Drama, drama, drama… „Euforia” ‒ recenzja serialu, sezon 2

-

Pierwszy sezon Euforii Sama Levinsona cieszył się dużą popularnością wśród widzów i odniósł ogromny sukces komercyjny. Stało się tak po części za sprawą obsady, gdzie główną rolę dostała Zendaya, a także (lub nawet przede wszystkim) ze względu na tematykę produkcji. Chociaż poruszane są tu bardzo ciężkie motywy, to serial wpisuje się w upodobania wielu widzów, a dodatkowo, jak twierdzi reżyser, jest odwzorowaniem problemów, z którymi on sam, jako nastolatek, zetknął się w przeszłości. Nikogo więc nie dziwi, że po emisji kilku pierwszych odcinków drugiego sezonu Euforii w internecie pojawiła się informacja o prawie dwukrotnie zwiększonej oglądalności.

Uwaga na ewentualne spoilery z pierwszego sezonu!

Co nowego w East Highland?

Pierwszy sezon skończył się bardzo widowiskowym odcinkiem, po którym fani tworzyli różne teorie i mieli wiele pomysłów na to, co miałoby się wydarzyć dalej. Gorące dyskusje budziła przede wszystkim ostatnia scena, gdzie główna bohaterka, po przedawkowaniu narkotyków, ma halucynacje. Wielu widzów wyrażało obawy, że po prostu zmarła, i nie ustały one nawet po tym, jak zapowiedziano kontynuację produkcji.

euforia
Euforia / HBO

Pierwsza scena drugiego sezonu to wspomnienie z dziecięcych lat znanego już widzom  Fezco, w której dowiadujemy się, co doprowadziło do tego, że obecnie zajmuje się handlem narkotykami. Sekwencja w gangsterskim klimacie, dodatkowo silnie emanująca nagością, od początku daje sygnał oglądającemu, że serial zmierzać będzie w jeszcze mroczniejszym kierunku. Następnie przenosimy się na imprezę noworoczną do bohaterów, gdzie dzieje się równie dużo. Ścieżki Rue, która, wbrew temu, co wszyscy myślą, wcale nie przestała brać narkotyków, i Jules ponownie się łączą. Do serialu wprowadzono nową postać, przyjaźnie zostają wystawione na próbę, a napięcie między pewnymi bohaterami wieńczy bójka. W tym sezonie wielka drama po prostu wisi w powietrzu, o czym mieliśmy się przekonać już w kolejnych odcinkach.

Znikający bohaterowie?

W opisie nie wspomniałam o jednej bohaterce, która w poprzednim sezonie miała spore znaczenie dla fabuły. Chodzi oczywiście o Kat, graną przez Barbie Ferreirę. Tutaj jej praktycznie nie ma, z postaci pierwszoplanowej stała się drugoplanową, pojawiającą się tylko po to, aby ponarzekać na swój związek z Ethanem i nic poza tym. Sceny z nią zostały powycinane tak bardzo, jak tylko się dało, przez co można odczuć, że w niektórych momentach serial zwyczajnie się dłuży. O ile brak Algee Smitha, odtwórcy roli McKaya, da się jeszcze wytłumaczyć tym, że jego postać prawdopodobnie wyjechała do college’u, tak bardzo dziwne jest pominięcie Barbie. Kat została kompletnie pozbawiona jakiegokolwiek charakteru, a sceny z nią, które trafiły do odcinków, były ciężkie do oglądania.

euforia
Euforia / HBO

Jules (w tej roli świetna Hunter Schafer), pomimo że wcześniej była drugą główną bohaterką, w tym sezonie nie dostaje zadowalającego wątku. Przez cały czas wydaje się być jedynie jednym z elementów w życiu Rue. Chociaż interakcje między dziewczynami, zwłaszcza w piątym i siódmym odcinku, są pełne emocji i napięcia, to odnoszę wrażenie, że potencjał postaci granej przez Hunter został trochę zmarnowany, a postęp, który zrobiła jako bohaterka (widoczny szczególnie w odcinku specjalnym), cofnięty.

Zamiast tego swój czas ekranowy i rozwinięty wątek dostał między innymi ojciec Nate’a ‒ Cal. Widzowie mają okazję poznać jego przeszłość i powody, dla których teraz jest, jaki jest, chociaż przyznam, że nie do końca było to przekonujące i interesujące. Twórcy być może mieli chęci, aby pokazać dramat tej postaci, ale wyszło odwrotnie, a momentami nawet śmiesznie. Sporym problemem tego sezonu jest wprowadzanie wielu nowych wątków, które do niczego nie prowadzą, i jednoczesny brak kontynuowania poprzednich.

euforia
Euforia / HBO
Może jednak nie wszystko było takie złe?

Śmiało mogę stwierdzić, że piąty odcinek był dla mnie najlepszym. Skupiliśmy się w nim na Rue, jej uzależnieniu i relacjach z bliskimi, co było strzałem w dziesiątkę. Zendaya jak zwykle genialnie spisała się w roli uzależnionej od narkotyków nastolatki. Widząc ją na ekranie, kiedy krzyczy, kłóci się z serialową matką, wpada w histerię czy rozpacza, nie ma innego wyjścia niż po prostu uwierzyć w tę postać.

Świetną robotę robią również jej partnerki z planu, między innymi. Nika King, wcielająca się w matkę Rue. Dynamika między tymi dwiema postaciami oddana została doskonale, a scena z Leslie błagającą o pomoc dla jej córki łamie serce. Podobnie jest ze Storm Reid. Chociaż wydaje się, że aktorka grająca młodszą siostrę Rue przez większość swojego czasu ekranowego płacze i nie ma możliwości pokazać, co naprawdę potrafi, to jest to jednak wystarczające. Wierzę w tę postać, w to, jakie emocje nią targają i jak bardzo wykończona czuje się przez to, co dzieje się z jej serialową siostrą. Niepotrzebne są tutaj wielkie popisy aktorskie, ponieważ uzyskana została autentyczność.

Jeśli chodzi o portret Rue i jej relacji z rodziną, naprawdę nie mogę się do niczego przyczepić. Poza momentami, kiedy oglądającemu łamie się serce, gdy obserwuje jak uzależnienie niszczy nie tylko główną bohaterkę, lecz także jej matkę i młodszą siostrę, dostajemy również słodko-gorzkie sceny dające nadzieję. Jest to w dodatku zagrane tak dobrze, że widz nie może oderwać wzroku od ekranu.

euforia
Euforia / HBO
Czy to naprawdę było konieczne?

Ten sezon był zrobiony pod dorosłego widza zdecydowanie bardziej niż poprzedni. Oprócz poruszania cięższych tematów, pojawiło się znacznie więcej nagości. Nie przesadzam, gdy stwierdzam, że w pierwszych czterech odcinkach męskie przyrodzenie dostało więcej czasu ekranowego od niektórych postaci. Pojawiły się również wypowiedzi kilku aktorek o tym, że pierwotnie miało być więcej scen, w których występują bez ubrań. Oczywiście, sama w sobie nagość to nic złego, po prostu czasem jest zwyczajnie zbędna.

Co w końcu z tą Euforią?

Jedyne, co mogę uznać za naprawdę dobre, to poprowadzenie postaci Rue. Odnoszę wrażenie, że reżyser chciał kontynuować jej wątek i miał na to pomysł, ale nie wiedział za bardzo, co zrobić z pozostałymi postaciami, a jakoś trzeba było zapełnić pozostały czas ekranowy. Zamiast dać im historię, w której widzowie mogliby obserwować ich rozwój, wolał szokować, co momentami wychodziło wręcz komicznie, a podejrzewam, że wcale tak nie miało być.

Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że oglądało mi się to źle. Jest to serial zrobiony poprawnie, idealny dla zabicia czasu i przyjemny dla oka, a niektóre ujęcia wyszły wręcz bardzo ładnie. Problem jednak leży w warstwie scenariuszowej. Momentami kicz wylewa się z ekranu, a przerysowanie aż razi w oczy, żeby po chwili widz dostał scenę, w której uzależnienie rujnuje życie głównej bohaterce.

Euforia aspiruje do bycia serialem o problemach nastolatków dla dorosłego odbiorcy, ale fabularnie, poza wątkiem Rue, bliżej jej do bycia przerysowaną komedią.

https://www.youtube.com/watch?v=5bTl_qSlYiQ

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Wizualnie serial nadal trzyma poziom pierwszego sezonu, jednak nie można napisać tego samego o fabule. Wątków jest zbyt dużo, żeby każdy z nich został zadowalająco rozwinięty, a szokowanie widza stawia się tu nad konsekwentne opowiadanie historii.
Dorota Gola
Dorota Gola
Podcasty podczas układania puzzli to dla niej idealny sposób na odpoczynek. Woli herbatę zdecydowanie bardziej od kawy, a nocą wszystko tworzy jej się lepiej niż w dzień. Lubi czytać dobre książki i oglądać dobre filmy oraz słuchać, kiedy ktoś opowiada o tych słabych.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Wizualnie serial nadal trzyma poziom pierwszego sezonu, jednak nie można napisać tego samego o fabule. Wątków jest zbyt dużo, żeby każdy z nich został zadowalająco rozwinięty, a szokowanie widza stawia się tu nad konsekwentne opowiadanie historii. Drama, drama, drama… „Euforia” ‒ recenzja serialu, sezon 2