja w pierwszej części rozwija się bardzo powoli. Lepiej poznajemy March oraz jej osobowość, przyglądamy się spotkanym przez nią postaciom, jednak fabuła momentami stoi w miejscu. Prawdziwą satysfakcję z lektury poczułam dopiero pod koniec powieści, kiedy intrygi bohaterów powoli zaczynają wychodzić na światło dzienne. Wtedy zmniejszająca się nieubłagalnie liczba stron frustruje, ponieważ czytelnik chciałby poznać i zrozumieć jak najwięcej wątków. Czy jest mu to dane? Cóż, na to pytanie nie udzielę odpowiedzi, tylko skieruję do lektury książki. Choć początkowe rozdziały mogą trochę znudzić, to przenosząc się do Miasta Snów wraz z March, szybko się „rozbudzicie” i wciągniecie w niezrozumiałą sieć intryg.

Kraina mlekiem i miodem płynąca… „Miasto Snów” – recenzja książki

 

Tytuł: Miasto Snów

Autor: Adam Faber

Wydawnictwo: We need YA

Liczba stron: 464

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Obowiązkowa pozycja dla fanów „Kronik Jaaru”, skrywająca masę tajemnic. Z chęcią ponownie będę towarzyszyć March w jej magicznej podróży, jednak nie czuję potrzeby, aby poznać wcześniejsze książki z tego uniwersum.
Sylwia Smolińska
Sylwia Smolińska
Miłośniczka gier planszowych, karcianych oraz fanka dram koreańskich. Lubi otaczać się pozytywnie zakręconymi ludźmi, nigdy nie odmówi wyjścia do Escape Roomu. W wolnym czasie czyta książki fantasy i próbuje swoich sił w szydełkowaniu. Nie wyobraża sobie życia bez kina i seriali.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Obowiązkowa pozycja dla fanów „Kronik Jaaru”, skrywająca masę tajemnic. Z chęcią ponownie będę towarzyszyć March w jej magicznej podróży, jednak nie czuję potrzeby, aby poznać wcześniejsze książki z tego uniwersum.Kraina mlekiem i miodem płynąca… „Miasto Snów” – recenzja książki