Diabeł mi kazał. „Diablero” – recenzja książki

-

Życie horroromaniaka nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza w dobie bombardowania nas produkcjami, które nie mają za wiele wspólnego z gatunkiem grozy. Prędzej wywołują w odbiorcy śmiech niż sprawiają, że ogarnia go strach i serce zaczyna szybciej bić.

Jeśli chodzi o telewizyjne i kinowe produkcje grozy, jestem jeszcze w stanie przymknąć oko na potknięcia ich twórców, póki obraz spowoduje choć niewielki dreszczyk emocji. Gdy mowa o książkach, moja tolerancja okazuje się jednak o wiele niższa – w tym przypadku nie ma litości, horror musi spełnić swoje zadanie, inaczej niech spłonie w ogniu piekielnym.

Kilka dni temu Netflix wypuścił swój kolejny serial, tym razem na podstawie prozy meksykańskiego pisarza – F.G. Haghenbecka.  Jest to skrzyżowanie horroru z thrillerem. Zanim jednak uraczymy was recenzją netflixowego obrazu, zapraszam do świata wykreowanego przez Haghenbecka, miejsca pełnego demonów i diableros.

Mówcie mi diablero

Elvis Infante przeżył już w swoim życiu sporo rzeczy: musiał zabić brata, trafił do więzienia, brał udział w kampanii w Afganistanie, a do tego spotkał niejednego demona  czy innego piekielnego stwora. Śmierć towarzyszy mu na każdym kroku, a sam bohater nie wie, kiedy w końcu wpadnie w jej objęcia. W końcu zawód diablero, czyli łowcy demonicznego pomiotu, nie bywa najbezpieczniejszy – Elvis nie zna dnia ani godziny, kiedy oponent okaże się od niego silniejszy i wygra starcie.

Tym razem Infante będzie musiał się zmierzyć z potężną bestią, która opętała jednego z wiernych ojca Benjamina. Za tą sprawą kryje się jednak bardziej skomplikowana historia, a diablero stanie oko w oko z naprawdę silnym i krwiożerczym demonem.

Horror i thriller

Diablero  F.G. Haghenbecka nie jest „czystym” horrorem – to powieść łącząca w sobie wątki znane z historii grozy, zwłaszcza z pozycji z motywem opętania i egzorcyzmów, thrillera, akcji i szczypty literatury wojennej. Autor połączył kilka gatunków, by stworzyć wciągającą opowieść o walce wyspecjalizowanych osobników ze złem. Jeżeli jednak spodziewacie się, że Elvis to typowy poczciwina, który rozprawia się z demonami siłą swojej wiary, spieszę poinformować, że bohaterowi daleko do bycia wysłannikiem dobra.

W świecie stworzonym przez meksykańskiego pisarza diablero to rzeczywiście łowca demonów, ale także osoba, która je hoduje w celu wystawienia w nielegalnych walkach i zdobycia całkiem pokaźnej sumki pieniędzy, pod warunkiem, że ich bestia wygra. Sam motyw okazuje się niezwykle ciekawy i wciągający, szkoda tylko, iż Haghenbeck poświęcił mu tak mało miejsca. Cherubomachia (nielegalne walki aniołów i diabłów) to zdecydowanie najbardziej interesujący wątek pojawiający się w książce, to element, który nie jest powielany w większości powieści.

W przeciwieństwie do tego związanego z egzorcyzmami. To jeden z ulubionych motywów pojawiających się w pozycjach grozy – poznaliśmy już chyba wszelkie warianty jego przedstawienia. Haghenbeck nie dodaje wprawdzie za wiele nowego do tego worka, jednak na pewno nie można mu zarzucić wtórności i powielania schematów. Infante nie jest bowiem typowym bohaterem, jaki pojawia się w historiach o opętaniu – przeważnie za pozbywanie się złego zabierają się duchowi albo byli księża, tudzież spirytyści (jak w serii Naznaczony). Wprawdzie Elvis nie okazuje się byle kim, dobrze zna swój fach i dokładnie wie, jakich inkantacji użyć, by wyzwolić człowieka spod wpływu demona, jednak daleko mu do czystej na ciele i duszy osoby. Do tego ma specyficzne poczucie humoru, nie gardzi pieniędzmi i lubi ubarwiać swój język przekleństwami w różnych językach.

Haghenbeck przedstawia nam historię kilku bohaterów, nie tylko samego Infante, choć ten jest najważniejszą osobą w tym przedstawieniu. Poznajemy również Tecate (i właśnie tutaj autor sporo pisze o cherubomachii) i wspomnianej wcześniej ojca Benjamina, który ma sporo grzechów na swoim sumieniu. Jakich? O tym przekonacie się, sięgając po Diablero.

Pozycja meksykańskiego pisarza nie przeraża, to nie jest mocny horror, po którego lekturze nie będziecie mogli zmrużyć oczu. Nie okazała się jednak nudna i wtórna, wręcz przeciwnie – ciekawi i nietuzinkowi bohaterowie, mroczny, brudny świat, do tego wciągająca opowieść. Ta książka jest piekielnie i demonicznie dobra, szkoda tylko, że taka krótka.

Diabeł mi kazał. „Diablero” – recenzja książki

Tytuł: Diablero

Autor: F.G. Haghenbeck

Wydawnictwo: Rebis

Liczba stron: 208

ISBN: 978-83-8062-346-0

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu