Gdyby Jopseph Conrad pisał horrory. „Dżozef” – recenzja książki

-

Napisanie powieści, w której twórczość pisarza polskiego pochodzenia, Josepha Conrada, znajduje swoje odzwierciedlenie w utworach innych autorów jest ciekawym elementem kompozycyjnym, bowiem w literaturze grozy rzadko zdarza się, aby dorobek słynnych literatów był wykorzystywany w opowieściach w klimacie horroru. Jakub Małecki tego dokonał i trzeba to oddać – wyszło mu to całkiem zgrabnie.

Dżozef to powieść z pogranicza horroru i realizmu magicznego. Przedstawiony w niej świat epatuje  absurdem, abstrakcyjnością oraz magią, która oddaje ducha mitologii indiańskiej. Znamienną cechą dla rozgrywanej akcji jest ukazywanie fuzji zewnętrznych i wewnętrznych czynników, składających się na ludzką egzystencję. Książka Jakuba Małeckiego, po raz pierwszy wydana w 2011 roku, pozostaje w tym względzie unikatowa, gdyż groza istnieje w niej na zasadzie ornamentu – wypełnia przestrzeń, ubarwia wydarzenia i nadaje im dużo bardziej złowieszczy charakter. Tak skonstruowana rzeczywistość sprawia, iż  książka intryguje, zaskakuje i czytanie jej sprawia przyjemność.

Kiedy Stasio stworzył Drewniaka

Akcja powieści rozpoczyna się, kiedy młodzieniec Grzegorz Bednar, pobity, ze złamanym nosem, trafia do szpitala. Po przyjęciu zostaje przekierowany do sali, gdzie poznaje innych pacjentów: Leszka Kurza, Henryka Jagiełło, nazwanego „Marudą”, oraz Stanisława Baryłczaka. Fabuła, przez lwią część, skupia się wokół ostatniego z wymienionych mężczyzn, który, w gorączkowym majaczeniu, opowiada niezwykłą i zarazem mroczną historię ze swojego życia oraz nakazuje ją spisywać dołączonemu do współlokatorów młodemu, pozbawionemu szerszych perspektyw, chłopakowi. Doświadczenia „Czwartego”, jak mówi o nim narrator, zdają się być przyczyną niewytłumaczalnych i absurdalnych zjawisk. Znikające sale, korytarze oraz zstępująca zewsząd ciemność w konsekwencji, wraz z postępującą opowieścią pana Stacha, doprowadzają bohaterów do histerii i obłędu. Wspomniany w niej starzec, jako dziecko, zostaje wielokrotnie skrzywdzony przez postać Kozła Drewniaka, będącą  jego własnym dziełem.

Co nas nie zabije, to nas wzmocni

Napisana przez Jakuba Małeckiego prostym, potocznym językiem książka to intrygująca i wciągająca podróż w świat, w którym koszmary urzeczywistniają się pod postacią  wyrzeźbionego z drewna mitologicznego kozła z szyderczym uśmiechem i o dość psychopatycznym usposobieniu.  Mityczny stwór figuruje w lekturze jako symbol nadający opowieści moralizującą wartość. Zaś z tekstu, oprócz wylewających się zewsząd absurdów, często będących nieodzownym elementem egzystencji człowieka, płynnie subtelna puenta, gęsto pokryta mrocznym całunem paranormalnych wydarzeń. To właśnie doświadczanie przez bohaterów nadprzyrodzonych zjawisk prowadzi do ich wewnętrznych metamorfoz. Każdy z przedstawianych nam protagonistów zmaga się z własnymi demonami i problemami życiowymi, w różnym stopniu  zależnymi od nich samych i wynikających z ukonstytuowania ludzkiej natury. Nie są to jednak bardziej rozbudowane biografie; właściwie to trywialność losów czyni je wiarygodnymi, poza historią Stanisława Baryłczaka – główną  przyczyną całego zamieszania. W tym wszystkim twórczość Josepha Conrada  stanowi dla popadającego w obłęd mężczyzny lek na lęki i koszmary oraz sposób na zagłuszenie morderczego demona, nękającego go od najmłodszych lat, kiedy to sam powołał Kozła Drewniaka do życia. Wykorzystanie dorobku słynnego pisarza literatury pięknej potęguje nieco atmosferę niepokoju, grozy i paranoi. Jest także dowodem na pomysłowość i oryginalność autora. Dokonana przez niego fuzja dwóch przeciwległych sobie światów wymaga głębokiego namysłu i wyczucia, ale, jak widać, czuje się on świetnie w tworzeniu absurdalnej rzeczywistości, w której sfera realizmu łączy się z magią.

Obcowanie z magią i realizmem

Na polskim rynku horroru pisanego znajdziemy stosunkowo niewiele pozycji, które są skonstruowane w ten sposób. Z podobnym światem obcujemy w Tracę Ciepło Orbitowskiego, lecz tam groza  ma  zupełnie inny wymiar. Jest dużo bardziej metafizyczna, przerażająca i mniej znośna oraz ciężkostrawna. Dlatego też Dżozef Jakuba Małeckiego to unikatowa powieść z gatunku realizmu magicznego, gdzie wszystko pozotaje na swoim miejscu – straszy, intryguje, hipnotyzuje oraz moralizuje. Mimo że odwołań wprost do twórczości Josepha Conrada znajdziemy niewiele, gdyż, poza paroma cytatami, nie ma w zasadzie żadnego nawiązania do życia samego autora, porównywanego choćby do Juliusza Słowackiego, można zaobserwować w fabule wątki psychologiczno-moralne, tak znamienne dla jego dzieł.  Zatem warto sięgnąć po tę powieść, może i w waszym życiu ta książka coś zmieni.

Gdyby Jopseph Conrad pisał horrory. „Dżozef” – recenzja książki

Tytuł: Dżozef

Autor: Jakub Małecki

Wydawnictwo: SQN

Ilość stron: 320

ISBN: 978-83-8129-109-5

Marcin Panuś
Marcin Panuś
Zafascynowany horrorem od najmłodszych lat. Twierdzi, że pierwszy film grozy obejrzał już w wieku sześciu lat. Wierny fan Freddy’ego Kruegera. Od postmodernistycznego kina woli stare dobre produkcje klasy B. Typ aktywisty i sportowca, z milionem pomysłów na siebie. Ceni sobie szczerość i otwartość u ludzi oraz bliższe relacje z innymi. Stawia na samorealizację poprzez zainteresowania i pasje. Może kariery badmintonisty nie zrobi, ale ma zadatki by być dobrym pedagogiem. W wolnym czasie lubi zagłębiać się w poezji. Wciąż podtrzymuje obietnicę, że kiedyś wyda swój skromny tomik.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu